[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.DoWilanowa przyjechałam za wcześnie.Piętnaście po dziewiątej ustawiłam samochódna ulicy Rotmistrzowskiej, wjechawszy w zielsko na poboczu, tuż za wielkimkrzakiem dzikiej róży.Za sobą miałam poprzeczną drogę, dalej ugór, dalej zaśdomek ciotki Pawła.Przede mną ciągnęła się ulica Rotmistrzowska, przy którejgdzieś tam stał dom jego brata.Ciemno było kompletnie.Jakaś samotna latarniapaliła się bardzo daleko, prawdopodobnie już przy pałacu.Oprócz latarniprzyświecał księżyc i z rzadka przebłyskiwały światła z okien.Zgasiłamreflektory, stwierdziłam, że nic nie widzę, otworzyłam drzwiczki, żeby zapalićlampkę wewnątrz i znalazłam zapasową paczkę papierosów.Zatrzasnęłam drzwiczki iznów pogrążyłam się w ciemnościach.Oczy powoli przyzwyczajały się do zmroku ipo kwadransie zaczęłam już widzieć wszystko całkiem wyraznie.Z niewiadomejprzyczyny łuna znad Siekierek najlepiej oświetlała ugór za moimi plecami.Wytężając wzrok, wpatrywałam się na zmianę w ten ugór, widoczny w lusterku, albow ulicę przed sobą, Baśka mogła bowiem pojawić się z jednej i z drugiej strony.Miałam obawy, że w ciemnościach mnie przeoczy, a nie chciałam palić światełpostojowych, żeby nie rozładować akumulatora.Mój umysł wiedział wprawdzie, żedla rozładowania akumulatora musiałabym je palić co najmniej przez dwadzieściacztery godziny, moja dusza jednakże wzdragała się przed tym, nie przyjmującfaktów do wiadomości.Innymi słowy na tle akumulatora od dwóch lat miałamzwyczajny uraz.Baśka spózniała się, czekałam już pół godziny.Przez otwarteokna wdychałam sobie świeże powietrze, nie nudząc się, bo miałam o czym myśleć.Panującą dookoła ciszę mąciły dalekie odgłosy z Wisłostrady i różne nikłedzwięki, dochodzące z okolicznych domów.Poza tym nie działo się nic.Spojrzawszy w lusterko któryś kolejny raz, dostrzegłam na ugorze jakby jakiśruch.Odwróciłam się.Istotnie, od strony domku ciotki Pawła ktoś szedł naprzełaj, przez trawę i krzaczki.Baśka zapewne, bo któż by inny? Wpatrywałam sięw nią, czekając z zapaleniem reflektorów, aż zbliży się do poprzecznej drogi,stopniowo upewniając się, że to ona.Rozpoznałam jej szczupłą, drobną sylwetkę,czarny kapelusz z wielkim rondem i długi, czarny, strzępiasty szal, okręcony naszyi.W ręku trzymała coś podobnego do miotły, zapewne bukiet jakiegoś zielska.Na krótki warkot silnika, który rozległ się gdzieś w pobliżu, nie zwróciłamżadnej uwagi.Baśka dotarła do drogi.Sięgnęłam ręką, żeby zapalić światła, inadal odwrócona na oślep macałam po tablicy rozdzielczej.W momencie kiedyominęłam wyłącznik wycieraczek i domacałam się wyłącznika reflektorów, napoprzecznej drodze za mną pojawił się nagle jakiś samochód.Zciśle biorąc, nieuświadomiłam sobie, że to samochód.Pojawił się jakiś ciemny, rozpędzonykształt, który z cichym warkotem silnika wyprysnął skądś, zza krzewów.Baśkabyła akurat w połowie drogi, przechodziła właśnie na drugą stronę.Rozpędzony,ciemny kształt precyzyjnie i dokładnie trafił prosto w nią! Nie zdążyłamkrzyknąć, nie zdążyłam nic.Szarpnęłam wyłącznik reflektorów i skamieniałam,bliska uduszenia.Sparaliżowało mnie na amen.Ciemny samochód, teraz jużwiedziałam, że to samochód, wyhamował na kilku metrach, ostro skoczył do tyłu iznów ruszył w przód, z premedytacją przejeżdżając przez leżącą na drodze postać.Sekundę przedtem odzyskałam zdolność ruchu.Przez głowę przeleciały mi eksplozjemyśli.Stoję tyłem.! Nie mogę go oświetlić.! Zawrócić, nie zdążę,ucieknie.! Reflektor.! Wyszarpnęłam z półeczki reflektorek.Miał trzy świeżozałożone baterie i sięgał światłem na odległość przeszło stu metrów.W chwili,'kiedy bestialski bydlak ruszał znów w przód, mój reflektorek złapał go potężnym,białym promieniem i oświetlił w całej okazałości.Wówczas zdrętwiałam ponownie izabrakło mi tchu, ponieważ poznałam ten samochód bez najmniejszychwątpliwości.Z najbliższego domu wybiegli jacyś ludzie, zabłysły światła naddrzwiami.Nie wiadomo skąd pojawiało się coraz więcej postaci, podniósł siękrzyk.Zgasiłam reflektorek, niezdolna na razie do żadnych innych czynów, istwierdziłam, że siedzę na prawym fotelu.Niemrawo pomyślałam o papierosie.Cośwpadło na przód mojego samochodu, spojrzałam więc przed siebie.Moje szosoweświatła oświetlały całe pobocze ulicy, którą nadbiegali ludzie, po prawymbłotniku ktoś się kotłował.Spojrzałam na tego kogoś i pomyślałam, że mamhalucynacje albo musiałam chyba zwariować od wstrząsu, w każdym razie coś tujest okropnie nie w porządku.Przede mną stała Baśka, Baśka, którą przed chwiląprzejechał jakiś zwyrodnialec, której zwłoki leżały na drodze, otoczonerozkrzyczanym tłumem, której tragiczną śmierć widziałam na własne oczy.!!Stała przede mną i usiłowała otworzyć prawe drzwi mojego samochodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]