[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie każdemu przyszło do głowy, że nie ma co się wy-głupiać z konspiracją, bo inni też wrócą.Czekaj, ale w rezultacie nie wiem, kto mabursztyn ze złotą muchą i gdzie on jest.Wydawało mi się, że, na zmianę, albo u Frania,albo u Orzesznika.O rany, jak to pięknie pachnie!Pachniało, istotnie, nie zdążyło się przypalić.Korzystając z tego, że on zaczął jeść,wyjawiłam swoje poglądy na temat człowieka Danusi.Najprawdopodobniej trafił doFrania i dziś wieczorem otrzyma od niego jakąś odpowiedz.Upór Danusi w kwestiioglądania może doprowadzić wreszcie do ujawnienia przedmiotu. Nie wiesz przypadkiem, w jakich stosunkach wzajemnych pozostają Hindusii Arabowie? spytałam niepewnie. Politycznych, religijnych.? Teren chyba nie,nie graniczą ze sobą? Gdzieś tam chyba Pakistan do Iranu przytyka, ale o wojnie między nimi jakoś niesłychać.Zdaje się, że chwilowo kontrowersji nie ma.Myślisz, że Hindus i żona Arabamogliby się pogryzć?Zamyśliłam się na chwilę.396 Czy nie było wcześniej mowy o Hindusie? On leci na kulę z tej bryły z opalizu-jącą chmurką.Nic nie mówili na ten temat? Nie wiem odparł Kocio po paru sekundach intensywnego wpatrywania sięw kieliszki, do których dolewał wina. Nie wszystko słyszałem.Ze dwie uwagi mogłytego dotyczyć, że mowy nie ma i że zniszczenie czegoś wykluczy dalsze zyski.Nie damgłowy, ale w grę mogły wchodzić hinduskie obyczaje pogrzebowe. Zatem Hindusowi na stracenie nie dadzą.Chwałaż Bogu, dobre i tyle.Teraz wła-ściwie nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać na telefon Danusi.Z chwilą kiedybędzie wiadomo, gdzie ten bursztyn jest, uda się może ruszyć sprawę i skonfiskowaćgo jako zysk z przestępstwa.Innej drogi zabezpieczenia go nie widzę, bo przecież niekupimy go za cztery miliony dolarów.* * *Szczękając okropnie zębami, poszarzały na twarzy, angielskojęzyczny Hinduswszystkie siły poświęcał na odwracanie oczu od leżących na środku pokoju zwłoki składanie zrozumiałych wyjaśnień było mu całkowicie niedostępne.Danusia, wydaw-397szy dziki, acz zdławiony krzyk trwogi i zaskoczenia, uciekła na klatkę schodową.Pozo-stałam sama do wszystkiego i miałam wielką ochotę również uciec bez żadnych efektówakustycznych, ale majaczyło mi się niejasno, że mogłoby to zrobić złe wrażenie.Sytuacja w mieszkaniu Frania była równie głupia, jak przerażająca.Jeszcze wczo-rajszego wieczoru zdążyłam porozumieć się z Anią, udzielając jej najświeższych wiado-mości, pózniej zaś, już po jedenastej, zadzwoniła Danusia, niezmiernie przejęta.Czło-wiek jej męża umówił ją na spotkanie ze złotą muchą nazajutrz w godzinach popołu-dniowych, podał adres i nazwisko ewentualnego kontrahenta i zapowiedział, że jegotam nie będzie, bo sprawa jest delikatna i wymaga dyskrecji.Przyjdzie pózniej, mniejwięcej po godzinie.Na początku ona musi być sama. Sama dla Danusi oznaczało, że ze mną.Też się poczułam przejęta, mając w per-spektywie upragnioną wizytę u Frania.Mógł mnie wprawdzie nie wpuścić, bo niewąt-pliwie znał mnie z twarzy, wiedział o mnie chociażby od Baltazara, albo może od Ter-liczaka, ale z góry postanowiłam wedrzeć się jeśli nie siłą, to podstępem.Nie musiałam się wdzierać.398Drzwi Frania były otwarte, ściśle biorąc uchylone, kiedy zaś z grzeczności posłu-żyłyśmy się dzwonkiem, z środka dobiegło coś jakby jękliwe skomlenie.Odgłos do-statecznie dziwny, żeby człowieka zaintrygować nawet bez okoliczności dodatkowych.Pchnęłam te drzwi i weszłam pierwsza, bo Danusia nie chciała, zaraz za małym ho-lem ujrzałam połączony z nim pokój, a w tym pokoju dwie ludzkie istoty.Jedną żywą,a drugą wręcz przeciwnie.%7ływy był Hindus.Siedział na kanapce zgięty do przodu, głowę trzymał w dłoniach,łokcie opierał na niskim stoliku i skomlał jękliwie, to głośniej, to ciszej.Już sam w sobiestanowił zjawisko szokujące, bo spod włosów na twarz i odzienie ściekała mu krew, alejakby tego było mało, na środku podłogi leżał ten drugi, w oczy bijący pełną martwotą.Leżał obliczem do góry i z miejsca odgadłam w nim Frania, chociaż wyglądał tak, żemógł się przyśnić.Wrogowi takiego snu nie życzę.Danusia krzyknęła i uciekła od razu, a Hindus zaskomlał głośniej.Przemogłam sięz dość dużym wysiłkiem, bo wyraznie widać było, że coś należy zrobić.Uczyniłamkrok do przodu, pomyślałam o śladach, powstrzymałam się od dalszych kroków i ode-399zwałam się po angielsku.Prawdopodobnie spytałam, czy on już zadzwonił po policję,a w każdym razie taki miałam zamiar.Hindus, nie zmieniając pozycji, zaskomlał głośniej.Zmobilizowałam się ostrzej i powtórzyłam pytanie.Bez skutku.Zażądałam stanow-czo, żeby w ogóle coś powiedział, cokolwiek.Pokiwał się na to do przodu i do tyłu,złapał oddech i delikatnie zawył.Zagroziłam, że zadzwonię po ambulans dla niego, conie uczyniło na nim żadnego wrażenia.Zdenerwowałam się, omijając wzrokiem środekpokoju, rozejrzałam się dookoła, odkryłam wejście do kuchni, machnęłam ręką na śla-dy, weszłam tam, znalazłam szklankę, nabrałam w nią wody z kranu, wróciłam i całą tęwodę wylałam mu na głowę.Nie był to czas na subtelności.To go wreszcie odrobinę poruszyło.Otrząsnął się, jęknął zwyczajnie, odsłonił twarz,spojrzał i czym prędzej zacisnął powieki.Zrozumiałam, że widok mu się nie spodobał.Zmieniłam repertuar i spytałam, czy to on go zabił. O, no! wyjęczał na to ze zgrozą. To on.!Surowo i niegramatycznie spytałam, co on.400 Kill me odparł na to słabym szeptem i teraz zaczęłam się intensywnie zastana-wiać, co też może mieć na myśli.Czas terazniejszy odpada, Franio w tym stanie nie robimu już nic złego, też mówi niegramatycznie.? Albo ja po prostu nie rozumiem? Za-częła mi być potrzebna Danusia, która angielski język znała doskonale, ponadto policja,bo dłuższy pobyt na miejscu zbrodni bez włączania w to odpowiednich władz napełniałmnie niepokojem.Chyba że zdecyduję się zwyczajnie uciec.Podjęłam indagację.Na ponowne pytanie o gliny pokręcił głową przecząco.Rozej-rzałam się za telefonem, dostrzegłam go szybko, leżał na ziemi w postaci połamanychszczątków.Zarazem uświadomiłam sobie, że w pokoju panuje lekki nieład, przewróco-na lampa, stłuczony wazon z kwiatami, otwarty i zdemolowany nieco barek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]