[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odstąpiliśmy mu trochę miejsca pod brezentowym dachem, poczęstowaliśmy go kubkiem gorącej kawy.- Tak, tak, mister Samochodzik - westchnął Petersen.- Nie udał mi się przyjazd do waszego kra ju.- No, kraj mamy piękny - powiedziałem.– Lasy, jeziora.- Ani skarbu, ani Malinowskiego - warknął.- Moja córka opowiedziała panu, jak się skończyła historia z okupem? Dokument był bezwartościowy, a Malinowski wyłudził za niego pięć tysięcy złotych.- Niech pan będzie spokojny.Jak mówi nasze przysłowie: Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.Dwa razy oszukał nas Malinowski, ale trzeci raz już mu się to nie uda.Jak to mówią po łacinie: Omne trinum perfectum, czyli do trzech razy sztuka.- Córka napomknęła mi, że Malinowski jeszcze raz zwróci się do nas z propozycją kupna informacji.- Mam nadzieję, że teraz już państwo okażą nieco więcej rozsądku.Trzeba tę sprawę oddać w ręce milicji.- Ja też byłem tego zdania - pokiwał głową.- Ale pan chyba zdążył poznać moją córkę.To szalona dziewczyna.Uparła się, że musi te skarby odnaleźć.Nie wiem, co z nią pocznę, ona, zdaje się, gotowa jest na wszystko.Pokłóciłem się z nią dziś rano przez tego Malinowskiego.Kłótnią jednak niczego się nie zdziała.Czuję się bezradny i związany słowem, bo rzeczywiście przed wyjazdem przyrzekłem jej kierowniczą rolę w naszej wyprawie.Niech pan wie jednak, że bez względu na to, jak się zachowa moja córka, chciałbym, aby uważał mnie pan za swojego przyjaciela.Nic mnie nie obchodzi skarb templariuszy, nie mrugnę nawet okiem, jeśli pan go odnajdzie, a nie Karen.Mój cel to schwytać Malinowskiego i zaprowadzić go do więzienia.- Pod tym względem może pan liczyć na moją pomoc - rzekłem uroczyście.- Malinowski musi zostać przykładnie ukarany.Inaczej nie będę miał spokojnego sumienia.Podaliśmy sobie ręce i uścisnęliśmy je mocno, po męsku.Właśnie na tę uroczystą chwilę wyszła z domku panna Karen.Była ubrana w gumowy płaszcz nieprzemakalny, zapewne wybierała się na dłuższy spacer.- Mister Samochodzik - powiedziała cierpko – ma coraz nowych zwolenników.Nawet mój ojciec przeszedł do jego obozu.Ale choćby wszystko sprzymierzyło się przeciw mnie, ja i tak nie zrezygnuję ze skarbów.Idę z panem Kozłowskim zwiedzić zamek malborski.I wraz z panem Kozłowskim pomaszerowała w stronę zamku.- Idźcie za nimi - szepnąłem do harcerzy.– Zwracajcie uwagę, co ich zainteresuje na terenie zamku.Może jednak Karen wie więcej ode mnie? Chlopcy poszli za Kozłowskim i Karen, Petersen wrócił do domku, żeby zjeść jajecznicę.Zająłem się zmywaniem naczyń po śniadaniu.I przy tej czyności zastała mnie Anka.- Oto najwłaściwsze zajęcie dla pana - powitała mnie z ironią.- Pięknie zmywa pan naczynia.Mozna śmiało rzec: właściwy człowiek na właściwym miejscu.Chłopców wysłał pan na przeszpiegi, a sam zajął się kuchnią.- Dlaczcgo pani mówi, że chłopców wysłałem na przeszpiegi? Brr, cóż to za brzydkie wyrażenie?- Spotkałam ich po drodze.Najpierw szła panna Petersen i Kozłowski, a za nimi skradali się harcerze.A miny mieli takie, jak gdyby powierzono im zadanie wagi państwowej.Nawet gadać ze mną nie chcieli.- Bo nie ufają pani.- A wszystko dlatego, że ośmieliłam się przyjechać do Malborka.I do tego motocyklem.No, jasne, pan Samochodzik nie lubi motocykli.W przeciwnym razie jeżdziłby motocyklem i nazywałby się: pan Motocyklik.A czy pan wie, że to byłoby ładniejsze przezwisko?