[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Andrews zatrzymał s na środku, a Grace O’Malley spojrzała na niego i zapytała:- Gdzie ma pan swoje rzeczy?Nie namyślając się, sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął niej maszynkę do golenia i zużyty pędzel.Przez chwilę wpatrywała się w milczeniu w jego twarz, a potem rzekła cicho:- Wykąpie się pan później.Teraz proszę się położyć i zasnąć, będę trzymać tych krwiopijców z dala od pana.Skinął głową i zaczął zdejmować marynarkę.Przez chwilę miała ochotę mu pomóc, ale potem odwróciła się i wyszła, zamykając cicho za sobą drzwi.Na dole jej mąż, nalewając sobie szklaneczkę whisky, zapytał:- I co tam z nim, kochanie? Wszystko w porządku?- Ty chyba nie masz dobrze w głowie, skoro zadajesz takie pytania.- Dlaczego? O co ci chodzi?- Przecież ten facet jest chory, potrzebuje lekarza.Zadzwoń do Gibbonsa i powiedz, żeby tu zaraz przyszedł.- Poczekajmy przynajmniej, aż on się wyśpi.- Nie ma mowy, kochanie, jeśli chcesz, żeby w ogóle się obudził.Jeżeli zaraz ktoś się nim nie zajmie, to może nawet umrzeć.Godzinę później doktor Francis Gibbons wszedł do salonu i rzucając na kanapę swoją torbę lekarską poprosił o drinka.- Powiedz mi coś o nim, Charlie.Nie mogłem nic z niego wydobyć.- Czy jest poważnie chory, Frank? - odpowiedział pytaniem O’Malley.- Jest na wpół zagłodzony, wyczerpany fizycznie i psychicznie, ale za parę dni powinien dojść do siebie.Gibbons spojrzał na Grace O’Malley z czułością i podziwem.- Troszeczkę przesadziłaś, moja droga, ale miałaś rację, ciągając mnie tutaj.Na stole w jego pokoju zostawiłem cztery fiolki z tabletkami i kartkę ze wskazówkami jak je zażywać.Dałem mu zastrzyk witaminowy i coś na uspokojenie tych rozdygotanych nerwów.W ciągu paru dni powinien całkowicie wrócić do formy.To twardy facet.Zasadniczo jest silny i zdrowy jak byk i wydaje mi się, że przywykł do znoszenia niewygód.Kto to jest, Charlie?O’Malley spojrzał doktorowi w oczy.- Nie pytaj, Frank - odparł poważnym tonem.- Ale dzięki za szybką pomoc.Będziemy nad nim czuwać.Prezydent Wheeler przywiązywał wielką wagę do tego, by spędzać przynajmniej jeden weekend w miesiącu w swym rodzin­nym domu w Teksasie.Nawet jeśli z powodu nawału obowiązków udawało mu się dotrzeć na miejsce dopiero w sobotę rano, uważał, że warto było podejmować trud podróży.Zaklinał się, że w teksaskim powietrzu jest coś szczególnego, co dobrze na niego wpływa, i krzywo spoglądał na żartownisiów twierdzących, iż jedynym, co wyróżnia teksaskie powietrze, jest kurz i smród ropy naftowej.Z prezydenckiego samolotu wojskowego Wheeler przesiadł się na helikopter, który natychmiast wystartował i błyskawicznie dowiózł go na miejsce.Był w znakomitym nastroju.Tym razem udało mu się wygrać wyścig z czasem.Było wczesne popołudnie i dopiero piątek.Wheeler przesunął swój składany fotel z półcienia w pełne słońce.Zrzucił koszulę i miał na sobie tylko spodnie i skórzane sandały.Za przedłużenie weekendu musiał jednak zapłacić od­byciem jeszcze jednej narady z sekretarzem stanu.Nie przeszkadzało mu to jednak i pomyślał, że większość spraw powin­no się załatwiać właśnie w ten sposób, siedząc bez koszuli w ciepłych promieniach pełnego słońca.- No, to mów teraz, Joe.Czy on się do czegoś nadaje?- Nie tylko nadaje, panie prezydencie.Jest dokładnie tym, kogo potrzebujemy.- W jakim sensie?- Trzyma się z daleka od polityki.Jest niekwestionowanym przywódcą partyzantki.Nie ma rywali, nie ma przeciwników, no i tylko dzięki niemu to wszystko się kręci.Nasi ludzie w Europie cenią go bardzo wysoko.Jest doświadczony, dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, do czego zmierza.Jest to naprawdę facet z jajami.- Szczerze mówiąc, nie za bardzo mi się to wszystko podoba, Joe.- Dlaczego, panie prezydencie?- No, a co się stanie, jeżeli zginie, albo złapią go Rosjanie?- Zgodził się przyjąć Amerykanina jako zastępcę, jeśli udzie­limy mu większego poparcia i będziemy go zaopatrywać bezpośrednio z Waszyngtonu albo przez Amsterdam.- A co sądzi o nim Bob Klein?- Aprobuje w zupełności i bez zastrzeżeń.- I koniecznie chcesz, żebym teraz ja się z nim spotkał?- Gdyby zechciał pan poświęcić chwilę, panie prezydencie.- Czy on tu jest?- Tak, Bob Klein przywiózł go razem z O’Malleyem, tym, który zgodził się zostać jego zastępcą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl