[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ażeby pokryć te wszystkie przykre i szybko mijające wzruszenia, za-krzątnął się około paki, obejrzał dokładnie zewnętrzną deskę, gwozdzie, ich długość, ilość.Dokonawszy tego zapytał uroczyście jak rutynowany specjalista, czy jest w mieszkaniu sie-kiera.Pani i jej służąca wytłumaczyły mu, że właśnie siekiery nie posiadają i dlatego musiałygo wezwać.Na to Jasiołd oświadczył dość opryskliwie, że przecie paznokciami nie może po-wyciągać gwozdzi, głęboko zaklepanych w deski, a gołą ręką nie oderwie pokrywy.Pani Zni-cowa rzekła na.to z uległym przeproszeniem, że właśnie umyśliły prosić go jako sąsiada,czyby nie znalazł jakiego sposobu otworzenia skrzynki.Młody sąsiad zdał sobie nieoczeki-wanie sprawę ze swego brutalstwa i doświadczył istnych wyrzutów sumienia.Za łaskę zapro-szenia go do pomocy, za łaskę, która stała się dla niego niezasłużonym szczęściem, odpłaciłzaraz na wstępie ordynarną, iście karczemną przymówką.Szczeromówny drągal z Lukowa!Ryfa podlaska! Na szczęście przypomniał, że ma na górce góralską siekierkę, pamiątkę wy-prawy w Tatry.Jak postrzelony wymknął się z pokoju, jednym susem wpadł do swej izby,chwycił z kąta ciupagę i niezwłocznie zjawił się w mieszkaniu pani Znicowej.Siekierka na-dała się doskonale: gwozdzie udało się powyciągać i pokrywę nieuszkodzoną odwalić.Dokonawszy tego i poczytując swoją misję za skończoną, Jasiołd ukłonił się z taką elegan-cją, jakby żegnał samego dyrektora gimnazjum, i zamierzał oddalić się czym prędzej.PaniZnicowa prosiła go, żeby się przez chwileczkę zatrzymał.Teraz dopiero kawaler znalazł sięjakby w piecu ognistym.Każda chwila pobytu w lokalu tej pani była dla niego falą żywegozródła, której przypomnienie miało się stać dopiero pózniej rozkoszą.Ale samo obcowanie ztą osobą przerażało go i unicestwiało tak dalece, że pragnął uciekać co tchu do swojej klety.Tymczasem służąca Wikcia wyładowywała ze skrzyni i rozwijała z opakowań: wielką bryłęmasła, pokłady serów krowich i baryłki owczych, bochenki okrągłego żytniego chleba,pszenne placki, połeć szynki, drugi słoniny, pieczonego kapłona, takiegoż indyka, kurczęta,gęś.Pani Znicowa kazała schować te skarby do szafy, a sama szybko i nad wyraz eleganckonakryła stół obrusem, zastawiła nowymi szklankami, spodkami, łyżeczkami, czystym naczy-niem do masła, cytryny, konfitur, poukładała ozdobnie świeżo nabyte serwetki i poprosiłaJasiołda, żeby zajął miejsce przy stole.Spoczął na brzegu krzesełka wyprostowany, we-wnętrznie rozprażony, gotujący się, czerwony na twarzy, jakby był imbrykiem na szczyciekomina samowara.Piękna pani zadawała mu jakieś zdawkowe pytania, na które odpowiadałmonosylabami, rozprostowując pracowicie zgrabiałymi palcami zaprasowane i zlepione ze-schniętym krochmalem frędzle białej serwety.Wikcia podała dwie szklanki herbaty i otoWłodzio Jasiołd miał w obliczu swej współbiesiadniczki wykonać operację jedzenia i picia.Na zaproszenie, żeby zechciał ukrajać sobie kromkę chleba z jednego ze świeżo wydoby-tych bochenków, odpowiadał wymawianiem się tak żarliwym, jakby właśnie dopiero co wstałod sutej kolacji.Pani Celina nie mogła sobie z nim poradzić, bo tylko bokiem wargi chlipałherbatę, a jeść nic nie chciał.Bała się urazić go, gdyby mu ukrajała własnoręcznie pajdę chle-ba i wręczyła ją jak fornalowi.Na tym się wszakże musiało skończyć, gdy trwał w zaciekłymuporze.Olbrzymia przylepa chleba, przywalona masłem grubym na palec i skibą sera szerokąna dwa palce, legła obok szklanki jego herbaty.Gdy nareszcie odchlipał nieco ukropu, dopeł-niono śmietanką szklankę po brzegi.Trudno powiedzieć, czy sam widok tego dobra powiedzmy kupionego gdzieś tam wStaszowszczyznie czy uprzejmość w sposobie podania, czy wreszcie inne jakieś nieuchwyt-ne czynniki sprawiły, że wreszcie Włodzio począł unicestwiać wojenne dary boże, doświad-czając wzruszeń natury fizycznej i duchowej nie do opisania.Nigdy jeszcze nie było mu takdobrze na ziemskim padole.Piękna sąsiadka pytała go uprzejmie i serdecznie, skąd pochodzi,wniknęła od razu ze szczególnym zrozumieniem w stosunki rodzinne.Wszystko brała do ser-94ca po prostu i sama była prosta, swojska, z tego samego świata.%7łałowała wojaka, że jest tusam, tak daleko od matki i w tak opłakanych warunkach.O wszystkim mówiła bez blagi iobłudy, ze szczerością nie dopuszczającą wykrętów.Każde jej zapytanie coś otwierało wskrytościach jego duszy.Każde spojrzenie było pociechą przyjazni i siostrzaną dobrą radą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]