- Dziękuję pani uprzejmie.Zostanę przy swoim.- Jak pan uważa - wzruszyła ramionami.- Ale nie może pan mieć do mnie pretensji, że wybrałam motocykl.Zresztą, pan nie chciał mnie zabrać do Malborka swoją muzealną pokraką.- Co to za typ, ten Mysikrólik? - spytałem.Wzruszyła ramionami:- Akurat wiem tyle samo, co i pan.Zjawił się w ośrodku dziennikarzy, aby wypożyczyć motorówkę.Zaproponowałam mu, żeby mnie zawiózł do Malborka.Zgodził się.Powiedział, że jest na urlopie i nie ma nic lepszego do roboty, jak wozić motocyklem ładne dziewczyny.- Ba - mruknąłem.- Nie jestem ładna?- Pani pozwoli, że się nie wypowiem.- On uznał mnie za ładną.Kazałam mu czekać po drugiej stronie jeziora.A wie pan dlaczego? Nie chciałam, żeby mnie ktoś widział odjeżdżającą motocyklem.Myślałam, że w Malborku sprawię panu ogromną niespodziankę.- Och, niespodzianka była ogromna - przytaknąłem.- Nie wzięłam tylko pod uwagę, że najmilszym zajęciem pana Samochodzika jest obserwowanie bliźnich.- Znam jeszcze kilka innych miłych zajęć.Na przykład zmywanie naczyń - powiedziałem.Ułożyłem czyste naczynia w specjalnym pudełku, wytarłem ręce w ściereczkę.Drobnym kroczkiem zbliżył słę do nas dziwacznie ubrany człowiek.Był mały, w krótkich spodenkach i w pasiastej marynarskiej koszulce.- Cześć, panie szanowny - powitał mnie jegomość.- Jestem tu od wynajmowania turystom kajaków.Jakby chciał pan popływać z panienką na Nogacie, to proszę do mnie, jak w dym.Tam w dole mam przystań.- Przecież pan chyba widzi, że deszcz leje - rzekłem.- Deszcz panu przeszkadza? - zdumiał się jegomość i podszedł nieco bliżej.- Prawdziwemu sportowcowi deszcz nie szkodzi.Nie jest pan z cukru.- Z cukru nie jestem, to fakt - kiwnąłem głową.- Ale moknąć także nie mam zamiaru.- To nie chcesz pan popływać kajakiem? Godzinkę, dwie, nawet na cały dzień można u mnie wynająć.Moja wypożyczalnia szeroko jest znana.Dobra firma, powiadam panu.Z tą zakochaną w panu panienką piękną przejażdżkę możesz pan zorganizować.- Nie.Dziękuję - powiedziałem.A Anka zarumieniła się na słowa o zakochanej panience.- Nie, to nie - westchnął jegomość w kaszkiecie.- A kto mieszka w tym domku na kołach? Może jemu przyda się kajak?- To cudzoziemiec - wyjaśniłem.- Duńczyk.Ale można z nim po angielsku rozmawiać.Jeśli pan chce, będę służył za tłumacza.- E, panie.Ja sam potrafię się z nim rozmówić.Jak to mówią: porządny człowiek z porządnym człowiekiem zawsze się dogada.Cudzoziemców dużo tu przyjeżdża zamek oglądać i kajaki u mnie wynajmują, więc to i owo w różnych językach nauczyłem się mówić.Poszedł do obozu Petersenów i zapukał do drzwi ich domku.Wyszedł do niego kapitan Petersen - przed chwilą mył się, bo był rozebrany do pasa, na owłosionej piersi zobaczyliśmy wytatuowaną niebieską kotwicę.- Panie marynarz - rzekł do niego jegomość w kaszkiecie - kajaki wynajmuję.- Co takiego? - spytał po angielsku kapitan.- Kajaki wynajmuję.Yes.Kajaki - tłumaczył jegomość.- Kajaki? - powtarzał zdumiony Petersen.- Co to jest: kajaki.- Yes, kajaki - kiwał głową jegomość.- Pan jest marynarz, więc się dogadamy.Niedrogo biorę.Wynajmuję na godzinę, dwie, nawet na cały dzień.Petersen podrapał się w głowę, bo nic a nic nie rozumiał z tego, co mu mówił jegomość w kaszkiecie.Na wszelki wypadek zapytał go:- Czy nie zna pan może Malinowskiego?- Malinowskiego? - oczy jegomościa wypełniło zdumienie.- Malinowski, yes, Malinowski - powtarzał Petersen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]