[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na sygnał dany przez jeźdźców konie stanęły dęba w salucie dla gospodarzy.Przez tłum przebiegł stłumiony okrzyk zachwytu.– Rumaki Elfów – powiedział Tomas przyciszonym głosem.Były to legendarne wierzchowce.Martin Długi Łuk opowiadał kiedyś chłopcom, że zamieszkiwały one ukryte śródleśne polany niedaleko Elvandaru.Mówiono, że były in­teligentne, miały magiczne cechy i że żaden człowiek nie mógł ich dosiąść.Mówiło się także, że jedynie ktoś, w czyich żyłach płynie królewska krew Elfów, mógł im rozkazać, aby poniosły jeźdźca na grzbiecie.Podbiegli stajenni, aby zająć się końmi.Powstrzymał ich melodyjny głos.– Nie, nie trzeba.Słowa te wypowiedział pierwszy jeździec, kobieta, dosiada­jąca największego rumaka.Zeskoczyła zwinnie, lądując lekko na ziemi.Jednym ruchem zrzuciła z głowy kaptur, spod którego wysypała się grzywa gęstych, rudych włosów.Nawet w ponu­rym świetle deszczowego popołudnia migotały w nich złociste rozbłyski.Była wysoka.Wzrostem prawie dorównywała Borricowi.Zaczęła wchodzić na schody.Książę ruszył jej na spot­kanie.Borric wyciągnął ręce na przywitanie.Wziął jej dłonie w swoje.– Witam, moja pani.Czynisz mnie i memu domowi wiel­ki honor i zaszczyt.Królowa Elfów zabrała głos.– Bardzo jesteś łaskawy, Książę.– Miała głęboki, za­dziwiająco czysty głos.Rozległ się ponad dziedzińcem tak, że wszyscy słyszeli.Pug poczuł na ramieniu dotyk ręki Tomasa.Zwrócił się w jego stronę.Tomas patrzył w zachwycie.– Ależ ona piękna.Pug ponownie skierował uwagę na gościa.Musiał przyznać, że królowa Elfów była rzeczywiście piękna, chociaż może nie­koniecznie była to piękność w ludzkim rozumieniu.Ogromne, bladobłękitne i świetliste w szarości popołudnia oczy.Delikatne rysy twarzy.Wystające kości policzkowe i mocno, chociaż po kobiecemu, zarysowana szczęka.Szeroki uśmiech ukazywał błyszczące, białe zęby pomiędzy czerwonymi wargami.Wokół czoła prosta, złota opaska podtrzymująca włosy, co pozwalało dostrzec wygięte ku górze i pozbawione płatków uszy, znamię jej rasy.Towarzyszący władczyni, odziani w bogate stroje konni zsiedli z koni.Wszyscy byli ubrani w jasne tuniki, a na nogach mieli obcisłe, kontrastujące kolorystycznie, nogawice.Jeden przyodziany był w rdzawobrunatną, inny w bladożółtą bluzę oraz jaskrawozieloną wierzchnią opończę.Część przepasana była purpurowymi szarfami, inni nosili z kolei szkarłatne try­koty.Ubiory były bardzo dobrze skrojone i uszyte i mimo jaskrawych kolorów eleganckie.Nie miały w sobie nic wyzy­wającego czy pompatycznego.W sumie Królowej towarzyszy­ło jedenastu konnych.Podobni do siebie, wysocy i młodzi po­ruszali się zwinnie i lekko.Królowa odwróciła się na chwilę od Księcia i powiedziała coś swym melodyjnym głosem.Rumaki pozdrowiły zebranych, stając dęba, a potem przegalopowały koło zadziwionych wi­dzów i wybiegły przez bramę.Książę wprowadził gościa na zamek i po chwili tłum się rozszedł.Tomas i Pug siedzieli w milczeniu, moknąc na deszczu.Pierwszy odezwał się Tomas.– Gdybym nawet dożył setki i tak nie zobaczę nigdy in­nej, która by jej dorównała.Pug zdumiał się.Jego przyjaciel rzadko kiedy okazywał podobne uczucia.Korciło go przez chwilę, aby zbesztać To­masa za chłopięce zauroczenie, ale coś w wyrazie twarzy przy­jaciela sprawiło, że uznał to za mało stosowne.– Ruszmy się.Przemokniemy do suchej nitki.Tomas zszedł za nim z wozu.– Przebierz się lepiej w coś suchego – poradził Pug – i postaraj się pożyczyć jakiś kaftan.– Kaftan? Po co?– Och! Nie powiedziałem ci? – zdziwił się Pug z figlar­nym uśmieszkiem.– Książę życzy sobie, abyś uczestniczył w uczcie razem z dworem.Pragnie, abyś opowiedział królowej Elfów, co zobaczyłeś na statku.Tomas wyglądał przez moment, jakby zaraz miał się za­łamać nerwowo i zwiać, gdzie pieprz rośnie.– Ja? Uczta w wielkiej sali? – Pobladł jak płótno.– Mówić? Do Królowej?Pug wybuchnął gromkim śmiechem.– Tomas, to bardzo proste.Otwierasz usta, a słowa już same wychodzą.Tomas zamierzył się na niego sierpowym.Pug uchylił się i złapał przyjaciela od tyłu, kiedy ten, pociągnięty impetem swego ciosu, obrócił się do niego plecami.Chociaż nie był wzrostu Tomasa, miał jednak bardzo silne ręce i z łatwością podniósł wyższego chłopca do góry.Tomas szamotał się na wszystkie strony, próbując się uwolnić.Po chwili obaj śmiali się jak szaleni.– Pug, postaw mnie na ziemi!– Nie.Dopóki się nie uspokoisz.– Już jestem spokojny.Pug postawił go na ziemi.– Co cię napadło?– Byłeś taki pewny i zadowolony z siebie.i zwlekałeś z tą wiadomością aż do ostatniej chwili.– W porządku.Masz rację.Przepraszam, że nie powie­działem ci wcześniej.Ale to nie wszystko, Tomas.Mów, o co chodzi?Tomas wyglądał jak siedem nieszczęść.O wiele gorzej, niż mógłby to usprawiedliwić padający deszcz.– Nie wiem, jak się zachować przy stole.jak jeść z ludźmi z wyższych sfer.Obawiam się, że palnę jakieś głupstwo.– Nie martw się.Po prostu obserwuj mnie i rób dokładnie to samo.Widelec trzymaj w lewym ręku, a krój nożem.Nie pij wody z miseczki, bo służy do obmywania rąk.Pamiętaj, żeby jej często używać, bo palce będziesz miał tłuste od trzy­mania kości.Aha, i rzucaj kości psom za siebie, a nie do przodu, pod nos Księciu.Nie wycieraj ust rękawem, bo od tego są serwetki.i rób z nich użytek.Szli w stronę koszar.Pug przez całą drogę instruował przy­jaciela o bardziej wyrafinowanych aspektach dworskich ma­nier.Tomas był najwyraźniej pod wrażeniem wiedzy Puga.Tomas wyglądał na zbolałego albo chorego.Za każdym razem, kiedy ktoś na niego spojrzał, czuł się winny pogwał­cenia najbardziej elementarnych zasad etykiety i wyglądał wte­dy, jakby miał się za moment ciężko rozchorować.Ilekroć z kolei jego wzrok powędrował do głównego stołu i spoczął na królowej Elfów, żołądek skręcał mu się w twarde węzły, a twarz wyrażała ból.Pug zorganizował wszystko tak, że Tomas siedział koło niego przy jednym z najbardziej oddalonych od Księcia stołów.Pug zwykle siadywał przy stole Borrica koło Księżniczki.Ucieszył się z nadarzającej się okazji, aby nie przebywać w jej pobliżu, ponieważ nadal okazywała mu swoje niezadowolenie.Zazwyczaj gadała jak najęta o tysiącach drobnych ploteczek tak interesujących dla panien dworskich.Poprzedniego wie­czoru jednakże niedwuznacznie zignorowała go, skupiając uwa­gę na zdumionym i najwyraźniej wniebowziętym Rolandzie.Pug nie mógł się nadziwić swej reakcji – uldze pomieszanej ze znaczną dawką irytacji.Chociaż ulżyło mu, że się uwolnił od jej gniewu, z drugiej strony jednak odkrył, że przymilanie się Rolanda irytuje go jak swędzące miejsce, którego nie można dosięgnąć, żeby się podrapać.Niepokoiła go ostatnio kiepsko skrywana za sztywnymi manierami wrogość Rolanda do niego.Co prawda nigdy nie był z nim tak blisko jak Tomas, ale też nie było między nimi powodu do wrogości.Roland był po prostu jednym z tłumu otaczających go rówieśników [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl