[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jackson zwolnił hamulce.- Kołuję na start.- Jak się masz, mein Schatz - przywitał Manfred Fromm małżonkę.Traudl rzuciła mu się na szyję.- Gdzieś ty był tyle czasu?- Tego ci nie powiem - odpowiedział Fromm i mrugnął znacząco, po czym zanucił kilka taktów piosenki “Don’t cry for Me, Argentina” z musi­calu Webbera.- Wiedziałam, że się dasz namówić.-Traudl uśmiechnęła się nareszcie.- Nikomu ani mru mru - przestrzegł mąż i utwierdzając żonę w domy­słach, wręczył jej pięć paczek banknotów po dziesięć tysięcy marek każda.Fromm sądził, że suma powinna zamknąć usta tej zachłannej zdzirze.- Wpadłem tylko na jedną noc.Mam różne sprawy do załatwie­nia, więc sama rozumiesz.- Rozumiem, rozumiem, Manfred.- Traudl znów go uściskała, nie wypuszczając pieniędzy z rąk.- Trzeba było zadzwonić, uprzedzić!Wszystko okazało się absurdalnie proste.Za siedemdziesiąt godzin odpływał z Rotterdamu frachtowiec do syryjskiego portu Latakia.Fromm i Bock wynajęli prywatną firmę przewozową.Musieli jeszcze tylko załadować maszyny z instytutu do niewielkiego kontenera i poma­chać kierowcy na pożegnanie.Za sześć dni kontener miał już stacja syryjskim nadbrzeżu.Szybciej byłoby wysłać urządzenia samolotem al­bo koleją do jednego z portów we Włoszech czy w Grecji, lecz olbrzymi ruch panujący w Rotterdamie gwarantował, że przepracowani celnicy, szukający przede wszystkim narkotyków, nawet nie spojrzą na przesyłkę.Ten akurat kontener psy tropiące mogły sobie wąchać do woli.Fromm zażądał kawy i przepuścił żonę do kuchni.Potrzebował zale­dwie kilku minut.Zszedł do piwnicy, gdzie jak najdalej od grzejnika, na starannie ułożonym sągu drewna, stały cztery metalowe czarne pudła.Każde ważyło około dwunastu kilogramów.Fromm zaniósł je jedno po drugim do bagażnika wynajętego BMW.Przy drugim kursie włożył ręka­wice robocze.Gdy powrócił na górę, kawa już na niego czekała.- Ładnie się opaliłeś - zauważyła Traudl, wnosząc tacę.W myślach wydała już jedną czwartą otrzymanych pieniędzy.Manfred nareszcie przejrzał na oczy.Wierzyła, że prędzej czy później tak się stanie.Lepiej jednak prędzej niż później.Postara się dzisiaj być dla niego miła.- Günther?Bockowi niezbyt się uśmiechało puszczać Fromma samopas, lecz sam także musiał o coś zadbać.Niebezpieczeństwo było w dodatku znacznie większe.Cała operacja pociągała za sobą najwyższe ryzyko, a co dziw­niejsze, zmniejszało się ono w miarę trwania przygotowań.Na szczęście.Erwin Keitel był emerytem, choć na emeryturę trafił wbrew własnej woli.Zmusiły go do tego dwie sprawy.Po pierwsze, do niedawna był podpułkownikiem w Stasi, centrali tajnej policji i wywiadu nieboszczki Niemieckiej Republiki Demokratycznej.Po drugie, za bardzo lubił zaję­cie, jakim parał się przez trzydzieści dwa ubiegłe lata, żeby liczyć na nowe.Niektórzy spośród jego kolegów pogodzili się jakoś ze zmianami, które wstrząsnęły ich krajem i niemiecką narodowość postawili ponad dotychczas wyznawaną ideologię, wyśpiewując wszystkie tajemnice agentom Bundesnachrichtendienst.Keitel powiedział sobie jednak, że nie pójdzie na rękę kapitalistom, stając się tym samym jednym z rzeszy “poli­tycznych bezrobotnych”.Nowym władzom było wręcz na rękę dać mu emeryturę, którą przyobiecał bądź co bądź poprzedni ustrój.Opłacało się to z przyczyn politycznych, tym bardziej, że nowe Niemcy i tak ugina­ły się od ciężaru podobnych, wciąż nie załatwionych zobowiązań.