[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na miękkim futrze pumy siedziała starucha z warującym u jej stóp psem.- Spocznijcie - rzekła, wskazując palcem przeciwległy kąt.Posłusznie usiedli na wiązkach skór.Kobieta pochyliwszy się nad szerokim, z.gliny wypalonym garnkiem poczęła weń dmuchać.Leżący na dnie żar rozpłomienił się nieco, oświetlając na moment zwiędniętą, bezzębną twarz szamanki, potem podsycony garścią suchych liści i patyków strzelił płomykiem.Po chacie rozszedł się wonny, odurzający dym.- Czego szukacie? Dokąd dążycie?.- spytała przyciszonym głosem.Mikasuki odparł:- O, matko, oświecona przez Nabash-cisa, zechciej powiedzieć wodzowi Kriksów, Menewie, kto uprowadził mu jego squaw, Wenonę.Gdzie ma jej szukać?Kiedy starucha zapatrzona w smużkę dymu milczała, Mikasuki podjął znowu.- Wenona jest córką sławnego szamana, Czarnego Niedźwiedzia, który pewnie wraz z tobą należy do midewiwinu.On właśnie powiedział: „Idźcie do mojej siostry nad Źródło Spełnienia, tam odnajdziecie trop”.- A czemuż Czarny Niedźwiedź, skoro jest wielkim szamanem, nie.potrafił wskazać porywaczy? - w słowach kobiety zabrzmiała ironia.- Czarny Niedźwiedź długo rozmawiał z Pa-wa-kunem i ten mu ujawnił, że Wenonę i Białą Lilię uprowadził zły człowiek o nazwisku McIntosh - odrzekł Mikasuki.- Czyżby się mylił?- Czemuż Czarny Niedźwiedź nie przyszedł z wami?- Jest bardzo stary, matko, nie ma już sił do dalekiej drogi.- Ten, którego nazwałeś McIntoshem, zostawił cenny talizman.Takiego naszyjnika jeszcze nie było w tej chacie.Jest zrobiony z metalowych krążków, nazywanych przez białych pieniędzmi.Spójrzcie! - wskazała ręką na ścianę i spoglądała wyczekująco na mężczyzn.- Dostaniesz wszystko, czego zażądasz - odezwał się Menewa - tylko powiedz, gdzie szukać Wenony.Szamanką przygładziwszy włosy pochyliła się nad smużkami białego dymu, ulatującego z garnka.Menewa sięgnął do sakwy.Jednak nie znalazł w niej nic godnego uwagi.Ryszard widząc zakłopotanie przyjaciela wydobył z kieszeni równiutko złożony banknot i podając go szamance powiedział:- Jesteśmy na wojennej ścieżce, prócz rzeczy potrzebnych wojownikowi nie mamy nic.Przyjmij więc ten studolarowy papierek, za który kupisz więcej przedmiotów niż za naszyjnik z monet McIntosha.Pochylając się do światła bijącego z ogniska stara dokładnie obejrzała banknot i chowając go w kieszeni swej obszernej bluzki, odparła bez entuzjazmu:- Nie widziałam takich papierków bladych twarzy, ale przyjmuję ten dar, może rzeczywiście okaże się przydatny nad Źródłem Spełnienia.- Jeśli, matko, wskażesz drogę do Wenony - odezwał się Menewa - i mocą szamanki spowodujesz, że odzyskam moją dziewczynę, to obiecuję ci przywieźć dar godny samego Nabash-cisa.- Może spełnisz obietnicę.- odrzekła z powątpiewaniem, przyglądając się dymowi.- McIntosh był tu parę dni temu.Kazał Wenonie i Białej Lilii pić ze Źródła Spełnienia, a gdy odmawiały, strasznie się gniewał.Napełniwszy skórzane worki wodą odpłynęli czółnami na Wyspę Orłów.- Kto zamieszkuje tę wyspę? - spytał Menewa.- Orły, synu - starucha w uśmiechu odsłoniła bezzębne dziąsła.- Odważyli się zakłócić spokój tej ziemi? - ze zgorszeniem odezwał się Czarna Strzała.- Przestrzegałam ich przed gniewem duchów, ale McIntosh zadrwił z moich słów - wyjaśniła.- Idźcie do źródła i wypijcie świętą wodę spełnienia, a odnajdziecie squaw.Potem możecie odpocząć lub odpłynąć.Kiedy nie poruszyli się ze swych miejsc, starucha rzuciła szczyptę suchych liści na ogień i rozkazała:- Idźcie już, chcę zostać sama.Chatę wypełnił duszący zapach płonących ziół.