[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stał więc, patrząc, jak szarlatan wyciąga najprzeróżniejsze rzeczy z fałd swych szat.Wyjął różdżkę, którą narysował duży, geometryczny kształt, obejmujący jego samego, Imrie i Ryle’a.Potem wyciągnął trochę różnych ziół i coś nad nimi robił, cały czas mrucząc jakieś zaklęcia.Ryle spojrzał na kapitana, obaj wzruszyli ramionami.Dźwięk nadchodzącej armii był coraz bliżej, słychać też było, jak potwory suną po kamienistej drodze.W końcu zadowolony z przygotowań magik wstał i wyrysował w powietrzu jakieś wzory.Jego palec pozostawiał za sobą błyszczące linie, układające się w skomplikowany motyw, którego Ryle nie poznawał.Uniósł dłoń, żeby wykonać gest chroniący przed Złem, ale zamarł, gdy magik szybko potrząsnął głową i opuścił rękę.Valon, na zewnątrz magicznego kształtu, wspiął się szczeliną, rozejrzał się i wrócił.Twarz miał ponurą.Teraz Ryle słyszał wyraźny odgłos maszerujących stóp.Pierwsza fala żołnierzy przebyła szczelinę, śpiewając straszną, groźnie brzmiącą pieśń w nieznanym języku.Ryle wstrzymał oddech, ale nikt nie podniósł alarmu.Spojrzał na magika, który marszczył brwi i rysował w powietrzu kolejne błyszczące wzory.Skała pod nimi zadrżała, gdy przechodził jeden z morskich potworów.Imrie poruszyła się, jej ramiona prawie niezauważalnie zadrżały.Ryle rzucił się na kolana, wyciągnął rękę, ale nie mógł dotknąć skóry dziewczyny.Magik ukląkł z drugiej strony, patrząc na jej dłoń.— Jeśli puści kamień, złap go i natychmiast odrzuć — powiedział magik, jego głos był chropowaty z wysiłku.Potem zamknął oczy i zaczął się kiwać, powtarzając zaklęcia.Imrie powoli odwróciła się na plecy, jej ciało wciąż oplatało kamień.Ryle widział go pod jej ręką; pasek chyba zsunął się z płaszcza, który go przykrywał, ale kamień był spokojny.Usta dziewczyny otworzyły się, jakby jęczała; Ryle nie słyszał dźwięku.Nad skalną szczeliną przechodziły kolejne potwory, zagłuszając pieśń żołnierzy.Nagle magik wyrzucił ręce nad głowę, z końców jego palców wystrzeliły świetlne promienie.W tej samej chwili ciało Imrie rozluźniło się.Ryle chwycił kamień, nie dając sobie czasu na myślenie; głaz opierał się, potem z łatwością przeszedł w jego ręce.Ryle niemal zatonął w świecie nienawiści, miecze i lance błyskały w jego kierunku, morski potwór był tuż przed nim, celował w niego swym śmiercionośnym nosem.Ryle krzyknął i chwiejąc się wstał na nogi.— Teraz! — zapiszczał magik.— Na Moc Wiecznego Płomienia, teraz!Ryle rzucił się ślepo w kierunku morskiego potwora, przez ścianę łypiących na niego demonów.Wreszcie wychylił się zza głazu zamykającego szczelinę.Z całej siły rzucił kamieniem na środek drogi do Norris.Płaszcz spadł z kamienia, żołnierze krzyknęli ze zdziwienia, kiedy znalazł się między nimi.Potem ręka Valona chwyciła kołnierz Ryle’a i wciągnęła młodzieńca z powrotem do szczeliny.Demony zniknęły.Odgłosy zaskoczenia szybko zmieniły siew krzyki strachu i złości; broń szczękała, ludzie wrzeszczeli.W szczelinie magik padł bez sił na nogi Imrie, która leżała blada i nieruchoma, jakby nie żyła.Ryle ruszył w jej kierunku, ale ręka Valona zacisnęła się na jego ramieniu.— Musimy się wydostać! — krzyknął kapitan.Przerzucił sobie magika przez ramię, odzyskał równowagę i szybko poszedł szczeliną.Ryle zaklął i włożył ręce pod ciało Imrie; było miękkie i ciepłe.W myśli odmówił szybką modlitwę dziękczynną, przerzucając sobie dziewczynę na ramiona i ruszając za kapitanem.Nie pachniała już latem, tylko ostrą wonią potu i brudem.Chociaż szczelina wiła się i często skręcała, okazała się nieco szersza od poprzedniej, spadek był łagodniejszy.Ryle słaniał się na nogach, jedną ręką przytrzymując Imrie, drugą zaciskając na rękojeści miecza.Odgłos bitwy wręcz ogłuszał, chmury kurzu unosiły się w powietrzu.Ryle mrugał, kurz drażnił jego oczy, młodzieniec nieomalże wpadł na Valona.Zdawało się, że sama góra obróciła się przeciwko nim, bo szczelina skręciła ostatni raz i otworzyła się wyżej na drodze do Norris, gdzie żołnierze krzyczeli i walczyli między sobą.Jeden z żołnierzy zauważył Valona i krzyknął; jego koledzy odwrócili się, było ich coraz więcej, wreszcie ku wędrowcom biegła horda krzyczących żołnierzy.Ryle zsunął Imrie na ziemię za sobą, wywijał mieczem, poruszając się szybko i zwinnie.Tylko przez chwilę pomyślał o śmierci.Jego miecz wbił się w pierwszego żołnierza, przez drugiego prześliznął się jak przez powietrze.Walczący za nim Valon zaklął.— Kamień! — krzyknął kapitan.— Niektórzy są iluzją, panie, ale którzy to?Nie dało się tego poznać, a każdy błąd mógł natychmiast okazać się fatalny w skutkach.Jakiś miecz przedarł się przez gardę Valona, przesunął się po jego ramieniu, nie zostawiając śladu; miecz kapitana zabrzęczał o zbroję przeciwnika.— Panie!Obrócił się, chybił, znów się obrócił, trafił.— Ryle! Jest ich trzech! — Głos Imrie, szorstki i chrypliwy, przedarł się przez odgłosy bitwy.—Z lewej strony, Ryle! Kapitanie, przed tobą!Żołnierz naprzeciwko Ryle’a skrzywił się i uniósł topór, ale Ryle odwrócił się od niego i uderzył mężczyznę po lewej stronie.Miecz wbił się w ciało w chwili, kiedy topór pierwszego żołnierza dotknął głowy Ryle’a i zniknął.— Kapitanie, jeszcze jeden za tobą! Też walczą z iluzjami!W tym momencie drugi żołnierz z furią obrócił się w powietrzu, miecz Ryle’a przedarł się przez jego gardę i wbił się w zbroję.Mężczyzna upadł i nie zniknął.— Ryle! Po prawej, mężczyzna z toporem, rzuca się na Valona!Ryle przeszedł przez legiony iluzorycznych przeciwników, nie trafiając mieczem na nic, wreszcie ostrze dotknęło czegoś twardego, Ryle wbił je w plecy żołnierza.Razem w Valonem pokonali trzeciego przeciwnika i spojrzeli po sobie dziko.— Wracajcie! — krzyknęła Imrie.— Zanim nadejdą inni, szybko!Podniosła się na nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]