[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mancuso raz jeszcze przypomniał sobie, czego się dowiedział i porównał te informacje z niezwykłe wysoką liczbą próśb o przeniesienie z USS “Maine”, a także z dwuznacznymi słowami, jakie padły z ust Szkota Claggetta.Właśnie, pierwszy oficer znajdował się między młotem a kowadłem.Czekał już na niego awans na dowódcę, ale jedno złe słowo kapitana mogło zniweczyć tę perspektywę.Z drugiej strony dobro floty było dla Claggetta ważniejsze niż stosunki z Ricksem, którego jednak Szkot musiał się słuchać, jako dowódcy.Niemożliwa sytuacja, z której oficer wychodził jak dotąd obronną ręką.Odpowiedzialność za całą sprawę spoczywała na Mancusie jako dowódcy dywizjonu.To do niego należały okręty, jego rozkazów słuchali dowódcy wraz z załogami.To on oceniał kapitanów.Koniec, kropka.Czy miał jednak prawo podjąć decyzję? Opierał się przecież wyłącznie na domysłach i informacjach z drugiej ręki.Może jednak Jones próbował się odegrać na facecie? Może prośby o przeniesienie to tylko figiel statystyki?Nie chowaj głowy w piasek, Bart.Za to ci płacą, żebyś umiał podjąć trudną decyzję.Od łatwych są podporucznicy i mechanicy.”Komandor zawsze wie, jak postąpić”.Jedna z popularniejszych bajek w całej marynarce.Mancuso podniósł słuchawkę radiotelefonu.- Za pół godziny chcę u siebie widzieć pierwszego oficera z “Maine”.- Rozkaz - odpowiedział podoficer z kancelarii.Mancuso przymknął oczy i drzemał przez całą drogę do sztabu.Nie ma to jak drzemka, żeby się przejaśniło w głowie.Na USS “Dallas” ten sposób sprawdzał się zawsze.Szpitalne jedzenie, pomyślała z odrazą Cathy.Nawet tu, w klinice uniwersytetu Johna Hopkinsa.Zawsze takie samo, pewnie jest jakaś specjalna szkoła dla szpitalnych szefów kuchni.Na początku kursu oducza ich się jakichkolwiek innowacji, zniechęca do używania przypraw, wybija im się z głowy przepisy.Skutek jest taki, że jedynym daniem, jakiego nie potrafią zepsuć, jest woda na herbatę.- Bernie, musisz mi coś doradzić.- Co się stało, Cath? - zapytał doktor Katz, choć z miny Caroline Ryan i z tonu głosu domyślił się natychmiast, o co chodzi.Czekał więc cierpliwie, ze współczującą miną.Wiedział, jak trudne są podobne wyznania dla tak dumnej kobiety.Cathy miała wszelki tytuł do dumy.Tym bardziej zabolała ją pewnie cała historia.- Widzisz.Bo Jack.- zaczęła spazmatycznie Cathy, by znów zamilknąć.Doktor Katz nie mógł już znieść bólu, jaki ujrzał w oczach Cathy.- Myślisz, że Jack ma.- Co takiego? Nie, nie.To znaczy.A skąd wiesz?- Cathy, nie powinienem tego robić, ale dla mnie liczysz się bardziej niż jakieś pieprzone przepisy! Widzisz, w zeszłym tygodniu był u mnie taki ktoś, rozpytywał się o ciebie i Jacka.Na twarzy Cathy pojawił się jeszcze większy ból.- Jaki ktoś? Kto to był? Kto go przysłał?- Ktoś z rządu.Inspektor śledczy.Przepraszam cię, Cathy, ale zapytał mnie, czy.Czy mówiłaś mi coś o kłopotach w domu.Facet sprawdzał Jacka i chciał, żebym mu mówił o wszystkim, co powiesz na ten temat- A ty co zrobiłeś?- Powiedziałem, że nie wiem o niczym takim.Powiedziałem jeszcze, że jesteś najlepszą dziewczyną, jaką znam.Poważnie tak myślę, Cathy.Nie bój się, nie jesteś sama z tym wszystkim.Masz przyjaciół, wiec jeżeli możemy coś dla ciebie zrobić, wszyscy tutaj ci pomożemy.Jak rodzina.Wiem, jak cię boli ta sprawa, pewnie się wstydzisz wyciągać to na widok publiczny, ale niepotrzebnie.Głupio robisz, Cathy, jeżeli się wstydzisz, bardzo głupio.Sama wiesz, że nie ma się czego wstydzić, prawda?Błękitne oczy Caroline były pełne łez.Berniego przez chwilę zdjęła chęć, by zamordować Jacka Ryana, rozłożyć go na przykład na stole i ciachnąć ostrym, malutkim skalpelem.- Cathy, sama zagryziesz się takimi myślami.Po to masz przyjaciół, żeby do nich pójść.Naprawdę nie jesteś sama.- Nie wierzę w to wszystko, Bernie, po prostu nie wierzę!- Chodźmy do mnie, będziemy mogli spokojnie pogadać.Żarcie i tak dzisiaj do niczego.- Katz wyprowadził Cathy ze stołówki.Na szczęście nikt nie zauważył, że coś się stało.W dwie minuty znaleźli się w gabinecie.Bernie zdjął z drugiego fotela stertę teczek i usadził Cathy.- On się ostatnio tak dziwnie zachowuje.- Naprawdę wierzysz, że Jack mógłby mieć kogoś na boku?Cathy milczała przez pół minuty, spoglądając to w dół, to w górę.Kiedy jednak zdecydowała się mówić, spuściła wzrok.- Tak.To możliwe.Co za skurwysyn! - pomyślał Katz, lecz rozsądnym, spokojnym, choć nie pozbawionym uczuć głosem zapytał:- A próbowałaś z nim o tym porozmawiać? Cathy potrząsnęła głową.- Nie.Nie wiem, jak.- Wiesz, że powinnaś spróbować.- Wiem.- Zabrzmiało to jak szloch.- Wiem, jakie to trudne, ale pamiętaj - w głosie Katza pobrzmiewał ton nadziei - wszystko może okazać się jakąś karkołomną pomyłką, nieporozumieniem.Oczywiście Bernie Katz sam nie wierzył ani trochę w to, co mówił.Cathy podniosła wreszcie wzrok i z twarzą zalaną łzami zapytała:- Bernie, czyja jestem jakaś.nie taka?- Nie! - Bernie z trudem opanował krzyk.- Cathy, nie ma w tej klinice lepszej osoby od ciebie, ja w każdym razie takiej nie spotkałem.Do cholery, niczego ci nie brakuje! Słyszysz? Nie wiem, o co idzie, ale cokolwiek się stało, to na pewno NIE TWOJA WINA!- Bernie, chciałam mieć następne dziecko.Nie chcę, żeby Jack odszedł.- Jeżeli tak, musisz go sobie zdobyć.- Ale nie mogę! On już nie, on nie.- Cathy załamała się do reszty.Bernie Katz pojął nagle i w sposób ostateczny, że gniew może nie mieć granic.Ciężko było nie okazać złości, zaciąć się w sobie i milczeć, lecz Cathy potrzebowała w tej chwili nie krzyku, lecz przyjaźni.- Umówmy się od razu, że ta rozmowa nie wyjdzie poza ściany tego pokoju.Komandor podporucznik Claggett momentalnie zesztywniał.- Jak pan sobie życzy.- Proszę mi opowiedzieć wszystko o komandorze Ricksie.- Ależ.Ricks to mój dowódca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]