[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A gdyby ewentualny ciekawski był tak zuchwały, że wszedłby mimo wszystko? , za-pytał Konrad.Mag dał czułego prztyczka w głowę automatu. Mój diabełek ma w zapasie kilka in-nych niespodzianek dla kogoś, kto otworzy drzwi a nie zapali zaraz światła, odparł.A jak zapala się światło, wiem tylko ja.91Po czym skierował się do stołu i poprosił gości, by usiedli, co uczynili nie bez pew-nego oporu.Scoto uniósł nakrycia półmisków i nalał wina.Zapach, unoszący się z po-traw był niezwykle smakowity i budził apetyt.Przestali się lękać.Stały przed nimi owoce i dziczyzna, rozmaite sosy i świeżutki chleb.Anielskiemiody nie były lepsze od podanego wina.Konrad w całym swoim życiu pił najróżniejsze wina, i wschodnie i śródziemno-morskie i północne i cierpliwie destylowane w klasztorach.Ale nic z tego, co koszto-wał przedtem, nie mogło się choć w przybliżeniu równać z winem, które podał im cza-rodziej.Jednak, bardziej niż cokolwiek, zdumiewało jedzenie.Te mięsa i sałaty były, owszem,znane, lecz na pewno nie o tej porze roku; ponadto stało jakieś danie, pełne dziwnych,czerwonych owoców, okrągłych w kształcie, mięciutkich i soczystych.Mag spostrzegł pytające spojrzenie Konrada i pospiesznie uprzedził go: Zapewniamwas, panie, że możecie spokojnie skosztować wszystkiego, co widzicie.Nie ma to pocho-dzenia czarodziejskiego ani diabelskiego.To tylko skutek zastosowania pewnej technikiprzechowywania pokarmów, które dojrzały jakiś czas temu.Opiera się to na zjawiskuobecnym w przyrodzie, tym samym, którego używam do oświetlania, a którego znajo-mość jest bardzo stara.Posługiwali się nim już Egipcjanie przy malowaniu komnat gro-bowych w swych piramidach.Znalazłem jego opis w pewnej, jeszcze starszej księdze. Wedle mojego rozeznania, ciągnął, nasi przodkowie posiadali całą wiedzę,lecz została ona utracona z powodu grzechu pierworodnego.Było to tracenie ciągłe, po-stępujące.Dzisiaj, dzięki chrześcijaństwu, które uświęciło pracę, człowiek może odzy-skać swoją pozycję pana stworzenia i posługiwać się przyrodą oraz jej mechanizmami,żeby się wyzwolić ze zniewolenia trudem.Stanie się tak, nawet jeśli odzyskiwanie wie-dzy kosztować będzie wieki poszukiwań. A kiedy zostanie odnaleziona cała wiedza? , zapytał Konrad tonem podejrzliwymi sceptycznym. Och, to nastąpi dopiero na koniec czasów, kiedy człowiek znów się połączy zeswoim Stwórcą.Jego ziemskim losem jest poszukiwanie po omacku zródła mądrości,by odnalezć jej ślady, tu i tam, we wszechświecie, chociaż prawe duchy wiedzą, iż każdeodkrycie tylko powiększa otchłań tego, co jeszcze pozostaje do odkrycia. Zdacie się wiedzieć niemało o tym, co się stanie w przyszłości! Już wam rzekłem, iż nie jestem czarnoksiężnikiem ani jasnowidzem.Do obserwo-wania codzienności używam tylko umysłu.Z tego też względu pewien jestem, iż dar,jaki chrześcijaństwo dało człowiekowi, uchylając mu bramy techniki, okaże się strasz-liwą, obosieczną bronią.Tak jak to już się zdarzyło w czasach wieży Babel, ludzie stanąsię pyszni z powodu dzieła swych rąk, zechcą zrównać się ze Stworzycielem i będą Nimgardzić.I właśnie z tej przyczyny nie rozgłaszam tego, co wiem, podobnie jak i moiwspółbracia, rozsiani po całym świecie.Człowiek jest jak dziecko: trzeba mu dawać rze-czy stopniowo.92 Pojąłem, rzekł Konrad. I nie kryję, iż nie po raz pierwszy słyszę takie dyskur-sy.Zatem, waszym zdaniem, ludzkość miałaby się dzielić na dwie kategorie: jedną, zło-żoną z przeważającej większości, czyli trzódkę, która nie wie i nie rozumie; drugą two-rzoną przez garstkę wybrańców, którzy wiedzą.Prawdziwi mędrcy, jedynie depozyta-riusze arkanów i spraw tajemnych, którzy sami sobie powierzają obowiązek prowadze-nia ludzkości.dokąd? Do doskonałości.Zgodnie z zamysłem Stwórcy. Sądziłem, iż Pan nasz, Jezus Chrystus, powierzył to zadanie wyłącznie Kościołowi.Rzym zawsze opiekował się uczonymi i wielu papieży też nimi było.Teraz wszakże, jeślipozwolicie, i ja wam poprorokuję: wziąwszy pod uwagę wasze cele, sielanka skończy sięprędzej czy pózniej, a wy będziecie usiłowali zająć miejsce Kościoła w tej dziedzinie. I nie mylę się mniemając, iż w końcu wasze cele okażą się odmienne od naszych(mówię tak, bo jak wiecie, i ja jestem człowiekiem Kościoła).Wy chcecie zostać ludzmiposiadającymi jedynie wiedzę.Natomiast Kościół chce czegoś więcej i czegoś innego:pragnie, by ludzie byli święci. I powiodły się, jak dotychczas, te zamiary Kościoła? sarkastycznie zapytał mag. Jeśli zaczniemy od dnia Męki naszego Pana aż do obecnego roku Pańskiego, rzekł-bym iż tak.W każdym razie wszystko zawsze czynione było w blasku słońca, zgodniez nakazem Chrystusa.Wy, z waszym tajemnym sposobem postępowania, doprowadzi-cie ludzkość do popadnięcia w niewolę gorszą, nizli niewola grzechu.Mag zaczął się uśmiechać i ponownie nalał wina. Po cóż jednak mącić tę rozmowętym, co dzieli? Porozmawiajmy raczej o tym, co w tej chwili nas łączy. A cóż to takiego nas łączy? , zapytał Konrad, przystępując do posiłku. Już wam powiedziałem: chcę pójść z wami tej nocy.Konrad wytarł usta serwetą i wyprostował się na krześle. Czy nie powinniście być na dworze Fryderyka, waszego protektora? , spytał. Och, właściwie nigdy tam nie przebywam.Mój pan dobrze wie, że niemożliwe jestutrzymać mnie dłużej w jednym miejscu.Odwzajemnia usługi, które mu często oddaję,obdarzając mnie pełną swobodą działania, a zwłaszcza zadając mało pytań. Ja zadam ich wam kilka, jeśli pozwolicie , odparował Konrad. Jestem do waszej całkowitej dyspozycji , przychylił się tamten do prośby. Jakim sposobem doszło do tego iż Cech Serowarów podarował wam tę wieżę? ,rozpoczął Francuz. Kiedy ostatnio Fryderyk przybywał do Pizy, byłem w jego świcie.Przy tej okazjipodpowiedziałem Zaprzysiężonym Mistrzom drobny sposobik na powiększenie masyserów bez dodawania mleka. Skąd wiecie, kim jesteśmy i co zamierzamy robić tej nocy? , nalegał Konrad. Panie, nie sądzicie doprawdy, by inkwizytorzy byli jedynymi, którzy potrafią pro-wadzić dochodzenie! , mag zaśmiał się szyderczo.93Mnich zrewanżował się uśmiechem: Ach, tak! Przyznaję, głupio zapytałem.Ostatnia sprawa: dlaczego?Tamten spoważniał, zmrużył oczy i, wychylając się w stronę Konrada, rzekł: Szukam pewnej rzeczy. A.nie zechcielibyście w swej uprzejmości wyjawić nam czego?Czarnoksiężnik chwile się zastanawiał: otworzył z wahaniem usta, potem je za-mknął.Wreszcie się zdecydował. Szukam Graala.Obaj przyjaciele popatrzyli po sobie ze zdziwieniem.Gaddo, który już wcale się niebał, lekko się uśmiechał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]