[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Więc tak wygląda wasza zasrana demokracja! Kurwa!- Bardzo się pan denerwuje, panie McMurphy.Prawda, że się bardzo denerwuje, doktorze? Proszę to dobrze zapamiętać.- Kobieto, nie zawracaj głowy! Mam prawo się wściekać, gdy ktoś mnie robi w konia.A tu w konia zrobiono nas wszystkich!- Panie doktorze, z uwagi na stan pacjenta powinniśmy dziś wcześniej zakończyć zebranie.- Czekajcie! Jeszcze moment, dajcie mi pogadać ze staruszkami.- Głosowanie skończone, panie McMurphy.- Dajcie mi z nimi pogadać!Przechodzi na naszą stronę świetlicy.Robi się coraz większy, a twarz płonie mu z wściekłości.Zanurza rękę we mgle i usiłuje wyciągnąć z niej Ruckly’ego, bo Ruckly jest najmłodszy.- Jak tam, kolego? Chcesz zobaczyć mecz? Mistrzostwa w baseballu? Rozgrywki? Podnieś tylko rękę.- Pppppppierdolę żonę.- Dobra, nieważne.A ty, stary, co ty na to? Jak ci tam.Ellis? No więc jak, Ellis, chcesz obejrzeć mecz w telewizji? Wystarczy, że podniesiesz rękę.Ręce Ellisa są obie w górze, przybite do ściany, ale trudno to uznać za głos.- Panie McMurphy, powiedziałam, że głosowanie skończone.Robi pan z siebie pośmiewisko, nic więcej.McMurphy nie zwraca uwagi na oddziałową.Przesuwa się dalej wzdłuż rzędu Chroników.- No, chłopaki, no, tylko jeden głos, niechże któryś podniesie grabę.Pokażcie, że jeszcze potraficie.- Jestem zmęczony - mówi Pete i kołysze głową.- Noc to.Ocean Spokojny.- Pułkownik czyta z ręki i nie ma czasu na nic innego.- Jeden głos, na miłość boską! Nie rozumiecie, że tylko tak możemy zdobyć przewagę? Musimy ją zdobyć, bo inaczej leżymy! Czy żaden z was, ciołki, tego nie kapuje? Przynajmniej na tyle, żeby podnieść rękę? Gabriel? George? Nie? A ty, Wodzu, może ty?Stoi nade mną we mgle.Dlaczego nie zostawi mnie w spokoju?- Wodzu, w tobie nasza ostatnia nadzieja!Wielka Oddziałowa składa papiery; pielęgniarki już podniosły się z miejsc.Wreszcie i ona wstaje z fotela.- Zebranie zakończone - mówi.- Oczekuję całego personelu za godzinę w pokoju lekarskim.Jeśli nie ma już więcej.Już za późno.McMurphy zauroczył moją rękę pierwszego dnia, kiedy ją ściskał, i teraz nie mam nad nią żadnej władzy.Każdy głupi wie, że to nie ma sensu; z własnej woli nigdy bym tego nie zrobił.Widzę po oczach oddziałowej, która zaskoczona wpatruje się we mnie bez słowa, że napytam sobie biedy, ale i tak nie mogę powstrzymać ręki.McMurphy umocował do niej niewidzialne druty i podnosi ją wolno, wyciąga mnie z mgły na otwartą przestrzeń, gdzie będę zupełnie bezbronny.Zmusza mnie, ciągnie druty.Nie.To nieprawda.Sam podniosłem rękę.McMurphy wydaje okrzyk radości, podrywa mnie z krzesła i wali po plecach.- Dwadzieścia jeden! Razem z Wodzem mamy dwadzieścia jeden głosów! Do licha, jeśli to nie większość, to ja jestem prawiczką!- Hura! - wrzeszczy Cheswick.Inni Okresowi ruszają w moją stronę.- Zebranie było już zakończone - mówi oddziałowa.Wciąż się uśmiecha, ale gdy wychodzi ze świetlicy i idzie do dyżurki, kark ma czerwony i nabrzmiały, jakby zaraz miała wybuchnąć.Mimo to nie wybucha; jeszcze nie teraz, a dopiero prawie godzinę później.Tam za szybą uśmiech ma krzywy i dziwaczny, jakiego dotąd jeszcze nikt nie widział.Nic tylko siedzi.Widzę jej ramiona podnoszące się i opadające przy każdym oddechu.McMurphy spogląda na zegar i mówi, że już czas na mecz.Wraz z kilkoma Okresowymi klęczy przy zbiorniku z wodą pitną i szoruje listwę przy posadzce.Ja już po raz dziesiąty tego dnia wymiatam schowek.Scanlon i Harding jeżdżą po korytarzu froterką - na świeżo woskowanej posadzce powstają lśniące ósemki.McMurphy powtarza, że zaraz zacznie się mecz, po czym podnosi się z klęczek, a ścierkę zostawia na podłodze.Nikt inny nie przerywa pracy.Mijając szybę, zza której oddziałowa mierzy go gniewnym wzrokiem, McMurphy uśmiecha się szeroko, jakby wiedział, że teraz rozłoży ją na łopatki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]