[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego można dowieść.- Mój Boże! Gdybym o tym wiedział przedtem! Kapitan mówił dalej:- Mariano miał zginąć, uratowano go jednak.Przybył ze Sternauem do Meksyku.Jednak już wcześniej dokonano zbrodni.Podano Fernandowi truciznę.W istocie zapadł tylko w letarg.Słyszał i widział wszystko.Pochowano go, potem wyciągnięto z grobu i ukrytego w koszu zawleczono na brzeg, skąd wziął go Landola na pokład statku i sprzedał w Hararze jako niewolnika.- Szatański pomysł! Jak wiodło mu się w Hararze?- Bardzo źle.Spotkał jednak znajomego.- Znajomego w Hararze, w tym kraju, którego nie dotknęła stopa Europejczyka?!- Tak.Niejakiego Mindrella z Manresy.Bywał często w Rodrigandzie.Obaj mężczyźni zbledli mimo nałożonej na twarze szminki.Kapitan jednak i na to nie zwrócił uwagi.Po chwili Cortejo zapytał:- A jak ten człowiek dostał się do Hararu?- Tak samo jak hrabia.Cortejo również oddał Mindrella w ręce Landoli, a ten go sprzedał do wschodniej Afryki.- Dziwne są drogi Opatrzności! - filozoficznie zauważył Cortejo rozkładając ręce.- To jeszcze nie wszystko.Pewnego dnia handlarz przywiózł piękną białą niewolnicę.Spodobała się sułtanowi Hararu i postanowił ją kupić.Ponieważ nie znała języka, sprowadzono hrabiego, aby tłumaczył.- Czy ją zrozumiał? - zapytał rozdygotany Cortejo.Tym razem i Landola nie potrafił ukryć podniecenia.- Tak.W dodatku po kilku pytaniach wymieniła nawet nazwisko hrabiego.To coś w rodzaju cudu! Zgadnijcie, panowie, kim była niewolnica?- Skąd mamy wiedzieć?- Ponieważ panowie tak dobrze znają ród Rodrigandów, słyszeli z pewnością o hacjendzie del Erina.Jej właściciel Pedro Arbellez, ma córkę imieniem Emma.Ona była tą niewolnicą.Cortejo zerwał się na równe nogi i błyszczącymi z emocji oczyma patrzył jak urzeczony na kapitana.W końcu wykrztusił:- Emma Arbellez? To niemożliwe! Przecież ta dziewczyna.Omal się nie zdradził.Oprzytomniał pod wpływem tęgiego zturchańca Landoli.Na szczęście Wagner znowu nic nie zauważył i ciągnął dalej:- Nie wierzycie, panowie? Proszę słuchać!Opowiedział dalsze szczegóły.Gdy doszedł do pomyślnego odkrycia samotnej wyspy, Landola zawołał:- Do licha! Ależ z pana wilk morski! Wielka to była sztuka określić położenie małej wysepki tylko na podstawie opowiadań dziewczyny.- Nie moja w tym zasługa.To Sternau, nie posługując się żadnym instrumentem, określił długość i szerokość geograficzną wyspy, a Emma zapamiętała jego wyliczenia.- Ach, tak! - rzekł z podziwem Landola.- Zdolny człowiek z tego Sternaua.- Niewielu jest mu równych.Na czym to ja skończyłem.? Aha.Kiedy przybyliśmy do Indii Wschodnich, za część skarbu, który hrabia zabrał sułtanowi, kupiliśmy statek.Za resztę, zostawiwszy sobie tylko klejnoty, hrabia nabył akcje angielskiej pożyczki państwowej.Wypłynęliśmy w morze i rozpoczęliśmy poszukiwania.Kiedy znaleźliśmy wyspę, zabraliśmy tych nieszczęsnych i udaliśmy się do Meksyku.- Dlaczego właśnie tam?- Większość tego chciała, a zresztą tam było najbliżej.Wylądowaliśmy w Guaymas.Otrzymałem rozkaz udania się przez Gapę Horn de Veracruz.Stamtąd mam zawieźć do ojczyzny Sternaua i jego towarzyszy.- Kiedy przybędą do Veracruz?- Jeszcze nie wiem.Poślę gońca do Meksyku.Przypuszczam, że znajdzie ich w zamku Rodrigandów albo w hacjendzie del Erina.Tak się umówiłem ze Sternauem.No, seniores, na dzisiaj chyba wystarczy - spojrzał na zegarek i wstał.- Dziękujemy z całego serca! - zawołał Cortejo.- Pańskie opowiadanie mocno mną wstrząsnęło.- Idźcie teraz, seniores, do kajuty i prześpijcie się.- Dobranoc, senior!Cortejo i Landola wrócili do swojej kajuty rozgorączkowani.Do późnej nocy rozprawiali o tym, co usłyszeli od Wagnera.Tymczasem Peters stał niedaleko kajuty oparty o komin i patrzył w gwiazdy.Usłyszawszy kroki, odwrócił głowę.To kapitan Wagner odbywał swój codzienny obchód statku.Marynarz podszedł i zasalutował:- Kapitanie!- Czego chcesz, mój synu?- Czy wolno zapytać, kim są ci dwaj pasażerowie?- Dlaczego nie zwracasz się z tym do sternika?- Panie kapitanie, to jakaś nieczysta sprawa!- Co ci do głowy przychodzi? Jeden jest adwokatem, drugi jego sekretarzem.- Nie wierzę! W każdym razie ten drugi to na pewno marynarz!- Skąd ta pewność?- Wśród ciemności sam znalazł kajutę pana kapitana, nikogo o nią nie pytając.Ach, o to ci idzie - roześmiał się kapitan.- Widzę z tego, że nie zapałałeś sympatią do naszych gości!- To za mało powiedziane, panie kapitanie!- Przyjmij więc do wiadomości, że obaj są godni szacunku.Podejrzenia twoje są bezpodstawne.Mam nadzieję, że nie będziesz mnie już nimi dręczył!- Rozkaz, panie kapitanie!Peters niechętnie odmaszerował i wrócił do swojego hamaka.Rozkaz wypełnił, ale pasażerów nie spuszczał z oka.Kiedy statek zawinął do Veracruz, Cortejo i Landola zabrawszy swój bagaż z kabiny, czekali niecierpliwie na pokładzie, gotowi do wyjścia na brzeg.- A więc panowie prosto do Meksyku? - zapytał kapitan.- Tak - odparł Cortejo.- Jeśli tam nie spotkamy hrabiego Rodrigandy, ruszamy natychmiast do hacjendy del Erina.- Szkoda, że mój posłaniec nie może się do was przyłączyć.Pojedzie dopiero jutro.Pożegnawszy się, adwokat z sekretarzem wsiedli do łodzi.Po odpłynięciu do portu pozostawili bagaże w komorze celnej i udali się piechotą do agenta Gonsalva Yerdilla, którego znał Landola.- Czym mogę służyć, seniores? - zapytał oschle, nie siląc się nagrzeczność.- Chcielibyśmy otrzymać pewną informację - odparł Landola.- O kogo chodzi?- O niejakiego Enrique'a Landolę, kapitana piratów.- Agent zbladł i wyjąkał:- Nie wiem, o kim pan mówi, senior.- Ależ wiesz doskonale, stary łotrze! Agent z przerażenia oblał się potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]