[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko to dokładnie wypełniało wylot ulicy, a zza tej kompozycji unosiłsię dym, jakby ktoś rozpalił tam niewielkie ognisko.Po drugiej stronie było mo-że z pięćdziesięciu ludzi i Teckli nie reagujących na obelgi Dragaerian miotanez tej strony.Wszyscy byli uzbrojeni  głównie w kije i pałki, choć było też kil-ka mieczy i szpad.Dostrzegłem także ze dwudziestu gwardzistów, ale żaden niewydobył broni.Raz czy dwa ktoś się zapuścił na barykadę.Wtedy naprzeciw-ko niego stawało ze dwudziestu obrońców i ochotnik jakoś szybko rezygnował.Gwardziści obserwowali takie wypady w sposób wskazujący na to, że są gotowido akcji, ale gdy gość zlazł z barykady ponownie się odprężali.Z drugiej strony podjechał do przeszkody wóz ciągnięty przez osła.Gdy dzie-liło go od niej ze trzydzieści jardów, podeszli doń trzej ludzie i zaczęli coś tłuma-czyć woznicy, Dragaerianinowi.Rozmawiali przez chwilę i nietrudno było domy-ślić się, że woznica klął, ale w końcu zawrócił i odjechał skąd przybył.Jak na razie było tak, jak powiedziała Cawti  nikogo nie przepuszczaliw żadną stronę.Do bójki jeszcze nie doszło, ale nie dlatego, że ludzie nie byligotowi, lecz dlatego, że Dragaerianie nie zebrali się na odwagę.Znając ich, wie-działem, że w końcu się zbiorą.98 Zobaczyłem, co chciałem, i postanowiłem dotrzeć na zwyczajowe miejsce, bosztab musiał się mieścić w siedzibie głównej.Poszedłem dalej Carpenter Street przy każdej krzyżówce albo wylocie ulicy natykałem się na podobne obrazki, tyleże tłum przy Carpenter i Wheelwright był największy, bo ulice były najszersze.Na kilku powtórzyły się scenki, które już widziałem, toteż znudzony ruszyłemw dalszą drogę.* * *Zaułkami dotarłem do celu, a potem ustawiłem się w zwykłym miejscu,sprawdziłem broń i zacząłem czekać.Ponieważ przychodziłem tu od kilku dni,był to jedyny regularnie powtarzany element moich codziennych zajęć.JeżeliHerth wynajął zabójcę (a nie wierzyłem, by tego nie zrobił), to musiał on dojść downiosku, że to najlepsza okazja.Chyba że domyślił się, że zastawiłem na niegopułapkę.Przed wejściem do budynku stał Paresh i kilku ludzi.Różni wchodzili i wy-chodzili, ale w niczym nie przypominało to oszalałej aktywności ostatnich dni.W ten sposób minęła godzina walki z nudą.Zaczęło mi się chcieć spać, comnie martwiło  zmęczenie nie jest miłym odczuciem, gdy ma się perspektywęwalki o życie.Poza tym czułem się brudny, ale to przeszkadzało mi znaczniemniej.Pierwszym znakiem zaś, że coś się zaczęło dziać, było pojawienie się Cawtii Gregora.Spieszyli się, a Gregor wybiegł zaledwie parę minut po wejściu dobudynku.Sprawdziłem powtórnie broń i czekałem.Spać mi się odechciało.Jakiś kwadrans pózniej Gregor pojawił się ponownie  przyprowadził z pięć-dziesięciu chłopa.Stanęli w okolicy wejścia.Dosłownie minuty pózniej zjawiło się czterech gwardzistów.Ustawili się podrugiej stronie ulicy dokładnie naprzeciwko drzwi.Przełknąłem ślinę.Czterdzie-stu do czterech  ludzie i Teckle byli bez szans.Nie wiedziałem, czy obecność gwardii oznacza sforsowanie barykad, rozebra-nie ich czy też teleportację.Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w PołudniowejAdrilankhce musi stacjonować silny kontyngent Gwardii, bo inaczej nigdy niebyliby na miejscu w razie potrzeby, a potrzebni byli najczęściej właśnie w tymrejonie.A to oznaczało, że w krótkim czasie będzie ich więcej.Przyjrzałem siędokładniej gwardzistom i zauważyłem, że trzej z nich pod złocistymi pelerynaminoszą stroje w barwach zielonej, brązowej i żółtej.A więc trzej Teckle i jedenSmok.Oznaczało to, iż Cesarzowa jest na tyle zaniepokojona, iż nakazała użyciecałej Gwardii łącznie z poborowymi.99 Cawti wyszła z budynku i zaczęła rozmawiać z gwardzistą z Domu Smoka.Miała na sobie strój w barwach Domu Jherega, a na lewym ramieniu Roczę.Niewiem, jakie to wywarło na Smoku wrażenie, ale na pewno nie spowodowało u nie-go przypływu dobrej woli.Czego najlepszym dowodem było to, iż w pewnymmomencie ujął rękojeść miecza.A ja znowu miałem napad uczuć solidnie mieszanych.Nie zabija się gwar-dzistów.A już na pewno nie robi się tego przy świadkach.Z drugiej strony niezamierzałem bezczynnie stać i przyglądać się, jak pewien swej bezkarności pa-lant zabija mi żonę.Nie do końca wiedziałem, co zrobię, ale na szczęście niemusiałem nic zrobić, bo nie wyciągnął broni.Musieli otrzymać dokładne rozkazyw tej kwestii.Albo też ten Smok był inteligentniejszy od reszty: Cawti potrafiłao siebie zadbać i było to widać w jej zachowaniu.Przypomniałem sobie, po co tu jestem, i rozejrzałem się.Po moim zabójcynaturalnie śladu nie było.Całe szczęście, że Loiosh nie dał się zdekoncentrowaćwydarzeniom na ulicy i zachowywał czujność.W tym czasie do stojących gwardzistów dołączyło ośmiu nowych.A potemjeszcze czterech.Stosunek utrzymywał się ten sam co w pierwszej czwórce: je-den Smok na trzy Teckle.Jeden z nowo przybyłych, a raczej jedna odbyła krótkąkonferencję z tym, z którym rozmawiała Cawti i przejęła negocjacje.Najwyraz-niej była starsza stopniem.Do zgromadzonych po drugiej stronie dołączyło trzydziestu nowych.Temperatura na ulicy prawie wyczuwalnie wzrosła.Cawti potrząsnęła głową.Potem znowu rozmawiały.Potem Cawti ponowniepotrząsnęła głową przecząco.Dużo bym dał, by wiedzieć, co stanowiło powódniezgody, ale było to niemożliwe.Ani nie chciałem, ani nie mogłem w tych wa-runkach połączyć się z nią telepatycznie.Dowodząca nagle odwróciła się do podkomendnych i poleciła donośnym gło-sem: Zachować odległość trzydziestu stóp, nie wyciągać broni bez rozkazu, po-zostać czujnym!Gwardziści cofnęli się nieco.Smoki w czarnych, lamowanych srebrem mun-durach z ryngrafami Feniksa i w złocistych pelerynach Domu Feniksa wyglądalibojowo i elegancko.Teckle głupio, gdyż złote ryngrafy z Feniksem i złociste pe-leryny nie pasowały do ich chłopskich strojów ani barwą, ani krojem.Cawti wróciła do budynku, z którego po chwili wyszli Natalia i Paresh.I za-częli krążyć wśród swoich zwolenników, zatrzymując się to tu, to tam na krótkiepogawędki.To się nazywało, zdaje się, podtrzymywaniem na duchu.Albo podno-szeniem morale.Nie wiem, za krótko byłem w wojsku.Dobry kwadrans pózniej do ludzi Kelly ego dołączyło pół setki nowych oby-wateli.Wszyscy mieli długie noże zbliżone gabarytami do mieczy, byli muskular-ni i obchodzili się z bronią w sposób wskazujący na długoletnią praktykę.Musieli100 pracować w jednej z podmiejskich rzezni.Dziesięć minut potem zjawiło się następnych dwudziestu gwardzistów.I tak to trwało przez następną godzinę.Ulica tak się zapełniła, że nie byłem już w stanie dostrzec drzwi do budyn-ku.Za to całkiem wyraznie widziałem oficer dowodzącą Gwardią Feniksa.Sta-ła jakieś trzydzieści stóp ode mnie na prawo, toteż całkiem wyraznie widziałemz profilu jej twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl