[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wszystko, co miała do powiedzenia.Nie brałem sobie tego do serca, póki nie doszło do pewnych zdarzeń.Odeszła z żalem po umarłych marzeniach i więcej nie przyszła.W chwilach, gdy Kulawiec wychodził za potrzebą, kopio­waliśmy wszystko, co zostawiał i porównywaliśmy z naszymi planami.— O rany — wzdychałem.— O rany.Był tam pan z dalekozachodniego królestwa.Baron Senjak, który miał cztery córki rywalizujące ze sobą w piękności.Jedna nosiła imię Ardath.— Kłamała — szepnął Goblin.— Może — przyznałem.— Bardziej prawdopodobne, że nie wiedziała.Istotnie mogła nie wiedzieć.Ani nikt inny.Nie rozumiem jednak, skąd u Duszołapa wzięło się przekonanie, że te dokumenty zawierają prawdziwe imię Dominatora.— Pewnie było to jej pobożne życzenie — sugerował Jednooki.— Nie — zaprzeczyłem.— Wiedziała, co ma, ale nie wiedziała, jak to wydobyć.— Tak jak my.— Ardath nie żyje — powiedziałem.— Zostają trzy możliwości, a gdy nadejdzie czas, będziemy mieli tylko jeden strzał.— Zanotuj to, co już wiemy.— Duszołap była jedną z sióstr.Prawdziwe imię jeszcze nieznane.Ardath mogła być bliźniaczką Pani.Myślę, że była starsza od Duszołapa, choć wychowywano je razem i nie rozdzielano przez wiele lat.O czwartej siostrze nie wiemy nic.— Masz cztery imiona, przybrane i prawdziwe — zamigał Milczek.—Porównaj je z drzewami genealogicznymi.Sprawdź kto kogo poślubił.Jęknąłem.Schematy genealogiczne leżały w Niebieskim Willym.Pupilka załadowała je na wieloryba razem ze wszyst­kimi innymi.Praca przerażała mnie, bo zostało niewiele czasu.Niełatwo było cokolwiek znaleźć w schematach genealogicznych, a co dopiero imię kobiety.Musiałbym odszukać mężczyznę, który poślubił interesującą nas kobietę i mieć nadzieję, że pisarz uznał ją za dość ważną, by w ogóle wspomnieć jej imię.— Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy? — zastana­wiałem się.— Tym bardziej że jestem jedynym, który potrafi odszyfrować te bazgroły.— Nagle doznałem olśnienia.—Tropiciel.Wciągniemy go w tę sprawę.Nie ma nic do roboty, prócz doglądania sadzonki.Może to robić w Niebieskim Willym i jednocześnie czytać stare księgi.Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.Tropiciel był daleko od swego nowego pana i wbicie mu czegoś do tego ptasiego móżdżku było nie lada problemem.Ale kiedy raz dotarło do niego, o co chodzi, nic nie mogło go powstrzymać.Pewnej nocy, kiedy spałem otulony kocem, w mojej kwaterze zjawiła się Pani.— Wstawaj, Konowale.— Co?— Polatamy trochę.— Co? Bez obrazy, ale jest środek nocy.Miałem ciężki dzień.— Wstawaj.Cóż, nie mogłem sprzeciwiać się poleceniom Pani.51.ZNAKPadał marznący deszcz i wszystko połyskiwało, pokryte lodem.— Ale ciepło — zażartowałem.Tej nocy Pani nie miała poczucia humoru i puściła moją uwagę mimo uszu.Zaprowadziła mnie do dywanu, którego siedzenia okrywała kryształowa kopuła.Był to charakterys­tyczny dodatek do pojazdu Kulawca.Pani roztopiła lód drobnym zaklęciem.— Upewnij się, czy kopuła dobrze przylega — poleciła.— Wydaje mi się, że tak.Wystartowaliśmy.Nagle znalazłem się na plecach.Nos latającej ryby zadarł się ku niewidocznym gwiazdom.Wzbija­liśmy się z niewiarygodną prędkością.Miałem wrażenie, że za chwilę będziemy tak wysoko, że nie będę mógł oddychać.Wznosiliśmy się coraz wyżej i wyżej, aż przebiliśmy się przez chmury.Wtedy zrozumiałem, do czego służy kopuła.Zatrzymywała powietrze nadające się do oddychania.Ozna­czało to, że wieloryby nie mogły już latać wyżej niż Schwytani.Pani i jej banda zawsze coś wymyślą.Ale o co w tym wszystkim chodzi, do diabła?— Tam — westchnęła niezadowolona.Był to najlepszy dowód, że traciła już nadzieję.Wskazała coś palcem.Znałem to.Widziałem to już wcześniej, w czasach długiego odwrotu, który zakończył się bitwą u stóp Wieży.Wielka Kometa.Była jeszcze mała, lecz jej srebrzystego kształtu nie można z niczym pomylić.— Niemożliwe! Nie spodziewano się jej przez dwadzieścia lat.Ciała niebieskie nie zmieniają swych cykli.— Nie, ale trzeba uwzględnić błąd w obliczeniach.Sprowadziła dywan niżej.— Wspomnij o tym w swoich zapiskach, ale nic więcej.Nasi ludzie mają wystarczająco dużo kłopotów.— Dobrze.—Ta kometa miała władzę nad ludzkimi umys­łami.Zawróciliśmy do Krainy Kurhanów i przelecieliśmy tylko czterdzieści stóp nad Wielkim Kurhanem.Przeklęta rzeka była już tuż-tuż, a duchy tańczyły w deszczu.Oszołomiony powlokłem się do koszar i spojrzałem w kalen­darz.Zostało dwanaście dni.Stary drań siedział pewnie ze swoim ulubieńcem, Psem Zabójcą Ropuch, i już się cieszył.52.BEZ ZASKOCZENIACoś z mojej podświadomości nie dawało mi spokoju.Wier­ciłem się, budziłem, potem znów zasypiałem, aż w końcu doznałem olśnienia.Wstałem i zacząłem przerzucać papiery.Znalazłem fragment, który poruszył Panią i.byli.Lord Senjak i jego cztery córki: Ardath, Credence, Sylith i najmłod­sza, Dorotea.— Ha! — zawołałem.— Coraz bliżej tajemnicy.Nie było więcej informacji, ale te już wystarczyły.Zakładając, że Ardath rzeczywiście była bliźniaczką i zmarła, a Dorotea była najmłodszą, zostawały tylko dwie do wyboru — Sylith i Credence.Credence? Czyli, w wolnym tłumaczeniu, Wiara.Byłem tak podniecony, że nie mogłem już zasnąć.Zapom­niałem nawet o tej przeklętej komecie.Lecz moje podniecenie zginęło w żarach czasu.Wciąż nie nadchodziły żadne wieści od Schwytanych, którzy wyruszyli na poszukiwania żony Bomanza i dokumentów.Sugerowałem Pani, by sama dotarła do źródła, ale nie była przygotowana na takie ryzyko.Jeszcze nie teraz.Nasz stary i głupi przyjaciel, Tropiciel, dzień i noc czytał genealogie i cztery dni po tym, jak wyeliminowałem Doroteę, natrafił na kolejną wskazówkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl