[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę muszę już iść - oświadczyła pospiesznie Althea.Gdyby została, musiałaby zapytać statek, czy miał coś wspólnego z wypadkiem.Taka tajemnica za bardzo by jej ciążyła; uznała, że woli mieć wątpliwości niż pewność.- Uważaj na siebie - dodała.- Dbaj również o Wintrowa.- Altheo! Wrócisz?- Oczywiście, że tak.Muszę tylko zająć się kilkoma sprawami.Ale przyjdę się pożegnać, zanim wypłyniesz.- Nie potrafię sobie wyobrazić pływania bez ciebie - oznajmi­ła niepocieszona “Vivacia”, potem podniosła oczy i zapatrzyła się w odległy horyzont, jakby już wypłynęła daleko za Miasto Wolnego Handlu.Wiatr poruszył jej ciężkimi lokami.- A mnie będzie trudno stać tu, w doku i patrzeć, jak żeglujesz w dal.Na szczęście, popłynie z tobą Wintrow.- Który nienawidzi przebywać ze mną - nagle głos statku zno­wu zabrzmiał bardzo dziecinnie.Wyczuwało się w nim smutek.- “Vivacio”, rozumiesz, że nie mogę tu zostać.Ale wrócę.Wiesz, że staram się znaleźć jakiś sposób, dzięki któremu mogła­bym ci towarzyszyć.Przedsięwzięcie zajmie trochę czasu, ale wrócę.Do tej pory zachowuj się przyzwoicie.- Dobrze - westchnęła “Vivacia”.- Świetnie.Do zobaczenia wkrótce.Althea odwróciła się i pospiesznie odeszła.Z powodu własnej nieszczerości czuła się bardzo źle.Zastanawiała się, czy statek rze­czywiście dał się oszukać.Miała nadzieję, że tak, chociaż doskona­le wiedziała, że niełatwo go zwieść.“Vivacia” zapewne odkryła, jak bardzo zazdrosna jest Althea o miejsce Wintrowa na pokładzie, mu­siała też wyczuwać jej ogromny gniew wobec takiego obrotu spraw.Jednakże dziewczyna starała się sobie wmówić, że statek nie miał nic wspólnego z upadkiem belki i modliła się żarliwie do Sa, by nie próbował brać spraw w swoje ręce.Odchodząc, Althea uświadomiła sobie, że “Vivacia” okazała się taka, jakiej się spodziewała, a równocześnie zupełnie inna.Dziewczyna marzyła o żaglowcu, który posiadałby wszelkie zalety dumnej i pięknej kobiety.Teraz wszakże uświadomiła sobie, że sta­tek odziedziczył nie tylko doświadczenie ojca, dziadka i prababci oraz samej Althei, lecz być może także ich wady.Zaczęła się oba­wiać, że jest równie uparty jak wszyscy Vestritowie, równie niesko­ry do wybaczania ludziom; może tak samo jak oni niechętnie re­agować na krytykę i porady innych.Gdybym pływała na jej pokła­dzie, mogłabym nią pokierować, tak jak ojciec walczył z moimi okresami uporu, pomyślała.Wintrow nie będzie miał najmniejszego pojęcia, jak sobie radzić z “Vivacią”.Po chwili zupełnie nieświado­mie Althea powiedziała sobie coś innego: Jeśli “Vivacia” zabije Kyle'a, będzie sam sobie winny.Przeszył ją dreszcz.Sama nie rozumiała, skąd w niej tyle złośli­wości.Kucnęła pospiesznie i przesądnie odpukała kłykciami w drewno doku.Nie, nie - pomyślała - “Vivacia” nie byłaby zdolna do czegoś tak strasznego.Kiedy się podnosiła, poczuła na sobie czyjś wzrok.Rozejrzała się i dostrzegła Amber, która stała blisko i przyglądała się jej.Postawna kobieta ubrana była w długą, prostą suknię w kolorze dojrzałego żołędzia, lśniące włosy zaplotła na ple­cach w pojedynczy warkocz.Suknia opadała jej z ramion i aż po stopy ukrywała krągłości jej ciała.Na rękach Amber miała ręka­wiczki, które zmieniały pokryte bliznami i zgrubieniami palce rzemieślniczki w dłonie damy.Stała zupełnie nieruchomo wśród bie­gających i krzątających się w doku robotników, całkowicie niezain­teresowana otoczeniem ani tym, co działo się wokół, jak gdyby znaj­dowała się w szklanej bańce i nic do niej nie docierało.Przez chwi­lę jej piwne oczy wpatrywały się w oczy Althei.Dziewczynie aż zaschło w ustach, bowiem kobieta miała w sobie coś nieziemskiego.Wokół niej kręcili się zapracowani robotnicy, przechodzili ludzie skupieni na swoich sprawach, ją samą jednak otaczał osobliwy spo­kój i pełne skupienie.Nosiła naszyjnik z prostych drewnianych ko­rali, połyskujących wszelkimi odcieniami brązu.Althea nie mogła oderwać od nich wzroku.Wątpiła, czy ktokolwiek może na nie pa­trzeć i ich nie pragnąć.Na moment dziewczyna przeniosła wzrok na twarz kobiety.Po raz kolejny wymieniły spojrzenie.Amber nie uśmiechnęła się.Po­woli odwróciła głowę, najpierw w jedną stronę, potem w drugą.Al­thea odniosła wrażenie, że kobieta zachęca ją, by podziwiała jej pro­file.Wzrok dziewczyny przyciągnęło jednak coś innego - niedopaso­wane kolczyki.Amber miała ich po kilka w każdym uchu.Althea najdłużej patrzyła na dwa z nich: na skręconego węża z połyskują­cego drewna w lewym uchu kobiety i na lśniącego smoka w pra­wym.Każdy z nich był długi jak kciuk mężczyzny i tak zręcznie wy­rzeźbiony, że wyglądał niemal jak żywy.Althea zorientowała się nagle, że co najmniej od minuty wpatru­je się w błyskotki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl