X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielką on ma przy sobie zbrojnych moc,Bez walki nie ustąpi: ba, i nawetGdy go wypędzim, straszny dla nas będzie.Trudno oszczędzić go i niebezpiecznie.BAUMGARTENGdzie grozi śmierć, tam, proszę, puśćcie mnie!Tellowi wszak zawdzięczam swoje życie,Cześć mam nietkniętą, w duszy spokój błogi Z radością walczyć pójdę za swój kraj!REDINGCo nagle, to po diable.Zaczekajmy.Na wszystko przyjdzie właściwa godzina.Ale popatrzcie: my radzim tu nocą,A na gór szczytach już pierwsze się złocąZorzy promienie.Rozchodzmy się szybko,Nim nas zaskoczyć zdoła światło dnia.WALTER F�RSTMamy czas, w dole dzień pózno się budzi.Wszyscy zdejmują mimo woli nakrycia głów i spoglądają w milczącym skupieniu na zorzęporannąR�SSELMANNW obliczu światła wschodzącego, któreWpierw n a s pozdrawia niż narody z dolin,Zmuszone żyć w gryzącym dymie miast,Związek dzisiejszy przysięgą utwierdzmy.Będziemy sobie tak wierni jak bracia,%7ładne nieszczęście nie rozłączy nas!Wszyscy powtarzają te słowa, podniósłszy trzy palce w góręChcemy być wolni, jak nasi ojcowie,Raczej nam umrzeć, niż w niewoli żyć!Jak wyżejZawsze będziemy ufać w boską moc,%7ładna nas ludzka nie przerazi siła.Jak wyżej.Wszyscy ściskają się nawzajemSTAUFFACHERKażdy z was teraz nich do dom spokojnieWraca do druhów i przyjaciół swoich.Pasterz o trzodę, rolnik niech o ziemięTroska się, członków dla związku jednocząc A gdy was jaka znowu spotka krzywda,Zcierpcie ją: niech tyranów rośnie dług,Aż przyjdzie dzień, w którym nam go zapłacąWraz  wszystkim i każdemu z nas z osobna.Niechaj więc każdy powściąga swój gniew57 I na pamięci niechaj zawsze ma,%7łe ten najwięcej wspólnej szkodzi sprawie,Kto o swą własną tylko sprawę dba.Wszyscy rozchodzą się w największym spokoju w trzy różne strony.Nagle orkiestra zaczynagrać wspaniałą, porywającą melodię i na pustej już, a otwartej scenie, ukazuje się ponadśnieżnymi szczytami gór cudowny widok wschodzącego słońca.58 AKT TRZECI104SCENA IObejście przed chatą Tella.TELL pracuje z siekierą w ręku.JADWIGA zajęta pracami domowymi, WALTER i WILHELMbawią się małą kuszą.WALTERśpiewaNa plecach ma kołczan,105A w ręku ma łuk,Tak snuje się strzelecPośród górskich dróg.Jak orzeł w przestworzachLata, ptaków król,Tak snuje się strzelecPośród skał i pól.Nie umknie strzelcowiZwierzyna spod stóp,Co tylko dostrzeże,To jego już łup.Przybiega do ojca w podskokachCięciwa pękła mi.Nawiąż ją, ojcze!TELLNie.Dobry strzelec sam kuszę naprawia.Chłopcy odchodząJADWIGAZbyt wcześnie uczą się strzelać chłopaki.TELLWcześnie zaczynać musi przyszły mistrz.JADWIGADaj Bóg, by takiej nie znali nauki!TELLMuszą się uczyć.Kto pragnie przez życiePrzebić się, ten musi uczyć się bronić,104Akcja tego aktu rozgrywa się według kroniki Tschudiego dnia 18 listopada 1307 r.105Tę pieśń napisał Schiller w oparciu o szwajcarską pieśń ludową.59 I kiedy trzeba, napaść.JADWIGAAch, ci chłopcyNie mogą w domu usiedzieć.TELLJa też.Pasterzem nie stworzyła mnie natura,Bez przerwy śmigły muszę ścigać cel,Wtedy dopiero radość czerpię z życia,Gdy je codziennie zdobywam na nowo.JADWIGALecz obojętny jest ci żony lęk,Która cię czeka i martwi się srodze,Bo strach mnie chwyta, kiedy mi sąsiedziOpowiadają, na co ty się ważysz.Gdy żegnam ciebie, to serce mi drży,%7łe już cię może nigdy nie zobaczę.Wciąż mi się zdaje, że wśród dzikich skałLodem okrytych skaczesz nad przepaścią,%7łe