[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekaj, muszę to wszystko uporządkować.Własną ręką Bieżan układał wszelkie dokumenty, protokóły i zeznania, nie mającnajmniejszej ochoty eksponować przed całym światem swoich własnych błędów, wolałw nich grzebać osobiście.Utwierdzał się w mniemaniu, że tak głupio żadnego docho-dzenia nigdy dotychczas nie prowadził, a w pomyłkach i zaniedbaniach bije w tej chwi-li wszelkie rekordy.Górski go nie pocieszał, bo sam żywił podobne poglądy, aczkolwiekczynił nieudolne próby usprawiedliwiania ich zaćmień umysłowych. Dowód, no, dowód to dowód, dokument tożsamości mówił niepewnie. Człowiek spojrzy, ma nazwisko i adres.%7łeby chociaż miała dwa dowody.! I pamiętnik z dokładnym opisem wydarzeń powiedział Bieżan kąśliwie. Takretynka, sprawczyni, narobiła tyle głupot, że włos na głowie dęba staje.A myśmy sięchyba od niej zarazili. Ale Chmielewska zaświadczyła, że tam dalej, w tych domach, żywego ducha niebyło! Należało sprawdzić porządniej.No dobrze, nie było, a facetka firanki wieszała.I nie myśmy na nią trafili, tylko osoba postronna, co by było, gdyby sobie nie skojarzy-ła? Bzdura, nie bzdura, samochód należało wziąć pod lupę od razu, a nam się zachcia-ło lekceważyć blondynki.Przeszukanie mieszkania denatki, też natychmiast, to nie, naWyduja czekaliśmy, ja chyba musiałem na głowę upaść.Tajemnicza przyjaciółka ofiary,zawracanie Wisły kijkiem, było przycisnąć nauczycielkę, tego amanta z młodych lat, jakmu tam, Wozniaka, tego Ramona, on jeszcze siedzi, mieliśmy go pod ręką, przyjaciółkaby nam sama wyszła!164 Ale motyw wskazywał na pierwszą Borkowską, to na co ta przyjaciółka. A no właśnie, sam widzisz, tak się mszczą zaniedbania.Borkowski mi się majaczył,było ściągnąć go z tej Szwecji na porządne przesłuchanie, to znów nie, towarzyską po-gawędkę z nim odbyłem i cześć. Ale one obie łgały. Które? Borkowska i Młyniak. A co miały robić? Na ich miejscu też bym zełgał! Gdyby mówiły prawdę, wiesz,co bym zrobił? Aż mi niedobrze, jak sobie pomyślę.Posadziłbym tę Agatę Młyniak,przecież ona nie miała żadnego alibi, Borkowska w Kołobrzegu, a Młyniak ją cichutkouwalnia od życiowej zmory.O, właśnie! Też kretyński pomysł, denatka jechała samo-chodem z przeciwniczką, ewidentnym wrogiem, jasne było przecież, że musiała jechaćz przyjaciółką, wspólniczką, z kimś swoim! Jedno przeczy drugiemu, same niejasności,a my nic, jak te żłoby i tumany! Nie, to nie my zaprotestował Robert rozpaczliwie. To ta sprawczyni! Ona domyślenia niezdolna, ona jeszcze do tej pory nie wierzy, że wszystko wyszło na jaw! Ale do premedytacji owszem, zdolna.Zamiast dać forsę Feli, kupiła spluwę na ba-zarze, tego jej nie udowodnimy, bo tam nikt się przyzna, że sprzedawał, ale wystarczysam fakt, że miała.Przy sobie.Nawet odcisków palców nie starła.No i te klucze, denat-ka żadnych kluczy nie ma, dowiadujemy się, że mieszka sama, i co? Wychodzi z domubez kluczy? To jak mieszkanie zamyka? A my nic.W bluzeczce jedwabnej, bez kurtecz-ki, bez niczego, a my co? Nic.Dzieci ma dwoje, chociaż nigdy nie rodziła, a my zanie-dbujemy identyfikację, rany boskie.! Bo to wszystko takie strasznie głupie. A głupie, zgadza się.Tej Urszulce w ogóle do głowy nie przyszło, że istnieje coś ta-kiego jak łuska po naboju.Uważała, że jak podrzuci Wydujowi żakiet Feli, zatrze wszel-ki ślad znajomości.Nie, mnie to się we łbie nie mieści.Do Feli zakradała się zaułkami,a że Cieciakowa na nią oczy wytrzeszcza, nawet nie zwróciła uwagi.A my się od tygo-dnia babrzemy nie wiadomo w czym.Spieprzone dochodzenie. Motyw bruzdził! zaopniował Górski z wielką energią. To taki babski motyw,że nikt normalny by na to nie wpadł.Ale jednak ją mamy, i to przygwożdżoną dowo-dami, denatka u niej, mimo wszystko, bywała, zostawiła odciski palców, dzieci o jakiejścioci Feli bąkały, najważniejszy samochód, tam już obie zostawiły, co mogły! Poza tym, przyznała się przypomniał Bieżan i nareszcie westchnął z prawdzi-wą ulgą, nie skażoną przygnębieniem. Sama się podłożyła, że lepiej nie trzeba, liczyna to, że Borkowski wróci i z całego bagna ją wyciągnie. A Borkowski co? zaciekawił się Górski. Bo nawet nie zdążyłem spytać o tentelefon do niego.165Bieżan oderwał się od segregowania papierów, odsunął trochę krzesło od biurkai łypnął okiem w kierunku małej, zakamuflowanej lodóweczki, zawierającej w sobieodrobinę napojów, służbowo wzbronionych.Pozornie służyła do konserwacji drugichśniadań, z konieczności konsumowanych niekiedy pózną nocą, a szczególnie przydat-na bywała w okresie letnim, kiedy taka, na przykład, kiełbasa mogłaby się zaśmierdnąć.Pomyślał, że po godzinach pracy i przekazaniu całego chłamu Wesołowskiemu chybado lodóweczki sięgną.Wbrew pierwotnym zamiarom kontakt telefoniczny z małżonkiem sprawczyni jed-nak nawiązał i odbył z nim rozmowę, z której sporządził zaledwie króciutką notatkę,chociaż rozmowa zaliczała się raczej do długich.Borkowski najpierw nie chciał rozma-wiać wcale, potem usiłował mu nie uwierzyć, wreszcie potraktował sprawę poważniei całkiem rzeczowo wyznał, co myśli. Nic z tego powiadomił teraz Bieżan Górskiego z dużą satysfakcją. Za adwo-kata zapłaci, ale na tym koniec.Z drugą żoną, w obliczu wydarzeń, nie chce mieć nicwspólnego, zawiódł się na niej, o żadnym morderstwie nic nie wie, ale małżonka już ja-kiś czas temu przestała mu się podobać.Podejrzewa, że został wprowadzony w błąd. Podejrzewa.! prychnął Górski z całym potępieniem, na jakie udało mu sięzdobyć. Przyśpiesza powrót, będzie pojutrze.Nasza droga Urszulka na kontakt uczucio-wy z upragnionym małżonkiem nie ma już co liczyć.Tak mi wyszło z tego gadania, totwardy facet i w pierwszej kolejności ochroni siebie. Tak jak przy Barbarze.? Dokładnie.Nic mu się nie przyłoży, bo najgorsza jełopa zgadnie, że tajemnicystrzeżono właśnie przed nim, ma prawo być niewinny jak dziecko.A szlachetność oka-że, skoro na adwokata jej nie pożałuje.Na świadka go wezwą, nie ma obawy, żadna sę-dzina tej przyjemności sobie nie odmówi. Chyba że będzie sędzia facet.? E tam, facet! %7ładen facet tego kretyństwa nie rozgryzie, wyłgają się wszyscy i gło-wę daję, że za stołem usiądzie baba.To babska zbrodnia.A propos, nie wiem, czy wiesz,że ci z Wilanowa w pierwszej chwili stawiali na Chmielewską, masz pojęcie? Przed jejdomem, ona nie cierpi wywiadów, facetka szła do niej na wywiad, a cholera ją wie,może skądś zdobyła spluwę i wywaliła do niej w nerwach.Taka im się myśl zalęgła.Całeszczęście, że od razu im przeszło, bo i nas by jeszcze wpuścili w maliny. Od razu? zdziwił się Górski. Od razu.Przez psa. A.! Pies zaświadczył, że w tym miejscu, skąd padł strzał, Chmielewskiej w żadensposób być nie mogło.To wiem, jest w protokóle.166 No właśnie.I cały czas się dziwię, jakim cudem ta zaraza umysłowa na psa nie pa-dła.Wygłupili się wszyscy, z wyjątkiem psa, jedyny żywy stwór, który jakiś rozum za-chował i nie dał się zmącić.Odporny taki.?Górski patrzył na szefa zarazem zakłopotany i osobliwie rozpromieniony. A, bo major nie wie.Ja się dowiedziałem przypadkiem.Ten pies, to wcale niepies, tylko suka.Też płci żeńskiej.Nazywa się Beza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]