[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Całą zawartość skrzyni oceniliśmy tejnocy na półtora miliona dolarów; wszelako pózniej, gdyśmy jeszcze raz przejrzeli wszystkiekosztowności i klejnoty, przekonaliśmy się, o ile nie doceniliśmy wartości naszego skarbu, acz-kolwiek niektóre przedmioty przeznaczyliśmy oddzielnie do własnego użytku.Przyszedł wreszcie czas, że ukończyliśmy obliczenia i że niezmierne nasze podniecenie niecosię ukoiło.Legrand widział, że umieram z niecierpliwości szukając rozwiązania tej zdumiewają-cej zagadki, i wyjaśnił mi ją szczegółowo wraz ze wszystkimi okolicznościami. Pamiętasz  mówił  ów wieczór, kiedy podałem ci pobieżnie nakreślony szkic, co miałprzedstawiać żuka.I przypominasz sobie zapewne, iż po prostu uraził mnie upór, z jakim utrzy-mywałeś, że mój rysunek ma podobieństwo do trupiej głowy.Gdyś to powiedział po raz pierw-szy, sądziłem, że żartujesz; lecz potem przyszły mi na myśl osobliwsze cętki na odwłoku chrząsz-cza i wydało mi się, że twe spostrzeżenie jest poniekąd uzasadnione.Mimo to twe kpiny z mychzdolności graficznych rozdrażniły mnie  gdyż uchodzę za dobrego rysownika  i dlatego, gdyśmi podał ów pergaminowy świstek, chciałem ze złości zmiąć go i rzucić w ogień. Ale to chodziło o papierowy świstek  odezwałem się. Nie, miał on wygląd papieru i zrazu uważałem go za papier, ale kiedy zacząłem na nim ry-sować, przekonałem się, że mam do czynienia z kawałkiem bardzo cienkiego pergaminu.Jakwiesz, był on bardzo brudny.Otóż kiedy miałem go już zmiąć, spojrzałem na szkic, który oglą-dałeś przede mną, i wyobraz sobie moje zdumienie, gdy zobaczyłem istotnie rysunek trupiej gło-wy na tym samym miejscu, gdzie  jak mi się zdawało  naszkicowałem owada.Przez chwilę niemogłem się opamiętać i skupić myśli.Wiedziałem jużcić, iż mój rysunek różnił się wielce wszczegółach od tego, na który patrzyłem, aczkolwiek było niejakie podobieństwo w najogólniej-szych zarysach.Wziąłem tedy świecę i usiadłszy w najdalszym kącie izby zabrałem się do ściślej-szego zbadania pergaminu.Odwróciwszy go ujrzałem swój szkic na przeciwnej stronie, na pewnoten sam.Pierwsze me wrażenie streszczało się wyłącznie w zdumieniu nad istotnie zastanawiają-cym podobieństwem konturów jako też nad szczególniejszym zbiegiem okoliczności, że po dru-giej stronie pergaminu mogła widnieć nie znana mi czaszka, tuż pod moją podobizną żuka, i że taczaszka nie tylko konturem, ale także rozmiarem mogła tak bardzo upodobnić się do mojego ry-sunku.Jak już powiedziałem, ten osobliwszy zbieg okoliczności wprawił mnie na razie w osłu-pienie.Jest to zwykłe w takich razach zjawisko.Umysł sili się, by wykazać związek, mianowiciełączność przyczyny i skutku, i nie mogąc temu podołać ulega jakby chwilowemu obezwładnieniu.Otrząsnąwszy się jednak z tego bezwładu jąłem stopniowo nabierać przeświadczenia, które prze-niknęło mnie nierównie silniej niż ów zbieg okoliczności.Uprzytomniłem sobie bowiem dokład-nie i szczegółowo, że na pergaminie nie było ani śladu jakiegokolwiek rysunku, gdy przystępo-wałem do szkicowania żuka.Nabierałem pewności, że tak było istotnie, gdyż pozostało mi to wpamięci, że spojrzałem najpierw na jedną stronę, a potem na drugą szukając możliwie najczyst-szego miejsca.Gdyby podówczas widniała tam czaszka, byłbym na pewno ją zauważył.Była wtym jużcić jakaś zagadka, ale czułem, że nie podołam jej rozwiązaniu; wszelako już wówczas, wtej wczesnej chwili, w najodleglejszych i najtajniejszych skrytkach mojego umysłu zamigotałonikłe, na podobieństwo robaczka świętojańskiego, poczucie tej prawdy, która w przygodach ubie-głej nocy znalazła takie świetne potwierdzenie.Zerwałem się nagle z miejsca i chowając staranniepergamin, odłożyłem dalsze rozmyślania do czasu zupełnej samotności.Po twym odejściu, kiedy Jupiter usnął jak zabity, zabrałem się do metodycznego rozpatrzeniatej sprawy.Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, w jaki sposób przyszedłem do posiadaniaowego pergaminu.Miejsce, gdzie dostrzegliśmy żuka, znajdowało się na wybrzeżu stałego lądu,40 o jaką milę na wschód od wyspy i bardzo blisko od granicy najwyższego przypływu morza.Kie-dy sięgnąłem po niego, ugryzł mnie mocno i musiałem wypuścić go z ręki.Jupiter ze swą zwykłąostrożnością, zanim przystąpił do schwytania uciekającego przed nami owada, obejrzał się zaliściem lub czymś podobnym, przez co byłoby można go ująć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl