[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- On jest mój! - wykrzyknął chłopiec.- Nie, bo miasteczka! Zbijesz go, a nowych nie będzie co najmniej przez rok.- Jego nie zbiję, ale ciebie mogę.Oddawaj!- Jeśli ten talerz się stłucze, mama nigdy nie pozwoli ci chodzić na takie imprezy dla dorosłych.- No i dobrze - odparł chłopiec, lecz na wzmiankę o matce natychmiast się zatrzymał.- Nie wolno ci zabierać moich rzeczy!- On wcale nie jest twój.Nie rozumiesz, głupolu, że cię chronię przed karą?- Nie chcę, żebyś mnie chroniła.- Jesteś głupszy, niż brzydszy.- Patrzcie, kto to mówi!Trochę to przykre, ponieważ oboje byli dość brzydcy.Lubiłem ich jednak - prawdopodobnie dlatego, że im się podobało to, co wyczyniałem w kościele.Zdecydowałem się wtrącić, wpadłem między dzieci i zacząłem je przedrzeźniać.Powtórzyłem całą ich kłótnię, wchodząc w rolę to jednego, to drugiego.Coraz głośniej skrzeczałem i coraz gwałtowniej wymachiwałem rękami, a w końcu schowałem je za siebie i z zadartym nosem odszedłem dumnym krokiem.Wybuchnęli śmiechem.Odwróciłem się i w głębokim ukłonie rozmyślnie upadłem na trawę.- Widziałeś? Jak oni ją tego nauczyli? - spytała dziewczynka.- Głupia, w ogóle nie muszą jej uczyć.Ona to robi, bo chce.To świadek.Pewnie jest mądrzejsza od nas.Bardzo bystry chłopiec.- Poza tym prawdopodobnie wszystko zapisała i na nas naskarży - dodał.Zerwałem się, stanąłem na baczność i z uroczystą miną przecząco pokręciłem głową.- Widzisz? Nie ma zamiaru na ciebie naskarżyć - powiedziała dziewczynka.- Bo zrobisz to ty.- Wcale nie.- A właśnie, że tak.Znowu musiałem interweniować.Odgrywając pantomimę, zadałem cios wyimaginowanemu przeciwnikowi, a potem wszedłem w jego rolę i udałem, że to uderzenie zwala mnie na trawę.Dzieci ponownie się roześmiały.- Ona chyba nie chce, żebyśmy się kłócili - stwierdził chłopiec.- A co ją to obchodzi?Wymownie wzruszyłem ramionami.- Szkoda, że ona nie mówi.- Ale świadkowie umieją czytać i pisać - powiedziała dziewczynka.- Mogłaby nam coś napisać, gdybyśmy mieli komputer.- Skąd ty to wszystko wiesz?- Bo kiedyś stanę się bardzo sławna i będę miaia własnego świadka.Jej brat energicznie pokręcił głową.- Ty głupia, takie rzeczy zdarzają się tylko na Ziemi, a tam już nigdy w życiu nie wrócimy.Skąd ci go tutaj wytrzasną?Dziewczynka wyglądała na zdeprymowaną.- To świadków się nie robi?- Jasne, że się robi, ale to bardzo skomplikowane, bo trzeba krzyżować rasy, łączyć geny i nie wiadomo, co jeszcze.- No to co? Na "Arce" jest bank embrionów.Mamy miliony embrionów zwierząt.Założę się, że z niektórych dałoby się zrobić świadków.- Bo ja wiem? - rzekł chłopiec z wyraźnym powątpiewaniem.Dziewczynka odwróciła się do niego tyłem.- Małpko, jak się nazywasz? - zapytała.- Przecież ona nie umie mówić.- A może umie to pokazać? Założę się, że pokaże twoje imię.- Zatłukę cię na śmierć, jeśli będziesz się nabijać z mojego imienia! - warknął chłopiec, czerwieniejąc ze złości.- Mogło być gorsze.Na przykład, Jurek ogórek.