[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Koczowniczy Bomani nie byli odporni na choroby, z którymi stykalisię w miastach. Jeśli nasi jeńcy mówili prawdę, Przystań K Vaerna nie jest takdobrze zaopatrzona, jak myśleliśmy, prawda? A mam dziwną pewność  dodałwódz z demonicznym chichotem  że nie kłamali.Trag zawtórował mu śmiechem.Największą zdobyczą Bomanów w całej kam-panii było schwytanie Tor Canta, którego zdrada zjednoczyła wszystkie ich klany,przynajmniej na jakiś czas.Trudno było uwierzyć, że był tak głupi, iż pozwoliłsię pojmać żywcem.Despota Sindi powiedział im wszystko, co chcieli wiedzieć o zdradzonychprzez niego pobratymcach, zanim umarł po sześciu dniach tortur.Większość zła-panych razem z nim doradców wyrzekła się despoty, ale ich próba kupienia swoje-go życia za informacje nie udała się.Kny Camsan wiedział zatem wszystko o silei słabościach swoich wrogów. Ja również nie wątpię, że.mówili prawdę  powiedział po chwili Trag. K vaernijska Gwardia jest o wiele za mała, żeby stanowić dla nas zagrożeniew polu.Mogą tylko bronić murów, a nawet z tym sobie nie poradzą, kiedy dopad-250 nie ich głód.Ale ich przeklęta flota pozostała nie naruszona.Czy możemy byćpewni, że nie uda im się napełnić spichlerzy? Niby skąd?  zaśmiał się pogardliwie Camsan. Zniszczyliśmy wszyst-kie miasta na wybrzeżu i wzdłuż doliny Tam, a inne klany siedzą na ich polachi zżerają ich zwierzęta.Klasnął w ręce. Nie, Trag, głód zacznie ich kąsać na długo przedtem, zanim nas osłabiądemony zarazy.Wtedy wyjdą z miasta i staną do walki albo wsiądą na swojecholerne statki i uciekną.Tak czy inaczej, zajmiemy ich miasto i zrównamy jez ziemią. A jazda Związku?  spytał Trag. Zobaczymy  odparł wódz, wbijając zęby w na wpół surowe mięso civan. Co prawda zakute łby mają więcej odwagi, niż nic nie warci południowcy, alenie mogło ich zostać wielu.Wyślemy trochę młodzików do Przystani K Vaernai przekonamy się, jak mocno jest broniona.Jeśli słabo albo jeśli kończy im się jużjedzenie, zaatakujemy.Ale nie mam zamiaru powtarzać Therdan.A przynajmniej dopóki nie zdobędę Przystani.i nie umocnię swojej pozycjinaczelnego wodza, dodał w myślach. W porządku  powiedział po krótkie chwili Trag. Ale ostrzegam cię.Głodni czy nie, ci przeklęci K Vaernijczycy zawsze byli cwani.* * * Nie mogę uwierzyć, że podeszliśmy tak blisko, a ci idioci nawet się niezorientowali  powiedział Honal.Po przekroczeniu promem rzeki kawaleria dotarła bocznymi szlakami pod sa-mo Sindi.Dzięki raportom zwiadu marines byli w stanie uniknąć nielicznych grupBomanów, rozrzuconych na północ od rzeki między D Sley i Sindi.Sindi, bezsprzecznie klejnot górnej Tam, wyrosło na południowym brzegu rze-ki, ale od tamtej pory znacznie się rozrosło i przeniosło na drugi brzeg.Przed na-dejściem Bomanów otaczały je rozległe pola jęczmyżu, teraz zaniedbane i nisz-czone przez gwałtowne ulewy.Prawdziwe bogactwo miasta pochodziło ze spra-wowania kontroli nad jedynym w tej części kraju mostem.Była to potężna ka-mienna konstrukcja, tak szeroka, że mogło nią przejść ramię w ramię dwudziestuwojowników albo cztery pagee.Wiele pokoleń temu budowa mostu dała początekmiastu.Sindi leżało u zbiegu trzech rzek.Najmniejsza z nich, Stell, wpadała do Tamod zachodu, jej brzegi spinał nieduży kamienny most, przez który prowadziła dro-ga do D Sley, a stamtąd dalej, przez pola, aż do odległej dżungli.Trzecia rzeka,Thorm, która łączyła się za miastem z Tam, płynęła z północnego wschodu i nawielu odcinkach była nieżeglowna.251 W miarę zbliżania się do zrujnowanych miast, które kiedyś były ich domami,kawalerzyści stawali się coraz bardziej ponurzy, jednak Rastar nie był tym zanie-pokojony.Wiedział, że jego żołnierze są skupieni na swoim zadaniu i dokładnierozumieją jego cel.Honal miał rację.Bomani najwyrazniej nie mieli pojęcia, żejezdzcy są w pobliżu.Dawniej kawalerię wypatrzyłyby sindijskie patrole lub pra-cujący w polu rolnicy, teraz jednak na północnym brzegu rzeki nie było nikogo.Wszystkie chaty w polu zostały spalone, a jedynymi żywymi stworzeniami w ca-łej okolicy były pojedyncze basik.Jak dotąd wszystko szło bardzo dobrze. Jesteśmy jeden hurtong od bram miasta  powiedział Rastar. Clande,twoja grupa tu zostaje.Urządzicie zasadzkę na trakcie.Nie przepuście nikogo, ktomógłby się za nami skradać. Tak jest, Rastarze. Młody kuzyn księcia dawniej spierałby się, że ubez-pieczanie tyłów to nie robota dla prawdziwego wojownika, ale wojna z barbarzyń-cami nauczyła go już, że wychodzą z niej cało tylko ci, którzy nauczyli się dbaćo swoje bezpieczeństwo. Pozostali  ciągnął książę, mierząc wzrokiem podoficerów Honala  pa-miętajcie, po co tu jesteśmy i nie dajcie się ponieść emocjom.I tak wiele niezdziałamy, jeśli oni wszyscy kryją się w mieście.Przypuścimy szarżę na bramę,a potem zarzucimy na mury liny z hakami.Kiedy zaczną rzucać tymi swoimi prze-klętymi toporkami, zastrzelcie kilku, ale, na bogów, nie dajcie im się zorientować,jak skuteczne są nasze karabiny i rewolwery. Już to słyszeliśmy, Rastarze  powiedział cierpliwie Honal.Zmrużył oczyi spojrzał na niebo, z którego zaczęła padać poranna mżawka. Ruszajmy.Ostatni z książąt Therdan popatrzył na swojego kuzyna i pokiwał głową. Musimy być dobrą przynętą, prawda? Oczywiście  odpowiedział Honal. Sheffan! Naprzód!* * * Julian  szepnął sierżant Jin do komunikatora. Daj Starego. Pahner, zgłaszam się. Kawaleria zaczyna pokaz, sir. Dobrze.Informujcie mnie na bieżąco.* * *Potężne wrota ledwie drgnęły w wyniku eksplozji. Zwietnie  powiedział Rastar. Teraz powinni nabrać przekonania, że sąniezwyciężeni.252  Tak  zgodził się Honal [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl