[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tutaj wszystko na odwrót.Wyjaw mi, proszę, skąd się wzięły i jakim cudem utrzymują się w oazie przedziwne obyczaje, niepojęte dla umysłu ukształtowanego w świecie pełnym ułomności?Naczelnik rzecz całą wyjaśnił w kilku zdaniach:- To proste, szlachetny Iskanderze.Każdemu z nas, kto tyl­ko znajdzie się w chwilowym kłopocie, wszyscy bezzwłocznie śpieszymy z pomocą.Oddając mu po cząsteczce własnego mająt­ku sprawiamy, iż jego bogactwo zrównuje się na powrót z na­szym.Oto dlaczego wśród podległego mi ludu nie spotkasz ani zawistnika z wątrobą pełną zgniłej żółci, ani złodzieja o brud­nych rękach i brudnym sumieniu.Zdumiony i zachwycony zarazem wielki Macedończyk wyznał wówczas:- Wyruszyłem na podbój świata z marzeniami pielęgnowa­nymi na dnie serca.Chciałem stworzyć taki właśnie kraj.I ta­kie społeczeństwo.Żyjące w pokoju, sprawiedliwości i dostatku.Dlatego proszę cię, o czcigodny starcze, pójdź ze mną.Bądź mi druhem i nauczycielem.A wkrótce oddam ci świat we wła­danie.Naczelnik pokręcił przecząco głową.Odmówił grzecznie, lecz stanowczo:- Nie byłbym w stanie panować sprawiedliwie nad wieloma narodami, często różniącymi się pomiędzy sobą jak dzień i noc, jak ogień i woda.Co innego jednak oaza pośród pustyni, co in­nego świat cały, nieograniczony.Nie potrafiłbym utrzymać go w swoich dłoniach, Iskanderze.- Żałuję.Żałuję z całego serca.Ale pojmuję cię chyba, szla­chetny przyjacielu - odpowiedział niezwyciężony wódz.Potem uściskał przywódcę plemienia serdecznie, życząc wszystkim mie­szkańcom oazy długich lat zdrowia.Szczęścia im nie życzył, bo tam gdzie zapanowała prawdziwa równość i sprawiedliwość, tam szczęście być musi.Następnie dał znak trębaczom, aby za­dęli w surnaje.Najwyższa pora ruszać w dalszy pochód.Po wielu tygodniach wędrówki pełnej przygód i niespodzia­nek, o jakich nie śniło się największym bajarzom, Iskander wraz ze swymi armiami dotarł pod mury perskiego grodu, silnie ob­warowanego Hamadanu.I jak to było naówczas w powszechnym zwyczaju, zażądał wysokiej daniny od Dara, władcy miasta.Za­miast odpowiedzi dumny Pers przysłał mu przez gońca worek, na którego dnie leżała garść zgniłych fig.Miało to znaczyć, iż ani myśli o płaceniu haraczu.Wybuchła długa, krwawa wojna.Od świtu do zmierzchu z mu­rów obronnych na atakujących lała się roztopiona smoła, waliły się ciężkie głazy i kłody drewniane, spadała chmura strzał i kamieni miotanych procami.Minął tydzień, potem drugi i trze­ci, a do zwycięstwa było równie daleko, jak i w pierwszym dniu bitwy.Nie wiadomo, ile jeszcze czasu Iskander musiałby tkwić pod ścianami Hamadanu, gdyby nie rada pierwszego wezyra, mini­stra z głową wielką jak karszyński melon.Spryciarz wyznawał zasadę, że nie ma na świecie muru, którego nie dałoby się rozwalić taranem ze złota.Podpowiedział więc swemu panu, aby zwrócił się do dwóch beków o czarnym charakterze, przebywa­jących stale na dworze Dara, z żądaniem, ażeby usunęli wodza Persów, w zamian gwarantując im wszystko, co tylko zapragną.Iskander przystał na propozycję wielkiego wezyra.Pod osłoną ciemności do obozu przeciwnika wyruszył Turk­men Ałłaberdy, zwiadowca doświadczony, zręczniejszy od jasz­czurki.Jeszcze tej samej nocy w namiocie Iskandera zjawili się dwaj bekowie.