[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.porwać. Dlaczego nie coś ? Atros kazał uzbroić pełzaki. Na pewno z myślą o zwierzętach.Przeciwko rozumnym istotom nie użyłbybroni. Ted zapalał się coraz bardziej. Pomyśl sama: jakie niebezpieczeństwomoże nam grozić ze strony istot rozumnych, których zresztą, moim zdaniem, niema na tej planecie? Jeśli przyjmiemy, że są one prymitywne, na niższym szczeblurozwoju, to poradzimy sobie z nimi bez trudu, nie używając broni; jeśli natomiastsą wyżej od nas rozwinięte, to nie użyją siły przeciw nam. %7łelazna logika! uśmiechnęła się Ewa. No widzisz! Powiedziałam: żelazna.A żelazo, jak wiadomo, metal sztywny i.kru-chy! Ty każde zagadnienie sprowadzasz do sztywnych regułek.Gdyby możnabyło wszystko z góry przewidzieć, nasza wyprawa nie miałaby sensu ani celu.Urodziłbyś się na Ziemi i może miałbyś zupełnie inne zainteresowania. Nieprawda! zaprotestował ostro. Na pewno interesowałyby mnie na-uki ścisłe. Niekoniecznie.Mógłbyś na przykład grać na trąbce albo na gitarze, lataćza dziewczynami. Za dziewczynami? Ted szczerze się zdziwił. Po co?Zrobił przy tym taką minę, że Ewa parsknęła śmiechem. Nie wiem, po co powiedziała ale wiem, że na Ziemi chłopcy w twoimwieku interesują się.dziewczętami.Spojrzał na nią podejrzliwie. Prowokacja? spytał złośliwie, a ona zaczerwieniła się i schowała nosw książkę.30 Jeśli chodzi o rodziców i dowództwo ciągnął Ted po chwili to widzętylko jeden sposób przekonania ich o naszych możliwościach: trzeba się czymśwykazać.Może wtedy zrozumieją, że jesteśmy już dostatecznie przygotowani dosamodzielności.Ewa nic nie odpowiedziała, może nawet nie słuchała, pogrążona w czytaniu.Ted pokręcił się bez celu po radiokabinie, sprawdził aparaturę odbiorczą, a potemzasiadł przy lornecie.Urządzenie peryskopowe, umieszczone na szczycie kopułydachowej, umożliwiało obserwację okolic bazy, aż po kraniec widnokręgu.Tedpobieżnie przepatrzył horyzont, ale wokół rozciągała się tylko monotonna pusty-nia.%7łeby choć jakaś burza piaskowa, jakieś ciekawe zjawisko meteorologiczne,nic, nawet wiatru nie ma.Pisaki barografu i termografów ciągną na taśmie pro-ściutkie linie, nic nie zapowiada zmian pogody.Ted ziewnął. Oto, jak można sięnudzić na obcej, pełnej tajemnic planecie pomyślał. We wszystkich książ-kach pisze się o nudzie kosmicznej.Ja wynalazłem nudę planetarną, ale to zamało, by zostać sławnym. Zaśmiał się w duchu. %7łeby tak wyrwać się nawyprawę, wszystko jedno dokąd.Byle nie siedzieć na tej pustyni!Byłby znowu ziewnął, lecz zabrzęczał właśnie sygnał radiostacji.Ted zamknąłwizjer lornety, zeskoczył z wysokiego, obrotowego stołka i podszedł do mikrofo-nu. Tu baza, na odbiorze! powiedział, wciskając w ucho miniaturową słu-chawkę.Słuchał uważnie przez chwilę, kilka razy przytaknął, potem wyłuskałz ucha słuchawkę i wrócił do lornety. Co tam nowego? zagadnęła Ewa. Niedobrze mruknął. Tych dwóch automatów po prostu nie ma! Znik-nęły!Przelotnie spojrzał w wizjer lornety i natychmiast przywarł oczami do szkieł.Poprawił ostrość, zwiększył zbliżenie.Uwagę jego zwróciły jakieś ciemniejsze odpiasku plamki daleko, prawie na krańcu pola widzenia.Przyglądał się im uważnie. To chyba boloty! powiedział głośno. Gdzie, pokaż! zainteresowała się Ewa.Ustąpił jej miejsca przy wizjerze. Tak, to na pewno one powiedziała po chwili. Szkoda, że nie możemyich z bliska obejrzeć.Teda nagle olśniło.Zaczął gorączkowo: Posłuchaj: tamte automaty zaginęły w pustyni.Jedynymi mieszkańcamipustyni są boloty.Jeśli to nie one porywają automaty, to może.Matka mówiła,że natrafili na ślady bolotów w okolicy, gdzie zaginęły samopasy.Gdybym takpojechał pełzakiem i.sprowokował tych.porywaczy? Może boloty to takieich bydło hodowlane? A nasze automaty traktują jak napastników? Głupstwa opowiadasz! Przecież wiesz, jak zachowują się samopasy wobecnieznanych ruchomych obiektów.Widzę, że zaczynasz wierzyć w tajemniczych31Orfitów! Jeśli nie istnieją, to nic mi nie grozi, a jeśli to oni, wyjaśnię zagadkę. Nie chcę, żebyś jechał! Nie mogę tu zostać sama. Boisz się? Nie o siebie. Nic mi się nie stanie.Pełzak ma miotacze.Ewa umilkła.Ted zakręcił sięniepewnie po kabinie. Będziesz mnie miała w polu widzenia.Nie oddalą się zbytnio.Będę cimeldował przez radio o wszystkim.O co ci jeszcze chodzi?Nie odpowiedziała, więc wyszedł i wrócił po chwili w skafandrze i hełmie. Wychodzę powiedział.Lampka na tablicy zasygnalizowała otwarcie śluzy.Ewa podeszła do ilumina-tora.Ted poprowadził szybko pełzak w kierunku, gdzie na horyzoncie znaczyłysię nieliczne kępy suchej roślinności. Tu P-4, czy mnie słyszysz? odezwał się głośnik. Słyszę cię dobrze, tu baza.Uważaj! odpowiedziała szybko. Mam nadzieję, że mnie nie zjedzą! No, nie złość się już, Ewka!Próbowała wrócić do rozłożonej na stole książki, lecz nie mogła się skupić.Podeszła do lornety.Na ciemniejącym horyzoncie nie było już widać bolotów widocznie przeszły nieco dalej. Za kilkanaście minut będzie ciemno pomyślała i stracę go z oczu.Przypomniała sobie jednak o radarze i to ją uspokoiło. P-4 do bazy zabrzmiało z głośnika. Mam je o kilkaset metrów przedsobą.Jeśli nie uciekną, zaraz do nich dotrę.Nie, jakoś nie uciekają relacjono-wał Ted. Wyglądają zabawnie.Takie spłaszczone, niemrawe cielska.Po obustronach tułowia mają jakby odnóża, chyba ze trzydzieści par.A z przodu tochyba musi być ich przód mają takie wydłużone ryjki, którymi chwytają łody-gi roślin i pakują je sobie gdzieś pod szyję.a właściwie, to one nie posiadająszyj.Jestem już w środku stada.One nie zdradzają żadnych oznak zaniepokojenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]