ci się noga powinęła alboW otchłań cię z sobą porwała kozica,106%7łe cię lawina zasypała śnieżna,%7łe złudny firn załamał się pod stopąTwoją i żeś pod śniegu całun wpadł,%7ływcem, w straszliwym, zimny, biały grób.Na zuchwałego w Alpach strzelca czyha,Gdziekolwiek nogą stąpi, straszna śmierć.Stokroć przeklęty niech będzie ten zawód,Co tyle w sobie niebezpieczeństw kryje!TELLKto się w opiekę odda Panu swemu,A dzielny jest, przezorny i rozważny,Ten się nie lęka gór, wśród których wzrósł,Bo go Pan z wszelkiej wyzuje obieży.107Kończąc swą pracę i składając narzędziaNo, teraz brama wytrzyma sto lat.Siekiera w domu  oszczędność na cieśli.Wkłada kapeluszJADWIGADokąd?TELL106porwała kozica  por.przypis 54.107z wszelkiej wyzuje obieży  obież, względnie obierz lub obierza  (wyrażenie staropolskie)  zdobycz, łupy,narzędzia; matnia.60 Do ojca108 idę, do Altorfu.JADWIGACzy ty nie myślisz o czymś niebezpiecznym?TELLSkąd ci to przyszło?JADWIGABo coś się tu knujePrzeciw starostom.109 Na R�tli był sejm,Ty też spiskowcem jesteś, jak inni.TELLNie byłem przy tym, ale jeśli mnieKraj wezwie  j a nie cofnę się na pewno.JADWIGAOni cię znów wystawią na najgorszeNiebezpieczeństwo.Ja wiem, tak jest zawsze.TELLKażdy tak płaci, jak mienia mu staje.JADWIGAAlbo i ten Baumgarten z Unterwalden.Po coś go woził przez jezioro?  Cud,%7łe się udało.Ale czyś ty myślałO żonie i o dzieciach?TELLAch, myślałem!Dlatego właśnie ojca ratowałemDzieciom.JADWIGAW czas burzy puszczać się na fale:To znaczy Boga wzywać nadaremno.TELLKto nazbyt myśli, nie dokona wiele.JADWIGATak, ty każdemu pomóc zawsze musisz,A tobie nigdy nie pomoże nikt.TELL108do ojca  to znaczy do ojca żony, swojego teścia, Waltera F�rsta.109coś się tu knuje przeciw starostom  między wypadkami aktu II i III upływa według kronik 11 dni (od 819 listopada).61 Strzeż Boże, bym pomocy potrzebował.Bierze kuszę i strzałyJADWIGANa cóż ci kusza ta? Zostaw ją w domu!TELLNie czuję ręki, gdy mi broni brak.Chłopcy wracająWALTEROjcze, ty dokąd?TELLDo Altorfu, synku,Do dziadka.Chciałbyś ze mną?WALTERZaraz idę.JADWIGAStarosta jest w Altorfie.Nie chodz tam.TELLDziś już ma jechać.JADWIGANiechże wpierw wyjedzie.Schodz mu sprzed oczu, on jest na nas zły.TELLNic mi ta jego złość złego nie zrobi.Ja jestem czysty, nie straszny mi wróg.JADWIGAWłaśnie uczciwych on ścierpieć nie może.TELLBo ich na niczym nie może przychwycić.Nie bój się zresztą, m n i e da Gessler spokój.JADWIGANa pewno?TELLTak.Bo przed niedawnym czasem,Kiedym wśród dzikich polował przepaściDoliny Sch�chen,110 wśród bezludnych gór,110dolina Sch�chen  strumień Sch�chen wpada, płynąc ze wschodu, do rzeki Reuss koło Altorfu.62 I gdym samotnie wąską szedł ścieżyną,Na której dwaj się ludzie nie wyminą,Bo z jednej strony stroma sterczy skała,A z drugiej, w bezdni, potok Sch�chen grzmi Chłopcy tulą się do niego z obu stron i patrzą nań z wytężoną uwagąNagle starosta zjawił się przede mnąSpoza zakrętu  i stanęliśmyNaprzeciw siebie, sami, twarzą w twarz,Dwaj ludzie nad przepaścią.Gdy mnie GesslerPoznał  a dobrze wiedział, że niedawnoCiężko za jakiś pokarał mnie drobiazg I gdy zobaczył, żem jest uzbrojonyI twardym idę krokiem, wtedy zbladł,Kolana mu się zatrzęsły i małoBrakło, by w czarną przepaść Sch�chen spadł.Litość mnie zdjęła, cofnąłem się wstecz,Z szacunkiem mówiąc: To ja jestem, panieStarosto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl