[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zakręcam wodę.Wolałabym nie musieć sięubierać.Jest za gorąco na dżinsy.Podnoszę z podłogi drugiręcznik i wycieram się pospiesznie.Znów narzucam na siebie czerwoną koszulę.Nie chcę poraz kolejny wkładać tych samych brudnych ciuchów, ale niemam wyboru.82- Wydaje mi się, że bezfrakcyjne mają jakieś zbędne ubrania- mówi Susan.- Pewnie tak.Dobra, twoja kolej.Staję z ręcznikiem, żeby Susan mogła się umyć.Po chwilizaczynają mnie boleć ręce, ale skoro ona wytrzymała w takiejpozycji, to ja też wytrzymam.Gdy myje włosy, chlapie miwodą na kostki.- Nigdy nie sądziłam, że znajdziemy się razem w takiejsytuacji - mówię po chwili.- %7łe będziemy się myć w zlewie wjakiejś ruderze i uciekać przed Erudycją.- Myślałam, że będziemy mieszkać obok siebie - stwierdzaSusan.- Razem brać udział w różnych spotkaniachtowarzyskich.Razem odprowadzać dzieci na przystanek.Słysząc to, zagryzam wargi.Oczywiście to moja wina, żetaka wersja wydarzeń nigdy nie byłaby możliwa, bo to jawybrałam inną frakcję.- Przepraszam, nie chciałam do tegowracać - mówi Susan.- Przykro mi tylko, że nie byłam bardziejuważna.Bo gdybym była, to może bym zauważyła, przez coprzechodzisz.Zachowałam się samolubnie.Parskamśmiechem.- Susan, nie zrobiłaś nic złego.- Skończyłam - obwieszcza.- Podasz mi ręcznik? Zamykamoczy i odwracam się, żeby mogła wziąć z mojejręki ręcznik.Zjawia się Therese, żeby zapleść sobie włosyw warkocz, więc Susan pyta ją o ubrania.Gdy opuszczamy łazienkę, mam na sobie dżinsy i czarnąkoszulę, która u góry jest tak luzna, że zsuwa mi się z ramion,natomiast Susan jest ubrana w workowate dżinsy i białą ko-szulę z kołnierzykiem - element stroju Prawości.Zapina ją podsamą szyję.Altruiści przedkładają skromność nad wygodę.Kiedy znów wchodzę do dużej sali, część bezfrakcyjnychwychodzi z wiaderkami farby i pędzlami.Wzrokiemodprowadzam ich do drzwi.83- Idą pisać wiadomość dla ludzi pozostałych schronów -wyjaśnia Evelyn za moimi plecami.- Na jednym zbillboardów.Zaszyfrowaną za pomocą różnych prywatnychinformacji: czyjegoś ulubionego koloru, imienia zwierzątka,które ktoś miał jako dziecko.Nie rozumiem, po co mi mówi o szyfrach stosowanychprzez bezfrakcyjnych, póki się do niej nie odwracam.W jejoczach dostrzegam znajomy wyraz - dumę.Tak samo patrzyłaJeanine, gdy mówiła Tobiasowi, że opracowała serum, zapomocą którego zdoła go kontrolować.- Mądre - przyznaję.- To twój pomysł?- Prawdę mówiąc, tak.- Wzrusza ramionami, ale nie daję sięzwieść.Daleko jej do nonszalancji.- Zanim przeszłam doAltruizmu, byłam Erudytką.- Aha.Domyślam się, że życie naukowca nie bardzo cipasowało, co?Nie daje się złapać.- Coś w ten deseń.- Milknie na chwilę.- Twój ojciecodszedł pewnie z tego samego powodu.Chcę się odwrócić i zakończyć rozmowę, ale jej słowapowodują dziwny ucisk w mojej głowie, jakby zgniatała mimózg rękami.Wpatruję się w nią.- Nie wiedziałaś? - Marszczy brwi.- Przepraszam.Zapomniałam, że członkowie frakcji rzadko rozmawiają odawnych frakcjach.- Co? - mówię łamiącym się głosem.- Twój ojciec urodził się w Erudycji - wyjaśnia.- Jegorodzice przyjaznili się z rodzicami Jeanine Matthews.Twójojciec i Jeanine trzymali się razem, jak byli dziećmi.W szkolezawsze pożyczali sobie książki.Oczyma wyobrazni widzę swojego ojca, dorosłegomężczyznę, który siedzi obok dorosłej Jeanine w szkolnejstołówce, a między nimi leży książka.Ten obraz jest tak84absurdalny, że na samą myśl o tym ni to prycham, ni toparskam śmiechem.To nie może być prawda.Tylko.Tylko że ojciec nigdy nie mówił ani o swojej rodzinie, ani odzieciństwie.Tylko że nie miał w sobie łagodności człowieka, którydorastał wśród Altruistów.Tylko że nienawidził Erudytów tak bardzo, że musiał miećku temu osobiste powody.- Przykro mi, Beatrice.Nie chciałam rozdrapywać starychran.Patrzę na nią ze złością.- Owszem, chciałaś.- Nie rozumiem.- Posłuchaj mnie uważnie - zniżam głos.Sprawdzam, czyTobias nie stoi gdzieś w pobliżu, bo wolę, żeby tego niesłyszał.W kącie na podłodze widzę tylko Caleba i Susan,przekazują sobie puszkę masła orzechowego.Nigdzie nie maTobiasa.- Nie jestem głupia.Widzę, że chcesz go wykorzystać.I zamierzam mu o tym powiedzieć, o ile sam się jeszcze niedomyślił.- Moja droga - mówi Evelyn.- Ja jestem jego matką.Zawszebędę w jego życiu.Ty jesteś tylko tymczasowo.- Jasne.Mama go porzuciła, a tata lał.Jakżeby miał niepozostać lojalny wobec takiej rodziny? - Odwracam się napięcie, czuję, że trzęsą mi się ręce, i przysiadam się do Caleba.Susan poszła na drugą stronę sali pomóc bezfrakcyjnymposprzątać.Caleb podaje mi słoik z masłem orzechowym.Przypominam sobie grządki orzechów ziemnych w szklarniachSerdeczności.Uprawiają je, bo są bogatym zródłem białka itłuszczów, co ma szczególne znaczenie w przypadkubezfrakcyjnych.Nabieram sobie trochę masła palcami izjadam.85Czy powinnam powiedzieć Calebowi o tym, co właśnieusłyszałam od Evelyn? Nie chcę, żeby zaczął myśleć, że w jegożyłach płynie krew Erudycji.Nie chcę dawać mu żadnegopowodu, by do nich wracał.Postanawiam na razie zachować to dla siebie.- Możemy o czymś pogadać? - pyta Caleb.Kiwam głową, starając się jednocześnie pozbyć masłaorzechowego, które przykleiło się mi do podniebienia.- Susan chce iść do Altruistów - mówi.-1 ja też.Poza tymwolę być blisko niej, żeby nic złego jej się nie stało.Ale niechcę cię zostawiać samej.- Nie ma problemu.- Może pójdziesz z nami? Altruiści bardzo się ucieszą ztwojego powrotu.Jestem tego pewny.Oczywiście - Altruiści nie potrafią się obrażać.Ale jestemna skraju rozpaczy, a jeśli wrócę do dawnej frakcji rodziców,dam się jej całkowicie pochłonąć.Kręcę głową.- Muszę iść do siedziby Prawości i sprawdzić, co się tamdzieje.Oszaleję, jeśli się nie dowiem.- Zmuszam się douśmiechu.- Ale ty powinieneś iść.Susan cię potrzebuje.Wygląda już lepiej, ale i tak cię potrzebuje.- Dobra - zgadza się Caleb.- To zobaczymy się pózniej.Alebądz ostrożna.- Przecież zawsze jestem ostrożna.- Nie.Zwykle pasuje do ciebie inne słowo: lekko-myślność".Brat lekko ściska mnie za zdrowe ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]