[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.?Złoto owszem, zwróciłaby uwagę na ciężar, gdzie tu złoto.? Pandę z heroiną mogłasobie tulić do łona przez cały tydzień bez żadnych szkodliwych rezultatów!Dałam spokój Wydrze i zaczęłam myśleć konstruktywniej.Nie przemycałam nie tylko narkotyków, ale w ogóle niczego nigdy w życiu i nawetnie miałam z tym do czynienia pośrednio, ale cały proceder wydał mi się jakiś47dziwny.Spróbowałam znalezć w nim sens.Niech im będzie, jedna przesyłka popłyniedo Szwecji niedzwiedziem, drugą Bodzio zaraz potem uszczęśliwi Danię, sposobypostępowania raczej proste i takie głupie, że wręcz nie mają prawa budzić podejrzeń.Może i rzeczywiście będzie to akcja udana.Bierz diabli akcję, co innego jest ważne.Wygląda na to, że Bodzio dysponuje w tej chwili podwójną ilością wysoce kosztownegotowaru i jego własna myśl, żeby coś złapać, w czymś dużym zaszkodzić, zaczynanabierać rumieńców.Już otworzyłam usta dla wydania głosu, ale zamknęłam je bez słowa.Zawahałamsię.Czy takie dwie przesyłki to istotnie dużo? Zamajaczyły mi jakieś strzępy informacjio dziesiątkach, a nawet setkach kilogramów, gromadzonych czy przemycanych, łapanychniekiedy przez różne władze, gdzie niedzwiedziowi i torbie do tych setek.?! Taką stratęmafia narkotyczna przetrzyma zapewne bezboleśnie.Zaraz, może dlatego właśniedziałają metodą małych banków.? A, szlag niech ich trafi, dużo czy mało, niechby tylkocztery kilo, skoro wyczyniają takie dziwactwa, widocznie im zależy, a w każdym razienawet niewielka ilość stanowi niezbity dowód rzeczowy.Bodzio już się wynurzył z wody i prychał obok materaca. Gdzie ty w ogóle mieszkasz? spytałam, otwierając oczy. Na Dąbrowskiego. Zwariowałeś? Gdzie mieszkasz tutaj! A.Prywatnie.U takiej facetki koło poczty.Na piętrze. Jak stoisz twarzą do poczty, to na prawo czy na lewo? Na lewo.Ucieszyłam się. Bardzo dobrze, sama tam mieszkałam osiemnaście lat temu.Czekaj.Dlaczegoprzez pomyłkę?W Bodziu chwilami odzywały się wrodzone zalety, a morska woda widocznie dobrzemu robiła.Zrozumiał moje pytanie od razu. Wystawała z kieszeni torby, kieszeń ma suwak.Wyciągnąłem i przeczytałem.Musieli wetknąć, żeby im nie zginęło i zapomnieli wyjąć.Wepchnąłem z powrotem.W ogóle mi się to nie podoba, tak mnie traktują, jakbym był godzien zaufania albojakby im nie zależało.Pani zna Kopenhagę? Znam, ale nie w tym rzecz.Czekaj.Czyś ty pomyślał, że może masz wyjątkowąokazję z tą podwójną ilością towaru? Albo stracisz życie, albo wyjdziesz czysty.Bodzio, jak się okazało, pomyślał. Też mi to przychodziło do głowy, ale chciałem się z panią naradzić.Można bywywinąć duży numer, tylko jak i z kim? Jakoś muszę być kryty, bo mi łeb ukręcą.Znów się zaczęłam zastanawiać.Rozwiązanie pchało się samo, powoli, ale natrętnie. Tego niedzwiedzia należy rozpruć komisyjnie.Czekaj.Miałeś polatać po ludziach48i popytać o rozmachanego.Zabójcę mojego znajomego nieboszczyka.Coś ci z tegowyszło? Owszem, wyszło, co miało nie wyjść? Sześć budynków obskoczyłem.I metodęznalazłem, wykombinowałem sobie wuja, wuj może być w każdym wieku.Miałem sięz nim spotkać, nawaliłem, chcę wiedzieć, czy był, bo się chyba na mnie obraził.Taki sękrodzinny każdy rozumie, wszystkie baby mi współczuły.W tych sześciu go nie było. Które to? Numery pamiętasz? No pewnie! Już taki kretyn nie jestem, żeby dwa razy lecieć w to samo miejsce!Mam zapisane, dam pani na brzegu.Tylko mam obawy, że to może potrwać doprzyszłego roku, bo tych domów jest dużo.Decyzja sama się za mnie podjęła.Wiedziałam już, co powinnam zrobić. Wracamy! zarządziłam energicznie.Zaczęłam zawracać materac ku brzegowi,przy czym niechcący złapałam Bodzia za włosy. Nie, ja się nie topię zwrócił mi uwagę i zagulgotał. Nie szkodzi.Wszystko trzeba załatwić dzisiaj wieczorem powstrzymałam nachwilę wiosłowanie rękami, z których morska woda ściekała mi na twarz i zastanowiłamsię. Trzeba się umówić, dla tej swojej szajki musisz być na razie nieuchwytny, żeby ciprzypadkiem czegoś nie zabrali.Gdzie cię znajdę? Na dworcu autobusowym.Będę na panią czatował w ukryciu.O ósmej naprzykład.Popłynął do brzegu szybciej niż ja.Nie widziałam, co robi, bo leżałam na plecachi płynęłam niejako do tyłu.Kiedy zahaczyłam dłonią o jakieś dziecko, zrozumiałam,że dotarłam do łachy, zsunęłam się z materaca i odwróciłam ku plaży.Rozejrzałam sięi prawie mnie zadławiło.Moja torba z rzeczami znajdowała się dokładnie na wprost.Obok niej, na rozłożonymkocu, siedział Zygmuś.Bodzio szedł ku niemu jak po sznurku, nie zdając sobie sprawyz tego, co czyni.Gdybym miała lasso i umiała się nim posługiwać, pewnie bym je na niego zarzuciła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]