[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dwa wyrwały! Jeden jeszcze leci! Gdzie on leci? Idiota! - Panie, co to tak wyrwało?! Mów pan! - Trójka, Polonez!.- Już masz pan swoją stajnię! Jak wyrwał, to nie przyjdzie! - Koń w formie, to leci! Musi przyjść!.Lesio zaczął być również zdenerwowany, nie wiadomo właściwie dlaczego, bo przecież jego sukces był pewny.W jego imieniu działała siła wyższa.Nim opiekował się los.Drugi falstart doprowadził go do stanu, dorównującego stanowi wszystkich pozostałych graczy, a trzeci sprawił, że znacznie ich przewyższył.Coś tam się działo takiego, czego zupełnie nie rozumiał, ale co musiało być w najwyższym stopniu niepokojące, sądząc po wrzeniu na trybunie.- Co to za kretyn je tam puszcza?! - Czego pan chcesz, z dwulatkami tak zawsze! - Jak koń może przyjść, jak trzy razy wyrywa! On już cały dystans przeleciał! - Puści je wreszcie, do cholery, czy nie?! - Jednego ma tyłem! Panie, który to tam tyłem chodzi?! - Jedynka! Cały czas psuje start! Już go obraca!.- Poszły!!!.- Co idzie?! Mów pan, co idzie?!.Lesio przewiesił się przez balustradę tak, że gdyby nie żywy mur, trzymający go z tyłu, niewątpliwie wyleciałby na taras poniżej.Wytrzeszczył oczy na konie całkowicie bezskutecznie, bo i tak nie mógł ich w ogóle rozróżnić.Nie miał zielonego pojęcia, które to są te jego.Wykrzykiwane wokół informacje wzmagały jego podniecenie.- Stajnia idzie! Stajnia idzie! Trzy jeden!.- Dwójka go bierze z tyłu! Będzie trzy dwa! - Piątka leci od pola!.- Dawaj, Polonez! Dawaj! - Nie zdąży!.Już, jest trzy pięć!!! - Trzy pięć.- No i gdzie ta pańska stajnia?! - Dwójka trzecia, patrz pan, ja jej w ogóle nie liczyłem!.A niewiele brakowało! - Trzy pięć! No, będzie wypłata! Cała gra była na stajnię!.Lesio trwał przy balustradzie kompletnie oszołomiony.Przed nim, obok wieżyczki sędziowskiej widniały jak byk wywieszone na tablicy numery 3 i 5.A on postawił na trzy dwa.To jak to, czy to oznacza, że przegrał? Przecież to niemożliwe?! A co z tym losem, który tu działał za niego i miał dostarczyć mu milion? Gdzie ten milion?! Los najwidoczniej w świecie poczuł się obrażony brakiem dostatecznego zainteresowania jego poczynaniami i wystawił Lesia rufą do wiatru.Nieszczęsny przedmiot igraszek przeznaczenia nie bardzo wiedział, co ma teraz zrobić.Domagać się sprostowania? Zażądać powtórzenia gonitwy?.Zaraz, ale przecież jednego konia zgadł dobrze.To co, to może wygrał połowę?.Obok Lesia siedział na krzesełku, oparty brodą o balustradę, jakiś osobnik, którego postawa wyrażała całkowitą beznadziejność.Przyjrzawszy mu się uważniej Lesio znów wyczuł coś w rodzaju pokrewieństwa dusz.Wyjął z kieszeni swoje bilety i podetknął zrezygnowanemu osobnikowi pod nos.- Proszę pana, co to? - spytał rozpaczliwym tonem, zawierając w tym pytaniu wszystkie wątpliwości, jakie go przepełniały.Osobnik spojrzał na bilety, potem na Lesia, potem znów na bilety z nagle obudzonym, nikłym zainteresowaniem.- Makulatura - odparł z goryczą po chwili namysłu.- To znaczy, że ja przegrałem? - spytał znów Lesio tonem, wyrażającym wszystkie uczucia na raz.Oburzenie, niedowierzanie, rozpacz, niebotyczne zdumienie i równie niebotyczną zgrozę.Osobnik przyjrzał mu się z nieco większym zainteresowaniem i wyczuwszy wiejące od Lesia opary niewywietrzałego jeszcze całkowicie alkoholu, zgasił w sobie rodzące się zdziwienie.- Jak w mordę strzelił! - odparł krótko i po chwili dodał: - Ja też.Wszystko.Po czym znów pogrążył się w kontemplacji przestrzeni przed sobą.Lesio pojął, że nie powinien mu już więcej przeszkadzać.A przy tym słowo "wszystko" nasunęło mu pocieszającą myśl, że on przegrał jeszcze nie wszystko.Na nowo obudził się w nim gwałtownie duch dziada hazardzisty, przytłamszony nieco ostatnimi, emocjonującymi realiami.Skoro nie przegrał jeszcze wszystkiego, to może grać nadal! Będzie grał zatem! Będzie grał i zaraz się odegra.Czuwająca nad szaleńcami miłosierna Opatrzność zadbała o dwa sposoby uratowania dążącej do zguby ofiary.Po pierwsze wysłała Lesia na Wyścigi dopiero na czwartą gonitwę, w której nie zdążył jeszcze wziąć udziału.Wygrawszy w piątej i szóstej i przegrawszy w siódmej, miał przed sobą już tylko dwa biegi.Dzięki drugiemu sposobowi Opatrzności nie zdążył stracić w nich więcej niż dwa tysiące złotych, z przyczyn nader prostych.Otóż nie przyszło mu do głowy, że mógłby obstawiać więcej kombinacji niż jedną, a nikt jakoś, szczęśliwie, tej złotej myśli mu nie podsunął.Dzierżąc wysoko sztandar dziadowskiego honoru Lesio absolutnie nie mógł już zejść poniżej stawki tysiąca złotych i gdyby obstawiał kilka porządków niewątpliwie przegrałby wszystko co do grosza.Dzięki opiece sił wyższych pozbył się więc tylko uciążliwego balastu trzech tysięcy, a z całą resztą pozostał.Kiedy, jako jeden z ostatnich, opuszczał tereny rozpusty, umysł jego był już na nowo zdolny do podjęcia pracy.Przeżyte emocje wytrzeźwiły go całkowicie.Przeliczył posiadane fundusze i stwierdził, że wynoszą one cztery tysiące dwieście złotych, co zdziwiło go niewymownie.W tych dwóch okropnych ostatnich gonitwach miał wrażenie, że przegrywa jakiś kolosalny majątek, jakieś rodowe posiadłości, wsie, pałace, posag żony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]