[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Świtało.— Pierwsza próba — powiedziała Pani.— Słaby potwór.— Ściągnęła brwi, koncentrując się.Nasz dywan zaczął się żarzyć.Od strony miasta zbliżał się jeździec w bieli na białym koniu.Pupilka.Towarzyszyli jej Milczek i Porucznik.Wjechała w wy­znaczoną lancami aleję i zatrzymała się przy ostatniej.Ziemia wybuchła, a z krateru wydostało się coś, co mogło być kuzynem Psa Zabójcy Ropuch albo nawet mogło być bliżej spokrewnione z ośmiornicą.Potwór uciekł w stronę rzeki, by uwolnić się od pola ochronnego.Pupilka pogalopowała ku miastu.Z dywanów posypały się gromy czarowników.W ciągu paru sekund z potwora został tylko popiół.— Jeden załatwiony — powiedziała Pani, a w dole ludzie ustawili następny szpaler kolorowych lanc.I tak przez cały dzień.Większość kreatur Dominatora zdołała dotrzeć do rzeki.Pozostałe, uciekając w przeciwną stronę, natknęły się na barykadę uzbrojoną w miotacze ognia i tam ulegały Schwytanym.— Czy starczy nam czasu, by wyeliminować wszystkie? — zapytałem, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi.Siedząc w jednym miejscu, z coraz większym niepokojem odliczałem godziny.— Wystarczająco dużo, ale nie ze wszystkimi pójdzie nam tak łatwo.Nie rozumiałem, dlaczego tak uważała.Wydawało mi się to całkiem proste.Wystarczało wywabić je z kryjówki i zatrzymać na powierzchni, aż Schwytani uporali się z nimi.A kiedy już ich nie będzie, wejść do tego drania.Co mógł zrobić, znajdując się w zasięgu pola ochronnego?Kiedy wróciłem do koszar, do mojego pokoju, Kulawiec nadal pracował.Schwytani potrzebują mniej odpoczynku niż my, śmiertelnicy, lecz Kulawiec musiał znajdować się na granicy wyczerpania.Co on, do diabła, robił?I gdzie podział się Bomanz? Nie pokazał się przez cały dzień.Czyżby kombinował coś na własną rękę?Właśnie jadłem kolację, gdy zjawił się Milczek.Usiadł naprzeciw mnie, trzymając miskę, jakby żebrał o jedzenie.Był blady.— Jak Pupilka to zniosła? — zapytałem.— Prawie podobało jej się — zamigał w odpowiedzi.— Była wręcz nadgorliwa.Jeden z tych potworów omal jej nie dopadł.Otto starał się go odciągnąć i jest ranny.— Potrzebuje mnie?— Jednooki już się nim zajął.— Co tutaj robisz?— Tej nocy mają wydostać Kruka.— Rzeczywiście.— Znowu o tym zapomniałem.Jak mogę zaliczać się do jego przyjaciół, skoro jego los jest mi tak obojętny.Milczek poszedł ze mną do pokoju, który dzieliłem z Jedno­okim i Goblinem.Wkrótce również do nas dołączyli.Pani ujarzmiła ich, przydzielając im główne role w przywróceniu do życia naszego starego przyjaciela.Bardziej martwiłem się o Milczka.Padł na niego cień, z którym musiał walczyć.Ale czy będzie wystarczająco silny, by wygrać?Cząstka jego duszy nie chciała powrotu Kruka.Podobnie jak moja.— Będziesz w tym uczestniczył? — przyszła zapytać Pani.Była bardzo zmęczona.Potrząsnąłem głową.— Przyjdę później.Zawiadom mnie, kiedy będzie już po wszystkim.Obrzuciła mnie surowym spojrzeniem, a potem wzruszyła ramionami i odeszła.Gdy obudził mnie osłabiony Jednooki, było późno.Pode­rwałem się z posłania.— Co jest?— Udało nam się.Nie wiem, na ile dobrze, ale wrócił.— Jak było?— Ciężko.— Dowlókł się do swojego łóżka.Goblin już chrapał.Milczek przyszedł z nimi.Siedział oparty o ścianę, owinięty w pożyczony koc i strugał patyki.Zanim otrzeźwiałem, Jednooki zasnął.W pokoju Kruka zastałem tylko Pudełko.Wyglądał na zmartwionego.— Wszystko w porządku? — zapytałem.Pudełko wzruszył ramionami.— Nie jestem lekarzem.— Ale ja jestem.Pozwól mi go zbadać.Puls dość silny.Oddech trochę za szybki, jak na śpiącego, ale w miarę regularny.Źrenice rozszerzone.Mięśnie napięte.Spocony.— Wygląda na to, że nie ma się czym martwić.Opiekuj się nim, bracie.Zawiadom mnie, gdy tylko się odezwie.I nie pozwól mu wstawać.Jego mięśnie będą zwiotczałe i mógłby się zranić.Pudełko przez cały czas przytakiwał.Wróciłem do łóżka i długo rozmyślałem o Kruku i Kulawcu.W mojej poprzedniej kwaterze nadal paliła się lampka.Ostatni ze starych Schwytanych wciąż kontynuował swe maniackie poszukiwania.Kruk stał się największym zmartwieniem.Zamierzał roz­liczyć nas z opieki nad Pupilka, a ja byłem w odpowiednim nastroju, by zakwestionować jego prawa.56.CZAS UCIEKAŚwit nadszedł wcześniej, niż byśmy sobie życzyli.Godziny uciekają w oka mgnieniu, gdy chcesz je zatrzymać.Nad­chodzący dzień był kolejnym dniem egzekucji.Niezwykły był jedynie fakt, że Kulawiec wyszedł popatrzeć.Wyglądał na zadowolonego z naszych działań.Wróciwszy do mojego po­koju, rozciągnął się na moim łóżku.Wieczorne badanie Kruka wykazało niewielkie zmiany.Pudełko twierdził, że kilkakrotnie prawie wybudził się i bełkotał przez sen.— Spróbuj napoić go zupą i nie bój się wołać, jeśli będziesz mnie potrzebował.Nie mogłem spać.Wałęsałem się po koszarach, lecz nic nie zakłócało ciszy.W jadalni zebrało się kilku Strażników cier­piących na bezsenność.Gdy wszedłem, zamilkli.Myślałem, czy nie pójść do Niebieskiego Willy’ego, ale nie spotkałbym się tam z lepszym przyjęciem.Byłem na czarnej liście i mogłem tylko pogorszyć swoją sytuację.Wiedziałem, co Pani miała na myśli, mówiąc o samotności.Chciałbym mieć odwagę odwiedzić ją teraz, kiedy to ja potrzebowałem wsparcia.Wróciłem do łóżka i tym razem zasnąłem.Musieli zagrozić mi odosobnieniem, by przywołać mnie do porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl