[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W samo serce dostała.To było piękne uderzenie. Tak. Parker zrobił jakiś znaczek w swoim notesie. Po powrocie i oprawie-niu głowy, co było? Zdrzemnąłem się trochę.Potem poszedłem do ogrodu.Z Malisborough dwa razyw tygodniu przychodzi mi do pomocy młody chłopiec.Obcina uschnięte gałęzie nadrzewach i pomaga mi przystrzygać żywopłot.Dużo roboty jest latem, bo ciągle wszyst-ko odrasta.Potem pracowałem przy różach, potem poszedłem obejrzeć jedną szcze-pionkę obok bramy.Było tam tych dwóch z namiotu: Obchodzili park z daleka, polami.Widziałem ich.Włóczyli się ciągle.Ale pan powiedział, że to pana ludzie, więc nie zwra-całem na nich uwagi.No i pózniej przyszedłem do kuchni na kolację, a po kolacji byłemu psów.Są zamykane na dzień w małym ogrodzeniu za moim domkiem.Nakarmiłemje i wróciłem do siebie, do tej rybiej głowy.Pomajstrowałem przy niej trochę, bo na dziśrano miała być gotowa.W końcu zabrałem psy i poszedłem do parku.Tam spotkałempana Alexa.Porozmawialiśmy chwilę i pan Alex odszedł.Pózniej, przed samą jedenastą,wyszedł do mnie pan Drummond. Co? powiedział Parker. Przed jedenastą? No, była wtedy za piętnaście jedenasta.bo kiedy mówiłem z nim, zegar na wieży82w Malisborough uderzy trzy razy.Zawsze słucham tych uderzeń w nocy.W taką księży-cową pogodę dzwonienie słychać, jakby to nie był dwie mile, ale pół mili. Czy pan Drummond pytał o coś? Tak.Pytał o pogodę na jutro.Wydawało mu się, że po takiej ciepłej nocy możeprzyjść burza.I o to, jakie haki zabrać? Pojedyncze czy potrójne? Powiedziałem, żemoże te nowoczesne potrójne mają swoje zalety, ale ja tych zalet nie widzę.Wtedy roze-śmiał się i powiedział, że wezmie pojedyncze.I wszedł do środka. A dalej co? Nic.A może jeszcze tylko tyle, że.Ale to nieważne, bo jeżeli pana Alexa uderzyłten zbrodniarz o pierwszej, to pewnie go nie mogło być tam wtedy. Co? zapytał Parker. Niech pan mówi, dziadku Malachi.Wszystko może sięprzydać.Na razie nie wiemy jeszcze co. Więc o jedenastej, no, może za parę minut jedenasta szedłem z psami wokółklombu.Nagle poderwały się i zaczęły warczeć cicho.Potem poszły do drzwi i zaczęływęszyć.Zajrzałem przez szybę, ale w sieni było ciemno i nic nie zobaczyłem.Zaraz po-tem zegar w Malisborough wybił jedenastą. Więc to mogła być za dwie albo trzy minuty jedenasta? Tak. Ale nie za pięć? Nie.Chyba nie.Zaraz potem zegar zaczął bić.Potem poszedłem z psami wokółdomu, zajrzałem tu i tam.Wyjrzałem na schodki do przystani i zawróciłem.Było wid-no, a noc spokojna.Zdrzemnąłem się potem trochę. A. Parker zawiesił głos jak pan myśli, dziadku, kto zabił pana IanaDrummonda?Malachi podniósł na niego swoje spokojne, szare oczy, zaczerwienione teraz trochę. Co myślę? Myślę.Ale nie mogę panu tego powiedzieć, bo pan jest z policji.A kiedymówi się do policji, trzeba wiedzieć.Albo widzieć, albo słyszeć.Inaczej można skrzyw-dzić niewinnego. Niech pan się nie boi, Malachi.Nie skrzywdzimy go.Chcemy tylko dojść prawdy.Może pan nam w tym pomóc.Stary człowiek przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. To nie była żona dla niego powiedział wreszcie. Nie wiem, kto go zabił.Alepewnie, gdyby ożenił się z jakąś przyzwoitą panną, a nie z taką komediantką, żyłby jesz-cze do tej pory i pojechalibyśmy dziś na ryby.Opuścił głowę i otarł oczy rękawem. Niech pan już idzie, dziadku powiedział Parker i ujął go pod ramię. Zdajemi się, że bardzo nam pan pomógł.Dziękujemy.Malachi machnął ręką i ocierając łzy ruszył ku drzwiom, odprowadzany przezParkera.Alex odsunął zasłonę okna.Był już świt.Aódz daremnie będzie czekała na83przystani, Ian Drummond nie wyjedzie na połów.Jakaś ryba, spoglądająca w tej chwiliw coraz jaśniejszą powierzchnię wody, nigdy nie dowie się, że zawdzięcza życie komuś,kto zabił Iana Drummonda, łowcę, który jej nie złowi.Wzdrygnął się.Parker wrócił dopokoju i stał przed nim. Jak to było z tymi trzema ciosami? zapytał.Alex powtórzył mu treść fragmentu Orestei, wypowiedzianego podczas wczorajszejkolacji. Tak. inspektor zamyślił się. Ale tymczasem porozmawiamy może z paniąLucy Sparrow, której łańcuszek, a zdaje się i lancet są w tym pokoju.Ale czy przesłuchi-wać ją tutaj? To lekarz powiedział Alex. Jest przyzwyczajona do widoku krwi. Może masz słuszność. Parker skinął głową.Zakrył rogiem chustki wisioreki wsunął pod nią lancet.Rękojeść jest sfotografowana.Możemy zrobić mały ekspery-ment.Jones! Tak, szefie? Idz na górę i poproś tu panią Lucy Sparrow, jeżeli może tu zejść. Tak, szefie! I.Już nic.Jak poszukiwania w domu? Stephens i Simms badają wszystko po kolei, od strychu do piwnic.Nie wiemy, czywolno przeszukiwać pokoje gości i gospodarzy.Na razie nie było o tym mowy. Wstrzymajcie się z tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]