X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po-ruczniku, czy może mi pan dać jakąś nadzieję?- Sprawa jest w toku - odparł, po czym wstał, żeby mnie odpra-wić.- Dam pani znać, kiedy się czegoś dowiem.- Gracias, ay, muchas gracias! - powtarzałam, a moje podzię-kowania nie były skierowane tylko do Pe�i.Porucznik zbyt długo trzymał moją dłoń, ale tym razem jej niecofnęłam.Już nie byłam jego ofiarą, czułam to.Mogłam stracićwszystko, ale duch palił się we mnie jasno.Teraz ten biedny, ślepy jakćma człowiek stanął w jego blasku i nie mógł mu się oprzeć.Nadszedł czas, żeby powiedzieć, co w zamian dla niego zrobię.- Będę się za pana modlić, poruczniku.Zaśmiał się z wysiłkiem.- Po co?- Ponieważ tylko to mi zostało, żeby się panu odwdzięczyć -odpowiedziałam, wytrzymując jego wzrok.Chciałam dać mu dozrozumienia, że wiem, kto zabrał naszą ziemię.Mijały tygodnie, a my czekaliśmy.Po raz drugi, a potem trzeciodczytano z ambon list pasterski.W odpowiedzi reżim wypowiedziałKościołowi wojnę na wszystkich frontach.W gazetach ruszyłakampania mająca na celu unieważnienie konkordatu z Watykanem.Kościół katolicki nie powinien dłużej utrzymywać specjalnegostatusu w naszym kraju.Księża przysparzali tylko problemów.Wysuwali kłamliwe oskarżenia wobec rządu.Ostatecznie nasz dyktator rządził wolnym państwem.Może po to, by wykazać swojąrację, Trujillo wydawał coraz więcej przepustek i ułaskawiał kolejneosoby.Niemal każdego dnia zatrzymywałam się przy jego portrecie ześwieżymi kwiatami i krótkim monologiem.Wyobrażałam sobie, że onteż jest moim synem, takim sprawiającym kłopoty i potrzebującymprzewodnictwa.- Wiesz tak samo dobrze jak ja, że odsunięcie Kościoła nie po-może ci w najmniejszym stopniu - radziłam mu.- Poza tym pomyśl oswojej przyszłości.Masz sześćdziesiąt dziewięć lat, nie jesteś jużmłodzieniaszkiem i wkrótce przeniesiesz się w miejsce, gdzie to nie tyustanawiasz zasady.A potem uderzałam w osobisty ton: przypomniałam mu o uła-skawieniu, o które prosiłam.Odpowiedz jednak nie nadchodziła.Albo Pe�a zapomniał, albo -Boże broń! - coś strasznego stało się z Nelsonem.Znów nadeszły dlamnie złe dni i długie noce.Jedynie myśl o zbliżającej się wielkimikrokami Wielkanocy pozwalała Patrii Mercedes mozolnie iść na-przód.Płomienie Afryki miały niedługo wystrzelić pąkami.I zmartwychwstał trzeciego dnia.Wciąż napływały małe liściki.Z próśb, które Mate do nich załą-czała, złożyłam obraz tego, co dziewczęta przechodziły w więzieniu.Prosiły o jedzenie, które się łatwo nie psuje - były głodne.Kostkirosołowe i sól - posiłki, które dostawały, były bez smaku.Aspirynę -miały gorączkę.Efedrynę - odzywała się astma.Ceregen - byłyosłabione.Mydło - miały gdzie się umyć.Tuzin małych krucyfiksów?Tego nie mogłam rozgryzć.Jeden albo dwa, owszem, ale tuzin?!Wierzę, że gdy prosiły o książki, oznaczało to, że ich umysły byłyspokojniejsze.Marti dla Minervy (wiersze, nie zbiór esejów), a dlaMate notes i długopis.Materiały do szycia dla obu, z prośbą o podaniewymiarów dzieci.Ay, pobrecitas, tęskniły za swoimi maleństwami.Godzinami przesiadywałam u sąsiadów, don Bernarda i do�iBel�n, pragnąc, by mój umysł - tak samo jak jej - wchłonęła prze-szłość.Wróciłabym do samego początku.nie byłam pewna czego. W końcu, kiedy prawie straciłam nadzieję, Pe�a zajechał przed naszdom swoim białym okazałym mercedesem.Był w haftowanej guay-aberze zamiast munduru.Masz ci los, prywatna wizyta.- Poruczniku - powitałam go - proszę wejść do środka, tam jestchłodniej.Nie omieszkałam zatrzymać się w przedsionku, by zdążył zau-ważyć świeże kwiaty pod portretem.- Czy napije się pan rumu z colą? - nadskakiwałam mu bez-wstydnie.- Proszę nie robić sobie kłopotu, do�a Patria.- Wskazał nakrzesła na ganku.- Tam jest miło i chłodno.Spojrzał na drogę, gdzie przejeżdżający samochód zwolnił, bykierowca mógł zobaczyć, kto odwiedza rodzinę Mirabalów.Nagle zdałam sobie sprawę, że ta wizyta jest dla niego tak samoważna jak dla mnie.Słyszałam, że miał problemy w naszym domu -nigdy nie nazwę tej farmy inaczej.Wszyscy campesinos uciekli, ażaden sąsiad nie był skory do pomocy.(Czego się spodziewał? Całaokolica była pełna Gonz�lezów!).Ale jeśli zobaczą go rozmawiają-cego z do�ą Patrią, komunikat będzie oczywisty: nie uważam go zaodpowiedzialnego za moją stratę.On tylko kupił tanią farmę od rządu.Mama jednak miała go za winnego.Zaryglowała się z wnukami wswojej sypialni i odmawiała wyjścia.Oświadczyła, że nigdy nieprzyjmie odwiedzin potwora, który wydarł córki z jej ramion.Nieobchodziło jej to, że teraz próbował nam pomóc.Prawda była taka, żediabeł był diabłem nawet w aureoli.Ale ja wiedziałam, że to bardziejskomplikowane.Był i aniołem, i diabłem, jak my wszyscy.- Mam dla pani dobre wieści - zaczął Pe�a.Położył ręce na ko-lanach i czekał, aż mocniej połechcę jego próżność.- Jakie, poruczniku? - Pochyliłam się do przodu, odgrywającswoją błagalną rolę.- Dostałem przepustki dla odwiedzających - powiedział.Poczułam się trochę rozczarowana, przede wszystkim miałamnadzieję na ułaskawienie.Dziękowałam mu jednak serdecznie, kiedypo kolei wymieniał imiona. - Trzy przepustki - podsumował.- Trzy? Ale mam tam sześciu bliskich, poruczniku - starałam sięmówić opanowanym tonem.- Czy nie powinno być sześciu przepu-stek?- Powinno być sześć, czyż nie? - przyznał mi rację, kiwającgłową.- Ale Manolo przebywa w izolatce, a Leandro ciągle nie możesię zdecydować na pracę dla El Jefe.Zatem obaj są, nazwijmy to,niedostępni.Praca dla El Jefe?- A mój Nelson? - zapytałam natychmiast.- Rozmawiałem z komendą główną.- Pe�a cedził słowa, opóz-niając przekazanie wiadomości, żeby wzmóc moją niecierpliwość.Pozostałam jednak niewzruszona, cały czas odmawiając w my-ślach Chwała Ojcu.- Zważywszy na to, że pani syn jest tak młody, aEl Jefe ułaskawia większość nieletnich.- mieszał swojego drinkatak, że kostki lodu obijały się o szkło - sądzimy, że można włączyć godo następnej tury.Mój pierworodny, moja mała owieczka.Z oczu popłynęły mi łzy.- Już, już, do�a Patria, proszę się uspokoić.Ale z tonu Pe�i można było poznać, że widok płaczącej kobietysprawia mu przyjemność.Kiedy doszłam do siebie, zapytałam:- A dziewczęta, poruczniku?- Wszystkim kobietom też oferowano ułaskawienie.Siedziałam jak na szpilkach.- Więc dziewczęta również wracają do domu?- Nie, nie, nie - odparł, grożąc mi palcem - wygląda na to, żespodobało im się w więzieniu.Odmówiły.Uniósł brwi, jakby chciał powiedzieć:  Co mogę poradzić na takagłupotę?.Potem znów nawiązał do swojego wyczynu, oczekując odemnie więcej wyrazów wdzięczności.- Więc jak będziemy świętować powrót chłopaka?- Zaprosimy pana na sancocho - odpowiedziałam, zanim zdążyłzasugerować coś nieprzyzwoitego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl