[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I dlatego mamy teraz zmarnować pod dachem cały nasz wolny dzień?- Tego nie wiem - odparł komputer.- Oczywiście - fuknęła Res.Mark Carpa roześmiał się.Spór Res z elektroniką bawił go.Zęby Marka odbijały się od jego ciemnej twarzy, połyskując w mroku kabiny.- Ale może wiesz, jak długo potrwa jeszcze to paskudztwo? - zapytała uszczypliwie Res.- Czy mogę uznać wyraz “paskudztwo” za synonim “deszczu”? - zapytał CENTIN.Tym razem roześmiała się również Res.- Oczywiście, przyjacielu - zgodziła się łaskawie.- Deszcz do godziny ósmej trzydzieści pięć.- A może będziesz tak uprzejmy i podasz mi prognozę pogody?- Będę! - CENTIN uczynił wyraźną przerwę.Po chwili zawarczał: - Dziewiąta godzina zakończenie działania pola kondensacyjnego.Słonecznie.Dwadzieścia cztery stopnie, wiatry południowe jeden, wilgotność powietrza pięćdziesiąt procent, zachód słońca dziewiętnasta dwadzieścia, nocą spadek temperatury do osiemnastu stopni.Od pierwszej ponowne ożywienie pola kondensacyjnego.Od trzeciej do czwartej trzy litry opadów w formie deszczu na każdy metr kwadratowy, koniec!- Jeżeli nie zawiedzie znowu nadajnik impulsu - odparła złośliwie Res, po czym wyłączyła przycisk.- Jak to dobrze, że chociaż słońce wschodzi wtedy, kiedy chce tego mechanika niebios, a nie jakiś nadajnik impulsu.- A więc jeszcze pół godziny - stwierdził Mark.- W takim razie polecę od razu do dzieci - zadecydowała Res.- A ty przyjedź tam w południe, powiedzmy, około wpół do jedenastej.Do tego czasu uporasz się chyba ze swoimi sprawami? Będziemy na ciebie czekać.- Przez ułamek sekundy pomyślała, że jeżeli Mark nie przyjedzie z jakiegoś powodu, popsuje jej tym humor.Następnie wyłączyła autopilota i zaczęła obniżać fetSiedzieli na stoku łąki, patrząc na rozłożone w dole miasto.Słońce wypiło właśnie z traw ostatnie krople deszczu, lekki wiatr orzeźwiał.Dzieci Res, Tom i Anna, szalały, próbując chwytać motyle.Zbocze, otoczone z lewej i z prawej strony soczystymi lasami, upstrzone kwieciem, przechodziło stopniowo ku dołowi w park i w miasto.Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ta harmonia była możliwa dzięki przezornym dłoniom zdolnych architektów krajobrazu.Res zastanowiła się, co może nastąpić, co się stanie, kiedy dojdzie tu ów żarłoczny potok! Wzdrygała się na samą myśl o tym.Wszystko zamieni się w pas pustynny! Mimo wszelkich wysiłków będzie musiał upłynąć rok, zanim rana się zagoi.Tak jak po operacji kosmetycznej, pocieszała się, po operacji, która upiększa.Przez chwilę w jej świadomości odżyły sceny paniki.Uśmiechnęła się.Ostatecznie nauczyliśmy się już czegoś nowego.Z lubością wystawiła twarz na słońce, nie otwierając oczu.Przypomniała sobie miasto na północy, Mexera, kopułę, która chroniła zieleń parku przed mrozem, i - ku własnemu zdziwieniu - wróbla, który tak zawzięcie walczył o piórko.- Mark - zapytała nieoczekiwanie - czy człowiek jest odpowiedzialny przed społecznością, jeżeli zaprzepaści coś, co już rozpoczął i w co włożył sporo wysiłku? Powiedzmy, że w przypadku, kiedy nie wiążą się z tym żadne nakłady społeczne.I wtedy, kiedy zrobi to po prostu dlatego, że ma dość tych kłód, które inni rzucają mu pod nogi!Przez chwilę Mark sprawiał wrażenie zaskoczonego.Leżał wyciągnięty na trawie, podkurczywszy jedną nogę, i obgryzał źdźbło.- Wydaje mi się - powiedział wreszcie - że nikt nie ma prawa hamować rozwoju wiedzy.Każdy z nas powinien wzbogacać naukę o nowe odkrycia.Ale dlaczego pytasz?- Tak mi tylko coś chodziło po głowie.- Jeżeli masz na myśli swoją pracę, to jesteś w błędzie.Wybacz, ale to by świadczyło o twoim egoizmie i zarozumialstwie, gdybyś dała za wygraną.Wiesz, że jesteśmy po twojej stronie.Poza tym.na razie respektujemy twoje życzenie i nie wtrącamy się w te rozgrywki, ale tylko dlatego, że miałaś wypróbować inne możliwości.Ale skoro tak!- Nie, nie - zapewniła go żywo Res.Nagle odzyskała dobry humor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]