Żegnając szamankę wyszli na oblaną słońcem łąkę.Mikasuki poprowadził towarzyszy nad brzeg, skąd sączyła się struga czystej wody.Bez pośpiechu napełniali skórzane wory, potem sami uraczyli się do syta, wreszcie poszli ku ukrytym łodziom.- Mój brat zna drogę do Wyspy Orłów? - spytał Mikasukiego Menewa.- Ugh.- Śpieszmy.Szkoda każdej chwili.Płynęli na południe.Znowu spędzali noce na kołyszących się wysepkach, krążyli po bagiennych rozlewiskach, czasami musieli przenosić czółna i podręczny ekwipunek, brnąc w czarnej mazi porosłej plątaniną dzikiej roślinności.Długo tak podróżowali wśród dzikiego ptactwa, węży, aligatorów i dokuczliwych moskitów.Zmęczeni dotarli wreszcie do wyspy, górującej ponad bagiennymi rozlewiskami.W wysokich koronach gęsto rosnących tu drzew gnieździły się orły.Czerwonoskórzy z bojaźnią i szacunkiem patrzyli na skrawek tej ziemi.Czuli niepokój.Orzeł w ich wierzeniach był władcą przestrzeni, świętym ptakiem, którego mógł zabić tylko specjalnie do tego upoważniony człowiek, trudniący się zdobywaniem piór na pióropusze dla wodzów i wojowników.Gdy weszli na ląd, Mikasuki, podnosząc oczy ku gniazdom, głośno zaczął mówić:- O, podniebni bracia, wybaczcie, że zakłócamy spokój waszych gniazd.Nie chcemy was zabijać ani chwytać w sieci.Nie trzeba nam lotnych piór ani ostrych pazurów.Szukamy tych, którzy pod waszymi skrzydłami pragną ukryć złe czyny.Wskażcie nam ich kryjówkę.O, władcy ptaków! O, czcigodni bracia!Przez trzy dni obszukiwali wyspę.Gdy zdawało się, że cały wysiłek jest daremny, Menewa ręką zatrzymał towarzyszy, dostrzegł bowiem wyraźny ślad ludzkiej stopy obutej w mokasyn.Ostrożnie ruszyli dalej.Nie uszli daleko, gdy Czarna Strzała z cichym okrzykiem przywarł do ziemi.Pozostali uczynili to samo.Spoza pni drzew mierzono do nich z łuków.- Kim jesteście i czego tu szuKacie? - usłyszeli pytanie w języku Seminolów.- Niesiemy pokój Wyspie Orłów - odparł Menewa.- Odłóżcie broń, jesteśmy przyjaciółmi.- Mówisz mową moich ojców.Jesteś Seminolem?- Nie, Kriksem.- Wyjdź, chcemy cię zobaczyć.- Wyjdę, ale nie strzelajcie - Menewa podniósł się.Ryszard Kos celował ze sztucera gotów w każdej chwili nacisnąć spust.Przez sekundę panowała cisza, potem spoza cyprysu wyszedł mężczyzna o muskularnej budowie.Powiedział:- Nie znam cię.Przyszedłeś po pióra do wojennego szyszaka?- Nie.- Po co więc?- Czyż nie wolno wkroczyć na Wyspę Orłów? Wobec tego co tu robi mój brat, którego także nie znam.- Jestem Łowcą Piór, mam szamańskie prawo docierania do gniazd wielkich ptaków.- Każ opuścić broń.Chcemy porozmawiać.- Nie ufamy wam.Strzelaliście do mego człowieka.- To nieprawda.- Czyżbyś twierdził, że kłamię?- Mogli to zrobić inni Kriksowie, ale nie my - odparł Menewa.- Przyjdę do Łowcy Piór z przewodnikiem Mikasukim bez broni, a wojownicy poczekają na mój powrót.Dobrze?- Niech tak się stanie.Usiedli na wilgotnej ściółce leśnej.- Kiedy strzelano do moich braci? - Menewa przystąpił do rzeczy.- Pięć razy budziło się i gasło słońce, gdy na zachodnim wybrzeżu Kriks strzelił do mego pomocnika.- Trafił?- Na szczęście chybił.- Kim byli ci ludzie? Widzieliście ich? Towarzyszyły im kobiety?- Ugh.Twarz Menewy skrzywiła się nienawiścią.- Są na wyspie? Mów! Gdzie?- Odpłynęli.Menewa zagryzł wargi do krwi.Opuścił głowę.Mikasuki zwrócił się więc do Seminola:- Mój brat nie domyśla się, dokąd mogli się udać ci ludzie? Ścigamy ich.Łowca Piór milcząco spoglądał na Kriksa i Czirokeza.Mikasuki z oblicza Seminola wyczytał podejrzliwość.Powiedział:- McIntosh uprowadził Wenonę, córkę Czarnego Niedźwiedzia.Mój brat musiał słyszeć o wielkim szamanie.Menewa, wielki wódz Kriksów znad Tallapoosa River - Mikasuki wskazał na siedzącego - ściga porywaczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]