- Sama tego chciałaś.Już po tobie!Rzucił się na nią, a ponieważ oboje siedzieli na trawie, jego siostra nie zdążyła uciec.Obawiałem się, że naprawdę coś jej zrobi, bo rzeczywiście był wściekły, a tymczasem on ją łaskotał.Zaśmiewając się krzyczała, żeby przestał.Zrozumiałem, że łaskotanie jest dla niej karą - wyraźnie tego nie znosiła.Brat mógł ją zbić, ale mimo wszystko wybrał znacznie łagodniejszą metodę wyładowania złości.Szarpanina rodzeństwa na ziemi wzbudziła we mnie dziwne uczucie, jakiego nigdy nie doznałem w wypadku córek Carol Jeanne i Reda.Pewnie były jeszcze za małe albo pod wpływem Mamuśki stały się aż tak sztuczne, że już się nie umiały bawić w ten sposób.Obserwując tych dwoje brzydkich dzieci, które bardzo się kochały, choć traktowały się z góry i wzajemnie sobie dokuczały, nagle poczułem straszliwy głód.Dopiero po chwili zrozumiałem, że wcale nie chce mi się jeść ani pić, że to po prostu tęsknota za dzieciństwem.Co innego pomagać ludziom i dostarczać im rozrywki, a zupełnie co innego się z nimi bawić.Przypuszczalnie byłem już dorosły, wciąż jednak pragnąłem kontaktu z dziećmi.Na moment uległem owej tęsknocie.Widząc, jak chłopiec łaskocze siostrę, nie mogłem się powstrzymać - choć nie wiem, czy na pewno próbowałem - wskoczyłem mu na plecy i zacząłem go łechtać.Odwróciłem jego uwagę, co pozwoliło dziewczynce się uwolnić i teraz ona go łaskotała, chłopiec nie mógł więc dostatecznie się skoncentrować, aby mnie zrzucić.- To nie fair! - krzyczał.- Dwoje na jednego?!- No pewnie, że nie fair! - odparła z chichotem.- Poszedł Marek na jarmarek!Tego już było dlań za wiele.Ryknął, zrzucił mnie i skoczył na siostrę.Tym razem zdołał ją chwycić za ręce, ale ona miała już dość.- Przepraszam.Wszystko odwołuję.Naprawdę nie chciałam.- Ja się nie śmieję z twojego imienia - rzekł Marek.- Bo nie ma z czego.Diana to najnormalniejsze imię.- Czyżby? Diana polowała i była dziewicą - oznajmił triumfująco, jakby tym słowem udało mu się dotknąć siostrę.- No pewnie, że jestem dziewicą - stwierdziła lekceważącym tonem.- Nawet jeszcze nie miałam okresu.- O takich rzeczach się nie mówi - odparł Marek, straszliwie zażenowany.- Okres, okres! Krew! Skurcze macicy! Jajowody! Zapłodnienie!Chłopiec zatkał sobie uszy.- Rzygać się chce.Naprawdę ci odbiło.- Wręcz przeciwnie - odpowiedziała ucieszona, że wreszcie zwyciężyła.- Po prostu jestem kobietą i wcale się tego nie wstydzę.- Zabieram swój talerz i idę zobaczyć, czy mama skończyła i czy możemy już wrócić do domu.Wstał i zaczął się rozglądać za talerzem, którym rzucał.Znalazł go, lecz w dwóch kawałkach.- A nie mówiłam?- To nie od rzucania.Pewnie go nadepnęłaś.- Bo mnie goniłeś.Poza tym wcale go nie nadepnęłam.Zauważyłabym.- Ale się po nim tarzałaś.- Jeśli nawet, to dlatego, że mnie łaskotałeś.- Mama cię zabije.- Czyżby? Ja nie muszę jej oddawać zbitego talerza.Ruszyli do kuchni."Całkiem o mnie zapomnieli", pomyślałem, ale w tej samej chwili Diana się odwróciła i spytała:- Idziesz czy nie? Moja mama szukała twojej właścicielki.Jest botanikiem i będzie pracować z doktor Cocciolone.No, cudownie.Wprost marzyłem o tym, żeby ta dziobata baba stale się koło mnie kręciła.- Małpa nie musi iść z nami - rzekł Marek.- Może robić, co chce.Już drugi raz powiedział, że mogę robić, co chcę, więc się zacząłem nad tym zastanawiać.Byłem, oczywiście, samodzielnym agentem Carol Jeanne, związanym z nią jedynie naszą wzajemną miłością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]