[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jakiego?- Wydaje mi się, że zwrot „nie chcemy" dość precyzyjnie oddaje znaczenie.- Ale zgodziłeś się, że powinniśmy odzyskać kapelusz!- Ale nie umrzeć w trakcie odzyskiwania - mruknął smętnie Rincewind.- Nikomu nic z tego nie przyjdzie.A mnie już na pewno nie.- Ojciec zawsze powtarzał, że śmierć jest jak sen - stwierdziła Conena.- Tak.Kapelusz też mi to mówił - przyzna! Rincewind, kiedy skręcili w wąski, zatłoczony zaułek między białymi ścianami.- Ale ranne wstawanie jest pewnie o wiele trudniejsze.- Uspokój się.Nie ryzykujemy specjalnie.Jesteś ze mną.- Tak, a ty nie możesz się doczekać, co? - rzucił mag oskarżycielskim tonem.- Znowu ta twoja dziedyczność.Conena prowadziła ich ocienioną alejką.Zwykły orszak młodocianych przedsiębiorców następował im na pięty.- Siedź cicho i staraj się wyglądać jak ofiara, dobrze?- Z tym poradzę sobie bez trudu - mruknął Rincewind, odpędzając szczególnie upartego przedstawiciela Młodzieżowej Izby Handlowej.— Mam sporo praktyki.Po raz ostatni: nikogo nie chcę kupować, wredny bachorze!Rozejrzał się smętnie dookoła.Przynajmniej na murach nie było tu tych irytujących malowideł, ale gorący wiatr wciąż unosił tumany kurzu, a on sam miał już serdecznie dość widoku piasku.Marzył o paru zimnych piwach, zimnej kąpieli i zmianie ubrania.Prawdopodobnie nie poczułby się od tego lepiej, ale przynajmniej byłoby mu o wiele przyjemniej.Zresztą tutaj pewnie nie znają piwa.To zabawne, że w chłodnych miastach, takich jak Ankh-Morpork, popularnym napojem jest piwo, które chłodzi, a w takich miejscach jak to, gdzie cale niebo przypomina piekarnik z otwartymi drzwiczkami, ludzie piją małe lepkie drinki, które rozpalają ogień w gardle.W dodatku architektura jest niewłaściwa.A w świątyniach stawiają posągi, które.no, są całkiem nieodpowiednie.To nie jest miejsce dla magów.Oczywiście, mają tu pewnie jakiś miejscowy zamiennik, jakichś zaklinaczy albo co, ale nie to, co można by nazwać przyzwoitą magią.Conena szła przodem i nuciła coś pod nosem.Lubisz ją, prawda? Od razu widać, odezwał się głos w jego umyśle.A niech to Piekielne Wymiary, pomyślał Rincewind.Chyba nie jesteś moim sumieniem?Twoim libido.Trochę tu duszno, wiesz? Nie robiłeś tego, odkąd ostatni raz tu byłem.Słuchaj, idź sobie.Dobrze? Jestem magiem! Magowie słuchają głowy, nie serca.A ja dostaję głosy z twoich gruczołów, a z nich wynika, że przynajmniej jeśli chodzi o ciało, twój mózg jest w wyraźnej mniejszości.Tak? Ale ma głos rozstrzygający.Ha! To ty tak uważasz.Nawiasem mówiąc, twoje serce nie ma z tym nic wspólnego; to tylko mięsień wymuszający obieg krwi.Ale spójrz na to z innej strony.Lubisz ją przecież, prawda?No.Rincewind zawahał się.Tak, pomyślał.Właściwie.Miło ci w jej towarzystwie.Ma ładny głos.Pewnie.Chciałbyś ją częściej widywać?No.Rincewind uświadomił sobie z niejakim zdziwieniem, że tak, chciałby.Rzecz nie w tym, że był zupełnie nie przyzwyczajony do towarzystwa kobiet, ale w tym, że zawsze sprowadzały kłopoty.Poza tym było faktem powszechnie znanym, że szkodzą zdolnościom magicznym.Chociaż musiał przyznać, że jego osobistym zdolnościom magicznym, zbliżonym do zdolności gumowego młotka, i tak niewiele mogło już zaszkodzić.Czyli nie masz nic do stracenia, wtrąciło jego libido jedwabistym tonem myśli.Dopiero w tej chwili Rincewind zdał sobie sprawę, że zabrakło czegoś istotnego.Przez chwilę się zastanawiał, nim wreszcie zrozumiał, co to takiego.Od kilku minut nikt nie próbował mu niczego sprzedać.W Al Khali oznaczało to prawdopodobnie, że jest martwy.On, Conena i Bagaż szli pustą, ocienioną alejką.Z oddali dobiegał gwar miasta, lecz bliżej otaczała ich jedynie pełna wyczekiwania cisza.- Uciekli - stwierdziła Conena.- Ktoś na nas napadnie?- Możliwe.Trzech ludzi podąża za nami po dachach.Rincewind zerknął w górę w tej samej chwili, gdy trzech mężczyzn w luźnych czarnych szatach zeskoczyło lekko na ziemię tuż przed nimi.Obejrzał się i dostrzegł jeszcze dwóch wynurzających się zza rogu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]