- Jeśli usuniecie Dara z mojej drogi, zajmiecie najwyższe miejsca pośród zwycięskich wojsk - usłyszeli z ust wodza Ma­cedończyków.O świcie, kiedy obie armie zaczęły przygotowania do kolejne­go boju, bekowie na podobieństwo jadowitych żmij zakradli się do komnaty Dara z zatrutymi sztyletami, ukrytymi w fał­dach strojnych chałatów.Po zamachu czmychnęli cichcem do obozu Iskandera, pozostawiając za sobą uchylone wrota twier­dzy.Konnica Iskandera ruszyła pełnym galopem.Zaskoczeni obroń­cy nie mogli stawić skutecznego oporu.Miasto padło.Po bitwie wielki Macedończyk rozkazał pochować Dara z hono­rami należnymi dostojnemu władcy, a u jego mogiły polecił wznieść dwie wysokie szubienice i powiesić na nich obydwu zdrajców.Kiedy bekowie usłyszeli wyrok, zaczęli wrzeszczeć jeden przez drugiego:- To chyba nieporozumienie? Fatalna omyłka.Zapomniałeś, coś mówił dzisiaj przy księżycu? Przypomnieć ci? Przyrzekłeś nam najwyższe stanowiska w swojej armii, a teraz łamiesz dane słowo, jakby to był suchy badyl nikomu niepotrzebny? Czyżbyś nie wiedział, wodzu Macedończyków, że niedotrzymy­wanie obietnic jest cechą podłych tyranów, ciemięzców bez serc i sumienia? Ale ty wszakże uważasz się za władcę najsprawiedliwszego pod słońcem? Czyż nie tak?Iskander wysłuchał zarzutów z kamienną twarzą, po czym od­powiedział surowo:- Nie mam zamiaru łamać danego raz słowa.Nie cofnę go nawet wobec was, nędznych sprzedawczyków, podstępnych hien obleczonych w człowieczą skórę.Od wielu lat nieszczęsny Dar trzymał was na swym dworze, odnosił się z pełnym zaufaniem i przyjaźnią, a wy zamiast odpłacić mu podobną monetą, postą­piliście gorzej niż dwa wściekłe dżiny.Niczym jadowite gady ukąsiliście z zasadzki.Wiem, jeśli przyjdzie kiedyś odpowiednia pora, nie zawahacie się podobnie postąpić i ze mną.Doświadcze­nie uczy, iż zdrajcom ufać nie wolno.A zwłaszcza zdrajcom wła­snej ojczyzny, najnikczemniejszym z nikczemnych.Obiecałem wam wysokie stanowiska pośród zwycięskich wojsk i słowa nie cofam.Spójrzcie, oto szubienice wznoszące się pod same obłoki, szczelnie otoczone przez zbrojne oddziały.Czyż można sobie wy­obrazić wyższe stanowiska pośród moich wojsk?I skinął na straż, aby wykonała wyrok,Ciekawy czytelnik zapyta zapewne w tym miejscu, dlaczego przytoczono tu z księgi Abdułwahhab-hodży ,,Klucz do sprawie­dliwości” dwie przygody niezwyciężonego Iskandera Zulkarnajna? Odpowiedź będzie niesłychanie prosta.Opowiedziano je dla­tego, że Iskander Szachrijar, sędziwy naczelnik wojsk bucharskich, a zarazem serdeczny przyjaciel Hodży Nasreddina, po­chodził - co potwierdzali najwybitniejsi historycy emiratu - w prostej linii od wielkiego Iskandera Macedończyka, boha­tera księgi Abdułwahhab-hodży.I podobnie jak jego sławny prapradziad przez całe życie marzył o jednym: o sprawiedli­wości.Rzeczywiście.O sprawiedliwości w emiracie Buchary można było sobie co najwyżej pomarzyć.A los naczelnika wojsk bucharskich potwierdzał tę prawdę w sposób oczywisty.“Kto wstaje ze złością, siada ze stratą” - powiada stare uzbec­kie porzekadło.O wadze tych słów przekonał się ostatnio siwo-brody, pełen blizn i zasług dla emiratu sprawiedliwy dowódca, kurbasza Iskander Szachrijar.Na naradzie wielmożów sędziwy wódz z najwyższym oburzeniem sprzeciwił się projektowi prze­kształcenia oddziałów wojskowych pilnujących bezpieczeństwa granic emiratu, strzegących spokoju rolników i pasterzy przed zachłannością pustynnych plemion rozbójniczych, w oddziały poli­cyjne.W żandarmów zajmujących się ściąganiem danin i podat­ków pod okiem okrutnego i bezwzględnego Tilliabaja, pupilka premiera rady wezyrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl