[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uciszył ją, jakby zatkał jej usta dłonią."Kto lepiej wie, jak uderzyć we mnie Głosem, niż ten tutaj?!" - pomyślała.Uśmierzający argument złagodził zranione uczucia.Po wielokrotnym korzystaniu z Głosu w stosunku do innych nie spodziewała się, że jest nań podatna.nigdy więcej.nie od czasu pobytu w szkole, gdy.Leto odwrócił się do niej plecami.- Przepraszam.Po prostu wiem, jak ślepej reakcji można się po tobie spodziewać, jeśli.- Ślepej? Po mnie? - To stwierdzenie zirytowało ją bardziej, niż subtelne zastosowanie Głosu.- Po tobie - powiedział.- Ślepej.Jeżeli w ogóle zostało w tobie trochę uczciwości, sama masz tego świadomość.Wypowiadam twoje imię, a ty mówisz: "Tak?" Uciszam twój język.Wywołuję wszystkie mity Bene Gesserit.Spójrz w siebie w sposób, jakiego cię nauczono.To przynajmniej jest coś, co możesz zrobić dla swojego.- Jak śmiesz! Co wiesz o.- zawiesiła głos.Oczywiście, że wiedział!- Mówię: spójrz w siebie! - powiedział rozkazująco.Znowu była zniewolona.Czuła, jak zmysły zamierają.oddech staje się szybszy.Tuż poza polem świadomości przyczaiło się łomoczące serce, brak tchu.Nagle zrozumiała, że wyraźnie widać przyspieszony oddech, bicie serca, że wymknęły się one spod kontroli uzyskanej w toku szkolenia Bene Gesserit.Z oczyma rozszerzonymi ze zdumienia poczuła, że jej ciało podporządkowuje się obcej woli.Powoli odzyskała spokój, ale nie odzyskała uprzedniej równowagi.To nie-dziecko grało na niej podczas całej rozmowy, jak na wyrafinowanym instrumencie.- Teraz wiesz, jak zostałaś uwarunkowana przez nieocenione Bene Gesserit - powiedział.Mogła jedynie przytaknąć.Jej wiara w słowa legła w gruzach.Leto zmusił ją do spojrzenia fizycznemu wszechświatowi w twarz.Jessika wyszła z tej konfrontacji wstrząśnięta, jej świadomość znalazła się na zupełnie nowej drodze."Pokaż mi jego ciało!" Pokazał jej własne ciało, jakby było ciałem noworodka.Od czasu szkolenia na Wallach, od tych przerażających dni, nim przyszli po nią agenci handlowi księcia, nie czuła tak drążącej niepewności.- Zostaniesz porwana - rzekł Leto.- Ale.- Nie proszę cię o zgodę - powiedział.- Traktuj to jako rozkaz swojego księcia.Kiedy nadejdzie pora, pojmiesz przyczynę.Czeka cię konfrontacja z bardzo interesującym uczniem.- Wstał, skinął głową i dodał: - Pewne działania mają koniec, ale nie mają początku.Inne zaczynają się, ale nie kończą.Wszystko zależy od tego, gdzie znajduje się obserwator.Odwrócił się i wyszedł z pokoju.W drugim przedsionku Leto spotkał Ghanie spieszącą ku ich osobistym komnatom.Zatrzymała się, gdy go tylko ujrzała.- Alia jest zajęta Konwokacją Wiernych - powiedziała i rzuciła pytające spojrzenie na przejście prowadzące do kwatery Jessiki.- Udało się - powiedział Leto.Istota okrucieństwa jest rozpoznawana zarówno przez ofiarę, jak ł przez oprawcę - przez wszystkich, którzy o nim wiedzą, bez względu na odległość.Dla okrucieństwa nie ma usprawiedliwień, żadnych okoliczności łagodzących.Okrucieństwo nigdy nie równoważy ani nie prostuje przeszłości.Okrucieństwo uzbraja jedynie przyszłość w nowe okrucieństwo.Jest ono samonapedząjącą się siłą - barbarzyńską postacią kazirodztwa.Ktokolwiek popełnia okrucieństwo, popełnia również okrucieństwa przez nie zrodzone."Apokryfy Muad'Diba"Wkrótce po południu, gdy większość pielgrzymów oddaliła się, by odpocząć w jakimś chłodnym, ocienionym miejscu, na wielkim placu pod Świątynią Alii pojawił się Kaznodzieja.Szedł wsparty o ramię młodego Assana Tariqa.W kieszeni pod powiewającą szatą Kaznodzieja niósł czarną, przypominającą gazę maskę, którą miał na sobie na Salusa Secundus.Bawiła go myśl, że maska i chłopiec służyły temu samemu celowi - sprawianiu pozorów.Wszyscy byli pełni wątpliwości co do tego, czy potrzebował maski."Niech mit rośnie, a niepewność wraz z nim" - pomyślał.Nikt nie miał prawa odkryć, że ta maska nie ma nic wspólnego z wyrobami Ixiańskich uczonych.Jego ręce nie wolno było ześlizgnąć się z kościstego barku Assana Tariqa.Niech Kaznodzieja choć raz stąpnie tak, jak gdyby widział mimo okaleczonych oczodołów, a wątpliwości się rozproszą.Wątła nadzieja, którą pielęgnował, pierzchłaby w okamgnieniu.Każdego dnia modlił się o zmianę, o jakiś drobiazg, na którym mógłby się potknąć, lecz nawet Salusa Secundus była pyłkiem, którego każdy aspekt był mu znany.Nic się nie zmieniło, nic nie mogło być zmienione.Jeszcze nie teraz.Wielu ludzi spostrzegło jego przejście w pobliżu sklepów i arkad, zauważyło sposób, w jaki odwracał głowę z boku na bok, kierując ją nieustannie ku otwartym drzwiom lub ludziom.Ruchy głowy nie zawsze były naturalne dla ślepca i to przyczyniało się do narastania mitu.Alia wyglądała przez ukrytą szczelinę w murze Świątyni.Szukała w tym pokrytym bliznami obliczu daleko w dole jakiegokolwiek znaku - świadectwa tożsamości.Donoszono jej o każdej plotce.Sądziła, że rozkaz pochwycenia Kaznodziei pozostanie tajemnicą, ale powrócił do niej jako plotka.Nawet wśród strażników ktoś nie zdołał zachować milczenia.Miała nadzieję, że usłuchają nowych rozkazów i nie pochwycą tej owiniętej w szatę postaci w jakimś publicznym miejscu, gdzie każdy mógłby to zobaczyć.Nasycony kurzem upał wisiał nad placem.Młody przewodnik Kaznodziei naciągnął na nos skraj szaty, pozostawiając odkryte jedynie oczy i kawałek czoła.Osłona wybrzuszała się zarysem chwytowodu filtrfraka.Alia domyśliła się, że przyszli z pustyni.Gdzie się kryli?Kaznodzieja nie miał żadnej osłony przed prażącym słońcem.Odrzucił nawet końcówkę chwytowodu filtrfraka.Nic nie chroniło jego twarzy przed oślepiającym blaskiem dnia i powietrzem drżącym od żaru, sprawiającymi, że bloki bruku na placu wydawały się rytmicznie falować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]