[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Prędko — syknęła.— Uraziłeś mi odcisk, cymbale — krzyknęła i uderzyła mnie szpicrutą.To wystarczyło.— A teraz precz! — co łącznie z kopnięciem oznaczało dobranoc.* * *Dziś była zaproszona na obiad, a ja towarzyszyłem jej jako lokaj.W przedpokoju kazała mi zdjąć z siebie wierzchnie okrycie i czekać w garderobie.Podczas gdy ona ucztowała w jasno oświetlonej sali, w kole biesiadników, ja siedziałem w kącie.Od czasu do czasu dolatywały mnie tony muzyki, gdy drzwi otwarto.Kilku lokai próbowało nawiązać ze mną rozmowę, lecz przekonawszy się, że po włosku umiem ledwie kilka wyrazów, dali mi spokój.W końcu zdrzemnąłem się.Począłem śnić, że z zazdrości zamordowałem Wandę, że skazano mnie na śmierć i że właśnie stoję przed szubienicą w towarzystwie kata, który.zamiast mnie powiesić, wymierzył mi policzek.Otwieram oczy — to Wanda.Purpurowa ze złości, że musiała sama szukać okrycia.Pomogłem jej bez szemrania przy ubieraniu, myśląc, że przecież warto usługiwać takiej pięknej kobiecie i brać od niej po twarzy.Wystarczy w nagrodę spojrzeć na nią, gdy cała w gronostajach opuszcza gmach i wsiada do powozu opierając się na moim ramieniu.* * *Nareszcie jeden dzień bez gości, bez teatru i towarzystwa.Wandą siedzi na tarasie i czyta, nie zwracając wcale na mnie uwagi.Z nastaniem zmierzchu wchodzi do pokoju.Posługuję jej przy obiedzie.Siedzi sama, ale dla mnie nie ma ani jednego słowa, ani jednego spojrzenia; nawet nie zdradza ochoty wymierzenia mi policzka! Omal nie wybuchnę płaczem, że ona mnie tak lekceważy i nawet mnie dręczyć nie chce.Przed udaniem się do łóżka wzywa mnie znowu.— Będziesz dziś spał w moim pokoju, bo miałam zeszłej nocy nieprzyjemne sny i boję się spać sama.Weź sobie poduszkę z otomany i połóż się na futrze niedźwiedzim przed łóżkiem.Wydawszy to polecenie zgasiła światło.Tylko nocna lampka, błyszcząca u sufitu, słabo oświetlała to urocze zacisze.— Leż spokojnie, żebyś mnie nie obudził — rzekła, kładąc się do łóżka.Uczyniłem według rozkazu, ale długo w nocy nie mogłem zasnąć.Piękna kobieta, śpiąca tuż obok mnie na Wznak, z ramionami pod głową, nie mogła mi zejść z myśli.Wsłuchiwałem się w miarowy jej oddech i każdego razu, gdy się tylko poruszyła, podnosiłem głowę ostrożnie, sprawdzając, czy nie żąda czegoś ode mnie.Nie potrzebowała jednak przez całą noc niczego.A zatem mam dla niej tylko taką wartość, jak ta lampka nocna albo rewolwer zawieszony nad łóżkiem.* * *Czy ja jestem szalony, czy ona? Czy ona to wszystko obmyśliła, aby szaleńcze moje zachcianki w czyn wprowadzić, czy też jest to natura Nerona, lubująca się w dręczeniu drugich i deptaniu po ich grzbiecie bezkarnie i srodze? Gdy jej przyniosłem rano kawę do łóżka, położyła mi rękę na ramieniu i wpatrzyła się we mnie badawczo.— Ach, jakże piękne masz oczy, nie zauważyłam tego dotychczas — szepnęła.A może one tak wypiękniały od chwili, gdy zacząłeś cierpieć? A może ty naprawdę jesteś nieszczęśliwy?Nie odpowiedziałem na to nic.— Sewerynie, czy ty mnie mimo wszystko kochasz jeszcze? — zawołała nagle tonem zdradzającym namiętność.— Czy ty mnie w ogóle jeszcze kochać możesz?Przyciągnęła mnie ku sobie tak gwałtownie, że wypadła mi z rąk taca z filiżankami i kawa wylała się na dywan.— Wando, moja droga Wando — wypowiedziałem bezwiednie, ściskając ją z całych sił i obsypując tysiącem pocałunków.— Taka już moja dola, że kocham cię coraz bardziej, coraz namiętniej, mimo wszystkich okrucieństw z twej strony, mimo zdrady; przeczuwam, że w końcu umrę z nadmiaru miłości i zazdrości.— Ależ Sewerynie, ja cię wcale nie zdradziłam.— Nie? Przez litość Wando, nie żartuj aż do tego stopnia! Przecież sam nosiłem list do księcia.— To było tylko zaproszenie na śniadanie, nic więcej.— Więc od czasu, jak jesteśmy we Florencji.— Zachowałam ci najzupełniejszą wierność, przysięgam na wszystko, co mam najświętszego, że nie kłamię.To, co robiłam, było tylko wybiegiem, aby ziścić w zupełności twoje marzenia.Ale teraz muszę sobie poszukać wielbiciela, bo się obawiam, abyś mi w końcu nie czynił wyrzutów, że byłam za mało bezlitosna, ty mój piękny, kochany.niewolniku.Dziś jednak możesz być dla mnie znowu Sewerynem i kochankiem.Ubrania twego nie darowałam kelnerowi w Wiedniu.Znajdziesz je w skrzyni na strychu.Możesz je włożyć i być tym samym mężczyzną, co ongiś, tam w Karpatach, gdzie się tak sielankowo kochaliśmy.Zapomnij o wszystkim, co stało się od tego czasu.Nie przyjdzie ci to trudno, bo scałuję z twego czoła wszystkie smutki i troski.Mówiła to pieszczotliwie, słodko, głaszcząc mnie i całując jak dziecko, po czym nagle odezwała się:— No idź, przebierz się, bo muszę wstać i ubrać się.Powróciwszy zastałem ją już ubraną w biały atłasowy szlafrok z gronostajowymi wypustkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]