Ła­twiej było wysupłać dla Keitla emeryturę, niż posłać go na zasiłek, co powszechnie odbierano jako upokorzenie.Tak przynajmniej rozumował nowy rząd, bo sam Keitel był innego zdania i myślał, że gdyby świat miał sens, nowa władza powinna go była aresztować i zgładzić, albo wygnać z kraju, choć sam nie bardzo wiedział dokąd.Zastanawiał się przez pewien czas, czy nie zaproponować usług Rosjanom - miał znakomite znajomości w KGB - lecz pomysł sam mu przeszedł, kiedy Kreml umył ręce od wszystkiego, co działo się w byłym NRD.Moskwa obawiała się zdrady ze strony narodu, którego oddanie dla sprawy światowego socja­lizmu (Keitel nie był pewien, czy właśnie ta sprawa obowiązywała jesz­cze w ZSRR, czy może już jakaś inna) było mniejsze niż miłość do nowej niemieckiej ojczyzny.Dlatego Keitel siedział teraz z Bockiem w cichym zakamarku Gastkausu w dawnym Berlinie Wschodnim.- Bardzo niebezpieczne pomysły, kolego.- Mnie to mówisz, Erwin? - Bock machnął ręką, zamawiając dwa kolejne litrowe kufle.Obsługiwano prędzej niż kilka lat wcześniej, lecz Bock ani Keitel nie skomentowali tego faktu.- Nie wyobrażasz sobie, co czułem, kiedy zabili Petrę - odezwał się Keitel, gdy kelnerka odeszła.- Wiesz może, jak się to stało? - zapytał Bock możliwie obojętnym głosem.- Śledczy, który prowadził jej sprawę, odwiedził ją w więzieniu.Ro­bił to co jakiś czas.Nie chodziło o przesłuchanie.Umyślnie chcieli ją doprowadzić do ostateczności.Zrozum, Günther, odwaga ma swoje gra­nice.To nie była słabość ze strony Petry, każdy może się załamać.Po prostu kwestia czasu.Patrzyli, jak umierała - dodał pułkownik-emeryt.- Ach tak? - Bock nie zmienił wyrazu twarzy, lecz jego place na uchu kufla zacisnęły się kurczowo.- W celi ukryta była kamera telewizji przemysłowej.Sfilmowali jej samobójstwo na taśmie wideo.Przyglądali się, nie zrobili nic, żeby ją powstrzymać.Bock milczał.W mrocznym wnętrzu nie było nawet widać, jak bardzo pobladł.Twarz piekła go tak, jak gdyby omiótł ją gorący powiew z pale­niska, a zaraz potem mroźny podmuch znad bieguna.Zamknął na mgnie­nie oczy, żeby zapanować nad sobą.Petra na pewno chciałaby, żeby zniósł tę chwilę mężnie, bez histerii.Otworzył oczy i spojrzał na przyja­ciela.- Wiesz na pewno?- Wiem nawet, jak się nazywa ten oficer śledczy.Mam jego adres.Mogę jeszcze liczyć na paru przyjaciół - zapewnił Keitel.- Wierzę, że tak jest, Erwin.Pomożesz mi w jednej sprawie?- W każdej.- Wiesz przecież, dlaczego nam się to wszystko przytrafiło.- Zależy, co masz na myśli - odparł Keitel.- Naród okazał się niewart swojej nazwy.Bez oporu dał się kupić.Inna rzecz, że masom zawsze brakuje dyscypliny, to kwestia świadomości.Wiadomo, że prawdziwi sprawcy naszej narodowej tragedii.- Właśnie.Amerykanie i Rosjanie.- Owszem, mein lieber Günther, ale zważ, że nawet zjednoczone Nie­mcy nie mogą.- Właśnie, że mogą.Jeśli mamy doprowadzić do tego, by świat zaczął wyglądać tak, jak go widziałeś w marzeniach, Erwin, musimy zadać cios obu potęgom.- Niby jak?- Mam sposób.Czy wystarczy ci, że na razie powiem tylko tyle? Keitel niespiesznie osuszył kufel.Osobiście pomagał szkolić Bocka.Sam miał pięćdziesiąt sześć lat i nie zamierzał już zmieniać poglądów na świat.Umiał natomiast oceniać ludzi.W Bocku, z jego przemyślnością, okrucieństwem i talentem konspiracyjnym, widział bliźniaczą naturę.- Ale co z naszym kolegą śledczym?- Ukatrupiłbym go z radością, Erwin, tylko że.Nie mam czasu na osobiste porachunki.Musimy ocalić nasz kraj i nasze idee - powiedział stanowczo Bock, nie dodając, że chodzi nie tylko o ich kraj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl