[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żywostatek przywiózł ich do domu.Chyba jednak najstraszniejszy ze wszystkiego był fakt, że statek sam ożył.Śmierć Kerra była trzecia.Kiedy obnażono galion, poja­wiło się brodate oblicze okrutnego wojownika, który zawołał głośno chłopięcym głosem:“Matko! Matko, przybyłem do domu!”Setre Ludluck wrzasnęła, potem zemdlała.Zaniesiono ją do domu i nigdy już nie odwiedziła morskiego doku w porcie, gdzie stał odwrócony wreszcie kilem do dołu jej rodzinny żaglowiec.Osieroco­ny i przerażony statek cierpiał z powodu samotności, szlochając i krzycząc przez wiele dni.Ludzie współczuli mu i czynili wysiłki, by go pocieszyć.Obok niego na prawie tydzień przycumowano “Ken­dry'ego”.Niestety starszy Żywostatek nie zdołał uspokoić “Parago­na”, a w dodatku tak się wzruszył i zasmucił, że w końcu trzeba je było od siebie odseparować.A “Paragon” dalej płakał.Widok był przerażający: gwałtowny, brodaty wojownik o umięśnionych ramio­nach i włochatej piersi, który łka niczym przerażone dziecko i błaga, by przyszła do niego matka.Litość ludzka powoli zaczęła się zmieniać w strach, a później w gniew.Wtedy właśnie “Paragon” zdobył sobie przydomek paria­sa, czyli społecznego wyrzutka.Załoga żadnego statku nie chciała cumować obok niego; żeglarze mawiali, że przynosi pecha i pozosta­wiali go samemu sobie.Liny, którymi przywiązano go do doków, gniły powoli, coraz cięższe od pąkli.“Paragon” głównie milczał, od czas do czasu tylko (w niemożliwych do przewidzenia chwilach) wy­buchał wściekłymi przekleństwami lub srogo lamentował.Setre Ludluck umarła młodo, a wówczas właścicielami “Para­gona” stali się wierzyciele rodziny, dla których był tylko kulą u no­gi - statkiem, na którym nie można pływać, za to trzeba opłacić je­go miejsce w porcie.W owym czasie kilku kuzynów niechętnie zgo­dziło się wypłynąć “Paragonem”, jeśli uda im się go skłonić do podróży.Dwóch bliźniaków, Cable i Sedge, rościło sobie prawo do statku.Przydzielono go pierwszemu z nich, ponieważ był o kilka minut starszy.Cable oświadczył, że za pewną opłatą popłynie ro­dzinnym żywostatkiem.Spędził miesiące przemawiając do Parago­na i w końcu wszystkim wokół zaczęło się zdawać, że młodzieniec nawiązał z nim więź.Sam Cable opowiadał, że jego rozmówca jest jak przerażone dziecko, do którego najprościej dotrzeć pieszczota­mi i łagodną perswazją.Wierzyciele rodziny zaufali młodzieńcowi, i choć mamrotano coś o wysyłaniu dobrych pieniędzy za złymi, mie­li nadzieję, że rejs zdoła im wynagrodzić straty.Cable najął załogę i robotników, płacąc horrendalne stawki, aby zechcieli wejść na po­kład pechowego żywostatku.Remont “Paragona” i zebranie pełnej załogi zajęły niemal rok.Wszyscy gratulowali mężczyźnie ocalenia żaglowca, ponieważ w ostatnich dniach przed opuszczeniem portu dał się on poznać jako nieco nieśmiały, lecz bardzo uprzejmy sta­tek, który grzecznie pozdrawiał przybyłych; jego uśmiech topił ludz­kie serca.Wypłynęli w słoneczny wiosenny dzień i od tej chwili słuch o Cable'u i jego załodze zaginął.Kiedy następnym razem zauważono “Paragona”, był bardzo zniszczony.Takielunek miał potrzaskany i obwisły, żagle postrzę­pione.Informacje o nim pojawiły się w Mieście Wolnego Handlu już na kilka miesięcy przed jego przybyciem.Przypłynął nisko zanu­rzony w wodzie, jego pokład był prawie całkowicie zalany, a na nim ani żywej duszy; nikt nie odpowiadał na pozdrowienia mijających statków.Tylko galion, czarnooki, kamiennolicy, patrzył na osoby, które odważyły się podpłynąć wystarczająco blisko, by szukać na deskach istot ludzkich.“Paragon” sam wpłynął do portu Miasta Wolnego Handlu i do doku, w którym wcześniej przez wiele lat stał.Podobno pierwsze i jedyne słowa, jakie wypowiedział, brzmiały: “Powiedzcie mojej matce, że wróciłem do domu”.Althea nie wiedziała, czy była to prawda, czy może tylko legenda.Śmiały Sedge odważył się zacumować statek i wejść na jego po­kład.Nie znalazł najmniejszego śladu ani po swoim bracie, ani po którymkolwiek z marynarzy.Nie było nikogo, żywego czy martwe­go.Ostatni zapis w dzienniku pokładowym wspominał o wspania­łej pogodzie i świetnych widokach na opłacalną sprzedaż ładunku.Nic nie sugerowało powodów zniknięcia załogi.W ładowni “Para­gona” leżał przemoczony ładunek jedwabiu i brandy.Wierzyciele zażądali wszystkiego, co dało się uratować i zostawili pechowy statek Sedge'owi.Całe miasto uważało, że mężczyzna oszalał, kiedy przyjął “Paragona” i zastawił dom oraz ziemie, by znaleźć fundusze na odremontowanie go.Później Sedge odbył na “Paragonie” siedemnaście udanych rej­sów.Pytających, jak tego dokonał, zbywał stwierdzeniem, że lekce­waży figurę dziobową i traktuje żywostatek jak zwyczajny drewnia­ny żaglowiec.Przez te wszystkie lata galion rzeczywiście milczał, obrzucając jedynie piorunującymi i złowrogimi spojrzeniami każ­dego, kto popatrzył w jego stronę.Potężne ramiona skrzyżował na muskularnej piersi, a szczęki zacisnął, zwarte niczym dwa kawałki drewna.Cokolwiek wiedział o losach Cable'a i jego załogi, zatrzy­mał dla siebie.Ojciec powiedział kiedyś Althei, że “Paragona” nie­malże zaakceptowano w porcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl