[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli namacał w szufladzie coś niezbyt du\ego, wędrowałodo worka.Koszule, skarpety, sweter, bokserki.Jack zrolował ciasno parę płowejbarwy d\insów i te\ je wcisnął do środka.Dopiero wtedy sobie uświadomił, \e plecakzrobił się niewygodnie cię\ki.Wyjął większość koszul i skarpetek.Wyciągnąłrównie\ sweter.W ostatniej minucie przypomniał sobie o szczoteczce do zębów.Potem zarzucił paski na ramiona i poczuł nieco ciągnący w dół, ale nie za wielki,cię\ar.Mógł iść cały dzień, dzwigając tych kilka funtów.Przez chwilę po prostu stałw milczeniu na środku salonu, czując - niespodziewanie silnie - brak jakiejkolwiekosoby, z którą mógłby się po\egnać.Wiedział, \e matka wróci do apartamentudopiero wtedy, kiedy będzie miała pewność, \e ju\ go nie zastanie.Gdyby go terazzobaczyła, kazałaby mu zostać.Nie mógł po\egnać się z tymi trzema pokojami tak,jak z ukochanym domem; hotelowe apartamenty przyjmowały chłodne rozstania.Wkońcu podszedł do bloczka obok telefonu; na jego cienkich jak skorupka jajkakartkach wydrukowano szkic hotelu.Stępionym firmowym ołówkiem napisał trzylinijki, wyra\ające prawie wszystko to, co chciał przekazać:DziękujęKocham cięi wrócę4Jack szedł Boardwalk Avenue w rzadkim północnym świetle, zastanawiającsię, gdzie powinien.przeskoczyć.Tak, to było odpowiednie słowo.I czy powinienzobaczyć się ze Speedym, zanim przeskoczy? Niemal musiał porozmawiać z nimjeszcze raz, bo tak niewiele wiedział o tym, dokąd się wybiera, kogo mo\e spotkać,czego szuka.Wygląda jakby z kryształu była.Czy to wszystkie wskazówki, jakichSpeedy zamierzał mu udzielić na temat Talizmanu? To i ostrze\enie, \e nie wolno mugo upuścić? Jackowi zbierało się niemal na mdłości z powodu nieprzygotowania -jakby przystępował do egzaminu końcowego z przedmiotu, na który nigdy niechodził.Czuł, \e mógłby przeskoczyć stąd, gdzie właśnie stał - tak wielka ogarniała goniecierpliwość, by ju\ zacząć, ruszyć w drogę.Musiał znów znalezć się wTerytoriach, zrozumiał nagle; było to niczym jasna nić snująca się wśród kłębowiskauczuć i pragnień.Znów chciał odetchnąć tym powietrzem; czuł jego głód.Terytoriawzywały go: rozległe równiny i pasma niskich gór, wysoka trawa na łąkach i wijącesię przez nie strumienie.Całe ciało Jacka pragnęło tego krajobrazu.Pewnie ju\ tutajwyjąłby butelkę z kieszeni i wmusił w siebie łyk ohydnego napitku, gdyby niezobaczył poprzedniego właściciela butelki, który kucał na piętach pod drzewem,splatając na kolanach ręce.Obok Speedy ego stała brązowa torba na zakupy, na którejpoło\ył olbrzymią kanapkę, bodaj\e z wątrobianki z cebulą.- Ju\ ruszasz - powiedział Speedy, uśmiechając się do Jacka.- Widzę, \e ju\jesteś w drodze.Po\egnałeś się, z kim trzeba? Twoja mama wie, \e jakiś czas niebędzie cię w domu?Jack skinął głową, a Speedy wyciągnął kanapkę w jego stronę.- Jesteś głodny? Nie dam rady jej zjeść.- Dostałem śniadanie - odparł chłopiec.- Cieszę się, \e mogę się z tobąpo\egnać.- Dobry Jack a\ rwie się do drogi, jakby się ziemia pod nim paliła - powiedziałSpeedy, przekrzywiając w bok głowę.- Chłopak jest gotów ruszać.- Speedy?- Ale zostań tu, a\ dam ci parę drobiazgów, które przyniosłem.Mam je w tejtorbie.Chcesz zobaczyć?- Speedy?Siedzący u podstawy drzewa mę\czyzna zmru\ył oczy.- Wiedziałeś, \e mój ojciec nazywał mnie Jackiem Wędrowniczkiem?- Och, pewnie gdzieś to słyszałem - odrzekł Speedy z uśmiechem.- Podejdztutaj i zobacz, co przyniosłem.Poza tym muszę ci powiedzieć, dokąd masz najpierwpójść, prawda?Jack z ulgą przeszedł przez chodnik w stronę drzewa.Stary mę\czyznapoło\ył sobie kanapkę na kolanach i przyciągnął bli\ej torbę.- Wesołych świąt - powiedział i wyjął z torby dość du\ą, postrzępioną ksią\kęw miękkiej oprawie; Jack zobaczył, \e to stary atlas drogowy wydawnictwa RandMcNally.- Dziękuję - rzekł, wyjmując go z wyciągniętej ręki Speedy ego.- Tam nie ma \adnych map, więc trzymaj się dróg ze starego dobrego RandaMcNally ego.W ten sposób trafisz tam, gdzie chcesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]