[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i wte-dy Bayta zaczęła w nich rozpoznawać kształty przedmiotów.Zauważyła, że gdyprzymknie oczy, barwy stają się wyrazniejsze, że każdej barwie odpowiada okre-ślony dzwięk, że widząc je, nie potrafi ich jednak określić i w końcu, że owepęcherzyki nie są bynajmniej pęcherzykami, lecz małymi figurkami.Były to małe postacie, wirujące płomyki, których całe tysiące przesuwały siętańcząc i migocąc przed jej zdumionym wzrokiem.To znikały gdzieś, to pojawiałysię nagle nie wiadomo skąd, skacząc jedna wokół drugiej i ustawicznie zmieniająckolor.Ni stąd, ni zowąd Bayta pomyślała o plamkach wirujących przed oczami, kie-dy się w nocy zaciśnie powieki aż do bólu i wytęży wzrok.To było to samo wra-żenie świetliste, różnokolorowe punkciki, jakby skaczące w rytmie polki, kon-centrycznie układające się koła, bezkształtne, znikające i pojawiające się na nowoplamy.Tu było to samo, tylko większe i bardziej zróżnicowane, a przy tym każdabarwna plamka układała się w kształt jakiejś postaci.Popędziły naraz w jej stronę, dobierając się parami.Uniosła w górę ręce, chcącsię przed nimi osłonić, ale zatrzymały się, wywróciły i nagle wokół niej rozpętałasię burza śnieżna, z jej ramion trysnęły zimne strumienie światła, popłynęły wart-kim, oślepiającym potokiem wzdłuż rąk i wystrzeliły snopem iskier z jej palców,aby spotkać się w pół drogi między niebem a ziemią i połączyć w świetlisty krąg.Z dołu dopływał głos stu instrumentów, który w końcu stopił się z obrazemw jedną całość, tak że nie potrafiła już odróżnić, co jest światłem, a co dzwiękiem.Przez chwilę zastanawiała się, czy Ebling Mis widzi to samo, co ona, a jeślinie, to jakie są jego wizje.Szybko jednak o tym zapomniała, bo oto figurki czyrzeczywiście figurki? przemknęło jej przez głowę.ależ tak, to niewielkie po-stacie kobiece o płonących włosach, które wirowały i obracały się tak szybko, żenie mogła na żadnej skoncentrować uwagi chwyciły się za ręce, tworząc grupy114o kształcie gwiazd, a muzyka zmieniła się naraz w perlisty śmiech.w dziew-częcy śmiech, który nie dobiegał z zewnątrz, lecz rodził się gdzieś we wnętrzuucha!Gwiazdy zbliżyły się do siebie, ich promienie połączyły się i z wolna całyobraz zaczai przeistaczać się w niewyrazne kontury jakiejś budowli, aż nagle wy-strzelił w niebo wspaniały pałac.Każda cegła mieniła się innym kolorem, każdykolor był świetlistą iskierką, od której zapalały się inne, biegnąc w górę aż dowieńczących budowę i lśniących niczym baśniowe klejnoty minaretów.Pojawił się wirujący ognisty dywan, z którego wystrzeliły świetliste nici, opla-tając wszystko siecią zwiewnej, niematerialnej pajęczyny.Potem nici opadły i wy-strzeliły w górę, przybierając kształty rozłożystych drzew, które rozbrzmiewałyswą własną muzyką.Bayta znalazła się wśród nich.Zewsząd otaczały ją liryczne tony cudownejmelodii.Wyciągnęła rękę, aby dotknąć kruchego drzewa.Rozpadło się na tysiącebarwnych kwiatów, których płatki spłynęły wolno w dół i rozwiały się w powie-trzu z srebrzystym dzwiękiem dzwonków.Strumienie płomieni popłynęły w dół po niewidzialnych stopniach wprost nakolana Bayty, przelały się przez nie świetlistą kaskadą, tworząc promienisty krągwokół jej bioder, podczas gdy nad jej kolanami zalśniła tęcza, po której, jak pomoście spacerowały maleńkie postacie.Pałac, malutkie figurki kobiet i mężczyzn na tęczowym moście, ogród cią-gnący się jak daleko mogła sięgnąć okiem, a wszystko to unoszące się na falachpodniosłej muzyki smyczkowej, zbiegającej się w niej jak w centrum.A potem.potem nastąpiła chwila przerazliwej ciszy, w głębi obrazu coś sięnieznacznie poruszyło i nagle wszystko runęło.Barwy zbiły się na powrót w jednąkulę, która skurczyła się i znikła.I znowu była już tylko ciemność.Bayta odnalazła niezgrabnie stopą pedał, wcisnęła go i pokój wypełniło świa-tło prozaiczne światło zwykłego słońca.Bayta zacisnęła powieki, aż do oczunapłynęły jej łzy, jakby z żalu po tym, co minęło.Ebling Mis siedział nieruchomo,jak bezwładna kupa mięsa, z rozszerzonymi oczami i otwartymi ustami:Jedynie Magnifico był w pełni przytomny.Pogładził wizjofon z wyrazem eks-tazy na twarzy. O pani rzekł z przejęciem to zaiste instrument o niemal magicznejmocy.W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że ma tak wspaniałystrój i tak subtelne, a jednocześnie tak silne brzmienie.Wydaje mi się, że mógłbymza jego pomocą stworzyć cuda.Jak ci się podobała moja kompozycja, pani? To było twoje dzieło? spytała z podziwem Bayta. Naprawdę twoje?Błazen zaczerwienił się aż po czubek nosa. Moje własne, pani.Muł go nie lubił, ale często grałem go dla własnej przy-jemności.Kiedyś, w młodości, zdarzyło mi się widzieć z dala pałac gigantycz-115ną budowlę z drogich klejnotów.Było to w samym środku karnawału.Byli tamludzie o niewyobrażalnie wspanialej postawie, a tak potężni i wyniośli, że po-dobnych im nigdy już nie spotkałem, nawet w służbie Muła.To, co stworzyłem,to tylko nieudolne naśladownictwo, ale ubóstwo mojego umysłu nie pozwala nawięcej.Nazwałem to Wspomnieniem Nieba.Podczas tej paplaniny Mis doszedł wreszcie do siebie. Słuchaj, Magnifico rzekł nie chciałbyś tego zagrać dla innych?Błazen odskoczył do tyłu. Dla innych? spytał trzęsąc się. Dla tysięcy ludzi! krzyknął Mis. W wielkich salach Fundacji! Niechciałbyś stać się panem samego siebie, niezależnym, poważanym przez wszyst-kich, bogatym i.i. zawiodła go wyobraznia. No i tak dalej? Co? Co nato powiesz? Ależ jak to możliwe, wielmożny panie, skoro jestem tylko biednym bła-znem, nie nadającym się do splendorów i zaszczytów?Psycholog wydął usta i potarł czoło wierzchem dłoni. Ale twoja gra, czło-wieku! powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]