[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zła noc? – spytała, obejmując go za szyję.– Jedno badanie za drugim.Mimo zmęczenia Fenton był podniecony bliskością Jenny.Pocałował ją mocno w usta i poczuł, że po chwilowym zaskoczeniu reaguje tak jak on.Kiedy odsunęli się od siebie, spytała:– O szóstej rano, w zimny, deszczowy dzień?– O każdej porze, każdego dnia – odparł, przyciągając ją do siebie.Jenny zachichotała, a on wsunął jej dłoń pod sukienkę, żeby dotknąć ciepłych piersi.Popychając ją w stronę łóżka, czuł, jak napięcie znika z jej twarzy, kiedy przyciskał usta do jej ust.Rozchyliła wargi, aby jego język mógł penetrować miękkie i ciepłe wnętrze.– Pragnę cię – zamruczał.– Wierzę ci, wierzę – chichotała Jenny, zmagając się z zamkiem błyskawicznym jego spodni.Uniosła nieznacznie pośladki, żeby mógł zsunąć jej majteczki, a potem uniosła kolana, żeby mógł zdjąć je do końca.Gdy spoglądał na nią z góry, jego naprężony członek spoczywał pomiędzy jej łydkami.– Kocham cię, Jenny Buchan.Bóg jeden wie, jak bardzo cię kocham.Zaczął przesuwać delikatnie dłońmi po wewnętrznej stronie jej ud.Kwadrans później Jenny spojrzała na zegarek.– Obowiązki wzywają – stwierdziła.Fenton nie odpowiedział.Uniosła się na łokciach i spojrzała na niego; spał jak suseł.Wstała po cichu z łóżka i wygładziła swój uniform.Potem znowu popatrzyła na swojego mężczyznę z uśmiechem i nachyliła się nad nim, żeby przed wyjściem z domu pocałować go delikatnie w czoło.Tyson zwołał zebranie personelu laboratoryjnego na środę po południu.Odbywało się w pokoju służbowym.Wiatr i deszcz, które przez miniony tydzień chłostały Edynburg, nie słabły.W oknach pobrzękiwały szyby, kiedy Tyson rozejrzał się wokoło, żeby sprawdzić, czy wszyscy są obecni.Brakowało Fentona, którego zatrzymało pilne badanie krwi, ale zjawił się, zanim ktokolwiek zdążył pójść po niego.Wchodząc do pokoju zauważył, że Tyson i inspektor Jamieson mają ponure miny.– Mamy już protokół z sekcji Susan Daniels – zaczął Tyson.– Inspektor Jamieson dostał go dziś rano z prokuratury.Susan nie miała poronienia, jak sądzili niektórzy z nas.Nie była w ciąży.Umarła, gdyż normalne mechanizmy odpowiedzialne za krzepliwość krwi przestały funkcjonować.Otrzymała wcześniej silną dawkę jakiegoś antykoagulantu, jak dotąd nie określonego, a kiedy doszło do niewielkiego krwawienia wewnętrznego, nie było sposobu, żeby je powstrzymać.Wydaje się mało prawdopodobne, aby sama zaaplikowała sobie ten środek, a to prowadzi nas do nieprzyjemnego, lecz nieuniknionego założenia, że została zamordowana.Tyson przerwał, czekając, aż gwar w pokoju ucichnie.Fenton skierował wzrok na Iana Fergusona, który odpowiedział mu wymownym spojrzeniem.Koszmarne przypuszczenie stało się prawdą.Jamieson wstał z miejsca, żeby wyrazić słowami obawy zebranych.Popełniono w szpitalu dwa morderstwa i obie ofiary były pracownikami laboratorium.A ponieważ żadne z tych zabójstw nie miało najprawdopodobniej motywu osobistego, należy liczyć się z tym, że w szpitalu grasuje psychopatyczny morderca, który żywi szczególny uraz wobec ludzi z laboratorium.Jamieson zakończył stwierdzeniem: „Jestem pewien, że nie muszę tego mówić, ale jeśli cokolwiek wyda się wam podejrzane, albo zauważycie coś niepokojącego, natychmiast informujcie o tym policję.Będziemy na terenie szpitala.Niczego nie wolno lekceważyć”.Nikt nie wspomniał, że zabójcą może być któryś z pracowników laboratorium, ale każdemu z obecnych przemknęła przez głowę taka myśl.Personel nie był zbyt liczny, łącznie szesnaście osób, w tym dwie kobiety – do ich obowiązków należało mycie szkła laboratoryjnego.Trudno było kogokolwiek podejrzewać.Wszyscy znali wszystkich albo przynajmniej tak im się wydawało.Minął kolejny dzień, laboratorium funkcjonowało jak zwykle.Tak po prostu musiało być, chociaż atmosfera zmieniła się diametralnie.W ciągu jednej nocy wszyscy stracili dobry humor, który sprawiał, że praca stawała się nawet przyjemna.Neil Munro i Susan Daniels odeszli, pojawiło się natomiast poczucie strachu i nieufności.Bezustanne wizyty policjantów, którzy wpadali co chwila, żeby zadawać w kółko te same pytania, tylko wzmagały napięcie.Przygnębienie Fentona nasiliło się jeszcze bardziej w piątek, w dniu pogrzebu Munro.Bezlitosny deszcz i wiatr smagały nieosłonięty cmentarz, kiedy składano ciało do grobu.Modlitwy ulatywały wraz z lodowatymi podmuchami, a ziemia spadająca na wieko trumny natychmiast zmieniała się w błoto.Tyson, Ross i Fenton, trzej przedstawiciele laboratorium, poszli po pogrzebie do pubu, żeby wypić w milczeniu whisky.Po karkach spływała im nadal woda, a na butach mieli mokre źdźbła trawy z cmentarza.Fenton wrócił do domu o szóstej i zastał jeszcze Jenny.– Było aż tak źle? – spytała, wyczytując mu to z twarzy.– Bardzo źle – przyznał cicho.– Chcesz zostać w domu czy wolisz wyjść na miasto?Zastanawiał się przez chwilę, w końcu powiedział:– Pójdźmy gdzieś.gdzie będzie głośno.W ten piątkowy wieczór bez trudu znaleźli gwarny lokal.Był to pub niedaleko zachodniego wylotu Princes Street.Tablica przy wejściu obwieszczała dumnie: „Live Music Tonight”.Fenton i Jenny z trudem przecisnęli się do baru.Jenny patrzyła na rzednącą minę Fentona, który bezskutecznie starał się zwrócić uwagę barmanki.Nie znała nikogo o tak szczerej twarzy, oddającej wyraziście wszystkie nastroje.Jego oczy mogły błyszczeć od dobrego humoru, a w chwilę później zmienić się w zwierciadła smutku.Usta, szerokie i pełne, zawsze czekały na okazję, żeby skrzywić się w chłopięcym uśmiechu, który tak bardzo kochała.Kiedy odwrócił się od baru, sama uśmiechnęła się pospiesznie, aby ukryć fakt, że go obserwowała.– Hej, spójrz – Fenton wskazał łokciem salę.– Wychodzą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]