[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze szta-bu przyszedł rozkaz zaprzestania ognia i zezwolenia przybyszom na zaparkowa-nie.Nie odbierałem tego meldunku, byłem wtedy ranny, ale słyszałem wszystko.Dowódca sam obsługiwał radiostację.Próbował jeszcze przekonywać Sztab, alenie usłuchano go.Potem zaczęły się pertraktacje z Proksami.Otaczali nas pier-ścieniem, przybywało coraz więcej ich statków, a my nie mieliśmy już ani jednejgłowicy, ani jednego pocisku.W tej sytuacji trudno było stawiać jakiekolwiekwarunki.Oni byli silniejsi, oni rozpędzili wrogie rakiety i teraz oferowali nampomoc.Gdyby na czas dostarczono nam broń.Ale co tu wspominać. Dalibyście sobie radę z tymi czterdziestoma rakietami? spytał Nik. Nie tylko, Z tamtymi stu dwudziestoma także. Przecież to byli sojusznicy!Starzec uśmiechnął się chytrze.Patrzył przez chwilę na Tima i Nika, jakbywahając się, czy powiedzieć, czy przemilczeć to, co najwyrazniej cisnęło się nausta, Pomyślcie! powiedział. Gdzie Proxima a gdzie Procyon! A oni nad-latywali z tego samego kierunku, radiant był w Małym Psie! A poza tym skądznali nasze języki, jeśli przybyli tylko na skutek najazdu Elgomajów? Musieli byćtu wcześniej, obserwować, podsłuchiwać! Po co? żeby nas potem bronić? WedługProksów, wyruszyli oni nam na pomoc, gdy dostrzegli flotę Elgomajów zmierza-jącą ku nam.To prawdopodobne.Do Procyona jest ponad dziesięć lat świetlnych.Do Proximy nieco powyżej czterech.Mogli dotrzeć i zdążyć.Mogli znać Elgo-majów i ich zamiary.Ale dlaczego nadlatywali z tego samego kierunku, ścigającwroga, zamiast nadlecieć od strony Proximy? Gdyby przecięli im drogę, lecąc zeswego układu, mogli zniszczyć ich o wiele wcześniej.A oni lecieli dokładnie tymsamym torem, za nimi! Któż znał przedtem Elgomajów? Albo Proksów? Nikt niewiedział o istnieniu jednych i drugich.Kto jest kto i skąd? Kto jest naprawdę,a kto na niby? Pomyślcie, chłopcy.Tim i Nik spojrzeli na siebie.Tylko Filip jakby nie był zaskoczony sugestiamiGrega.Może słyszał to już wcześniej.Albo wiedział, jak było naprawdę. Czy wiecie, co robi pszczelarz, by schwytać rój, który wyroił się z ula? ciągnął bartnik. Otóż trzeba rój zmusić, by osiadł na gałęzi.Pszczelarz zwy-kle pryska wodą na lecącą gromadę pszczół.One myślą, że pada deszcz.Deszcz45jest dla pszczół niebezpieczny.Mokre skrzydełka uniemożliwiają lot.Zagrożonynieprawdziwym deszczem rój zbija się ciasno, tworząc gruszkowaty kłąb, i za-wisa na gałęzi.Wtedy pszczelarz ten sam, który deszcz wywołał ratujepszczółki przed zmoknięciem: odcina gałązkę z rojem, podstawiając pod nią wo-rek.A potem osiedla rój w wygodnym, przygotowanym ulu, Pszczoły, wdzięczneza pomoc, ochoczo przystępują do dzieła, a potem chcąc nie chcąc, dzielą sięz bartnikiem pożytkami ze swej pracy. Więc.dziadek twierdzi, że Proksowie.i Elgomaje.że istnieją tylkojedni.? Ja niczego nie twierdzę zachichotał staruszek. Ja tylko widziałemte wszystkie pociski, które niszczyliśmy naszymi rakietami, nim nadlecieli Prok-sowie.Groznie wyglądały, efektownie wybuchały ale rozpadały się jak skorupaJajka.Jeden z tych, co nadleciały jako ostatnie, przedarł się przez naszą zapo-rę rakietową i zapędził się w pobliże platformy, gdzie była moja baza.Był zbytblisko, by weń uderzyć ładunkiem jądrowym.Zestrzeliliśmy go konwencjonalnąrakietą.Niezbyt celnie trafiony, rozpadł się wprawdzie, ale duże odłamki poleciaływ różne strony.Jeden trafił w platformę.Moja rakieta zwiadowcza została uszko-dzona, a ja dostałem odłamkami.Zaraz wam pokażę te kawałki elgomajskiegopocisku, wydobyte spomiędzy moich żeber.Przyniósł z domu kartonowe pudełko.Na jego dnie leżały trzy niekształtneokruchy metalu.Chlopcy oglądali je ciekawie, obracając w palcach. Lekki metal zauważył Tim. Nie wiadomo, czy metal.Może jakiś spiek ceramiki z metalem zastana-wiał się Filip Czy może mi dziadek pożyczyć jeden kawałek? Oddam niedługo. Wez.Domyślam się, co chcesz z nim zrobić.Sam o tym myślałem, alenigdy jakoś nie udało mi się znalezć kogoś, kto mógłby to zrobić. Pójdziemy już, dziadku Greg powiedział Filip wstając. Wpadnę tujeszcze za parę dni. Zawsze, kiedy zechcesz! Greg poklepał go po plecach. Wierzę w was,chłopcy.Może naprawicie nasze błędy.Zaraz dałem ja wam ten miód czy nie?Ach, tak, dałem przecież! No, to uważajcie, żeby wam Proksowie nie odebrali.Idzcie cały czas lasem.Stał na progu, patrząc za odchodzącymi.Jego oczy przygasły jakby, przygarbiłsię, zmalał. Biedny staruszek powiedział Nik cicho. Tak lubi mieć słuchaczy.%7łyje przeszłością.Pamięta wszystko z tamtych czasów.Albo wydaje mu się, żepamięta.A o tym, co było przed chwilą, zapomina. To normalne w jego wieku, i tak trzyma się świetnie powiedział Filip. Odkąd go pamiętam, wygląda tak samo.Pewnie używa pszczelego mleczka. To pszczoły robią i mleczko? zdziwił się Tim. Tak się nazywa substancja do karmienia larw.Wyrastają z nich potem psz-czele matki, przywódczynie rojów wyjaśnił Filip. A z innych, karmionychprzetworami z pyłku kwiatowego, powstają zwykłe robotnice.Wracając, Tim milczał i rozważał to, co usłyszał.Porównywał te nowe wia-domości ze wszystkim, co słyszał dotychczas o ludziach i Proksach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]