[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęły mnożyć się jak szalone.Gdyby tylko było tam trochę majonezu.Całe życie mogłoby okazać się całkiem inne.Może bardziej pikantne, może z niewielkim dodatkiem śmietany.Podróże z pomocą magii mają poważne wady.Człowiek ma uczucie, że żołądek zostaje w tyle.A umysł wypełnia groza, ponieważ cel zawsze jest odrobinę niepewny.Nie znaczy to, że można trafić dokądkolwiek.“Dokądkolwiek” reprezentuje mocno ograniczony zakres możliwości w porównaniu z miejscami, do których może przenieść magia.Sama podróż jest łatwa.Prawdziwa sztuka to osiągnięcie celu, w którym – na przykład – uda się przeżyć we wszystkich czterech wymiarach równocześnie.Margines błędu był tak ogromny, że przybycie do całkiem zwyczajnej, wysypanej piaskiem jaskini wzbudziło niemal rozczarowanie.W ścianie jaskini tkwiły drzwi.Bez wątpienia były to drzwi złowieszcze.Wyglądały, jakby ich budowniczy przestudiował wszystkie drzwi ciemnic i lochów, po czym wziął się do pracy i stworzył – można powiedzieć – pełną wizualną symfonię.Bardziej przypominały portal.Na pokruszonym szczytowym łuku zostało wyryte jakieś pradawne, zapewne przerażające ostrzeżenie.Jednak odczytanie nie było mu przeznaczone, gdyż ktoś zakleił je jasnoczerwoną kartką z białym napisem “nie musisz być przeklętym, żeby tu pracować.Ale to pomaga!!!”Rincewind raz tylko na nią zerknął.Oczywiście umiem to przeczytać – stwierdził.– Ale zwyczajnie w to nie wierzę.Wielokrotne wykrzykniki – ciągnął dalej, kręcąc głową – są pewne oznaki chorego umysłu.Obejrzał się.Rozjarzone linie magicznego kręgu Eryka zamigotały i zgasły.Wiesz, nie jestem wybredny – powiedział.– Miałem tylko wrażenie, że obiecałeś zabrać nas z powrotem do Ankh.To nie jest Ankh.Poznaje po pewnych drobnych szczegółach, jak choćby migotanie czerwonych cieni na ścianach jaskini i daleki krzyki.W Ankh krzyki rozlegają się na ogół z bliższej odległości – dodał.Dobrze, że w ogóle udało się go uruchomić – naburmuszył się Eryk.– Podobno magiczny krąg nie może działać na odwrót.W teorii oznacza to, że ty stoisz wewnątrz, a rzeczywistość przesuwa się dookoła.Bardzo dobrze sobie poradziłem.Rozumiesz – w głosie chłopca zawibrował entuzjazm – jeśli przepisać kodeks źródłowy i.to najtrudniejsze.przefazować go przez wysoki poziom.Tak, tak bardzo sprytne, co tez jeszcze ludzie wymyślą – przerwał mu Rincewind.– Jest tylko pewien problem.Widzisz, całkiem możliwe, że trafiliśmy do Piekła.Tak?Brak reakcji Eryka trochę go zaskoczył.No wiesz – dodał.– takie miejsce z demonami w środku.Tak?Na ogół przyjmuje się, że jest to dobre miejsce, żeby się w nim znaleźć.Myślisz, że uda się im to wytłumaczyć?Rincewind zastanowił się.Najkrócej mówiąc, nie był pewien, co mogą z nim zrobić demony.Ale wiedział, co mogą zrobić ludzie.A po całym życiu spędzonym w Ankh- Morpork, Piekło może się okazać wcale nie gorsze.A na pewno cieplejsze.Przyjrzał się kołatce.Była czarna i przerażająca, co zresztą nie miało znaczenia, gdyż była również zawiązana, a zatem nie nadawała się do użytku.Obok niej, z wszelkimi znakami niedawnej instalacji, ktoś nie wiedział, co robi i nie chciał tego robić, w podrapanym drewnie tkwił czerwony przycisk.Rincewind na próbę dźgnął go palcemDźwięk, jaki się rozległ, mógł być kiedyś popularną melodią, może nawet napisaną przez zdolnego kompozytora, na którego przez jeden ekstatyczny moment spłynęła muzyka sfer.Teraz jednak zabrzmiał po prostu: bing –BONG – ding – DONG.Byłoby też niedbałym wykorzystaniem słownika nazwanie “koszmarną” istoty, która otworzyła drzwi.Koszmary wyglądają zwykle niezbyt sensownie i trudno jest komukolwiek wytłumaczyć, co jest tak przerażającego w fakcie, że czyjeś skarpety nagle ożyły, albo w gigantycznych marchewkach wyskakujących zza żywopłotu.Ta istota była tego rodzaju straszliwą istotą, jaka może zostać stworzona przez kogoś, kto długo siedzi i bardzo wyraźnie snuje potworne myśli.Miała więcej macek niż nóg, ale mniej ramion niż głów.Miała też identyfikator.Napis na nim głosił: “nazywam się Urglefloggah, Pomiot Otchłani i Odrażający Strażnik Wrót Strach.W czym mogę pomóc?”Nie była tym zachwycona.Czego? – warknęła.Rincewind wciąż czytał napis na identyfikatorze.A w czym możesz pomóc? – zapytał osłupiały.Urglefloggah, trochę podobny do zmarłego tragicznie Quelcamisoatla, zgrzytnął niektórym zębami.Witamy – zaczął tonem kogoś, kogo cierpliwie wyuczył roli ktoś inny, z rozpalonym do czerwoności drągiem w ręku.– Jestem Urglefloggah, Podmiot Otchłani i dzisiaj będę waszym przewodnikiem.Niech wolno mi będzie jako pierwszemu powitać was w naszych luksusowo wyposażonych.Chwileczkę – wtrącił Rincewind.pamiętając o waszej wygodzie.Coś się tu nie zgadza – stwierdził Rincewind.w pełni uwzględniając życzenia WASZE, naszych klientów.– kontynuował demon ze stoickim spokojem.Przepraszam bardzo! – zawołał Rincewind.możliwie przyjemnym – zakończył Urglefloggah.Gdzieś z głębi gąszczu macek wydobył się głos podobny do westchnienia ulgi.Po raz pierwszy demon sprawiał wrażenie, że słucha.– Tak? Czego? – zapytał.Gdzie jesteśmy? – chciał wiedzieć Rincewind.Liczne usta wykrzywiły się radośnieRżyjcie, śmiertelni!Co? Jesteśmy w stajni?Drżyjcie i pełzajcie, śmiertelni! – poprawił się demon.– Bowiem zostaliście skazani na wiecz.– Przerwał nagle i jęknął cicho.– Czeka was krótka terapia korekcyjna – poprawił się znowu, wypluwając kolejne słowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]