[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dalej nastąpił długi jęk, potem ostry stukot, a także inne głosy, które pojawiły się w najbliższym sąsiedztwie; spośród nich wybijał się jeden kobiecy głos, pytający ze zdenerwowaniem: – Kimon, Kimon, co z tobą?!Jedyną odpowiedzią Thierry’ego był kolejny przeciągły jęk; dało się słyszeć także coś w rodzaju przytłumionego trzeszczenia, tak jakby sztuczne ognie eksplodowały w jakimś szczelnie zamkniętym i wyciszonym pokoju.Potem odezwał się jeszcze raz ten sam kobiecy głos, ale ledwie słyszalny w ostatnich wspomnieniach percepcji nie funkcjonującego już ciała: – Kimon, co się.I jeszcze ostatnie słowa Thierry’ego, wypowiedziane niczym ledwie słyszalny jęk: – Sprowadźcie Petera.Tłumaczenie struktur skończyło się i Rho wyłączyła taśmę.Przez chwilę w milczeniu patrzyliśmy na siebie.– Teraz mogę sobie wyobrazić.dlaczego niektórzy ludzie odczuwają nasze działania jako negatywne – powiedziałem cicho.– Może też wiem, dlaczego Logologowie na Ziemi mogą je negować.– Tak, to namacalna ingerencja, a nie tylko coś w rodzaju otwarcia dziennika – przyznała Rho.– Powinniśmy odpieczętować ich wszystkich, zanim będą mogli zostać ożywieni – powiedziałem.Rho obejrzała się za siebie, na starannie ułożone rzędy stalowych pudełek, rozciągające się za nami wzdłuż krzywizny pomieszczenia, a także na ekwipunek Cailetetów i Onnesów rozłożony w pobliżu.– Musimy być odważni – stwierdziła.– Jeśli dostaniemy zezwolenie na kontynuację tych badań, powinniśmy popracować nad naszą własną etyką.My pierwsi próbujemy robić takie rzeczy.To, co robimy, nie jest złe z samego założenia, ale rzeczywiście jest niebezpieczne.– Rho, jestem wyczerpany całą tą sprawą.Moglibyśmy skontaktować się z Task-Felderami i zaproponować, że damy im Thierry’ego.Niech dostaną to, czego chcą.– Jak sądzisz, co oni z nim zrobią? – spytała Rho.Przygryzłem wargę, wzruszając ramionami.– Prawdopodobnie wyślą go z powrotem na Ziemię.Niech ich szefowie zdecydują, czy powinien zostać.–.uwolniony – dokończyła za mnie Rho.– Po to, by móc dołączyć do Wstępujących Mistrzów.– Nie miał żadnych spadkobierców ani rodziny, którą byłbym w stanie odkryć.tylko Logologów.– A oni go nie chcą – podsumowała Rho.– Ale nie chcą też, by miał go ktokolwiek inny – dodałem.Wstając z pozycji lotosu, uniosła się na kolana i wyłączyła dopływ energii translatora.– Czy zgadzasz się na plan Thomasa? – spytała.Przez chwilę trwałem w bezruchu i milczałem, starając się do niczego nie zobowiązywać.– Potrzebujemy czasu – powiedziałem.– Mike, Mnogość Sandoval podpisała wiążące porozumienie w imieniu nas wszystkich.Mamy obowiązek chronić te głowy, strzec ich.a jeśli jest sposób, by je ożywić, musimy zrobić również to.– W porządku – zgodziłem się.– Pamiętaj, że nie wszystko, co mówiłem dotychczas, należy traktować poważnie.– Chciałabym, żeby Robert i Emilia wybrali inne towarzystwo ochronne – rozmarzyła się Rho.– Do diabła, chciałabym nigdy nie usłyszeć o “Gwiezdnym Czasie”.– Amen – stwierdziłem.Nienawidzę dwulicowości.Jednak plan Thomasa wydawał się najlepszy.W końcu, nie mogłem wymyślić nic bardziej sensownego.Zostaliśmy przyparci do muru i należało zastosować ostateczne środki.Jednak z wielką niechęcią odnosiłem się do tego, co miałem właśnie zrobić: odgrywać przed obliczem Fiony Task-Felder wcielenie urażonej niewinności.Miałem wrażenie, że zamierzam włożyć głowę do paszczy lwa.I znów wybrałem się promem do Kosmoportu Jin.Tym razem jednak nie wstąpiłem po drodze do biura Thomasa; wcześniej, podczas rozmowy telefonicznej, zaplanowaliśmy wszystko z wyprzedzeniem, biorąc pod uwagę wszelkie ewentualności, możliwe wykręty, a także wyjścia awaryjne.Pierwszą częścią planu było przybycie bez zapowiedzi do biura przewodniczącej; załamany i pozbawiony zajęcia, miałem odgrywać kogoś, kto odłączył się od obowiązującego całą rodzinę wspólnego kursu, ustalonego przez jej starszych przedstawicieli.Potargałem sobie włosy, przybrałem pełen napięcia wyraz twarzy i w takim stanie wkroczyłem do biura przyjęć przewodniczącej.Łamiącym się głosem poprosiłem o audiencję u Fiony Task-Felder.Recepcjonista wiedział, kim jestem, i poprosił mnie, bym usiadł.Nie wyglądało na to, by zamierzał kontaktować się z Fioną lub cokolwiek zapisywać.Doszedłem do wniosku, że musiał być wcześniej zawiadomiony, iż do biura zbliża się ktoś, kto go może zainteresować.Zapewne zostałem też dokładnie przebadany przez ukrytą kamerę.Odgrywałem moją rolę z pewnym sprytem, zachowując się bardzo niespokojnie.Po chwili recepcjonista zwrócił się do mnie, oznajmiając:– Przewodnicząca będzie miała czas na spotkanie z panem nieco później, dziś wieczór.Czy mógłby pan zjawić się tu ponownie około piętnastej?Odparłem, że mógłbym.Straciłem bezproduktywnie trzy godziny i powróciłem do biura Fiony.Najwyraźniej ta tura naszego wspólnego tańca rozwijała się pomyślnie; pierwsze kroki, wzajemne przemieszczenia i określanie tego, kto będzie prowadził, a kto będzie musiał się dostosowywać.Przeszedłem długim korytarzem do wewnętrznego sanktuarium przewodniczącej.Powtórka sytuacji z mojego pierwszego pobytu była przerażająco dokładna.Młode dziewczyny wciąż przenosiły tędy pliki dokumentacji, uśmiechając się na mój widok.Bez entuzjazmu odwzajemniałem te uśmiechy.Drzwi biura Fiony Task-Felder otworzyły się.Za biurkiem siedziała z założonymi rękami pełna godności, niebieskooka pani przewodnicząca, najwyraźniej przygotowana wyłącznie na to, by przyjąć wiernopoddańczy hołd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]