[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Załamana linia nieba zdawała się walić niczym spróchniały płot.Na powierzchni wrzącego kotła rozkwitały pomarańczowe płomyki ognia.W powietrzu unosiły się chmury czarnego pyłu i żużlu.Od czasu do czasu przez cały budynek przebiegało wyraźne drżenie.Przybierający na sile wiatr rozrywał momentami kurtynę czarnych chmur i pyłów, a wtedy ich oczom ukazywały się ołowianoszare, wzburzone wody zatoki.Rosnące nieopodal winorośle jedynie u swej podstawy miały kolor zielony - wyższe partie były jednolicie czarne.-.Aż trudno uwierzyć, że cały świat wygląda podobnie - mówił właśnie Morwin.- I że wydarzyło się to za naszego życia.- Proszę zapytać o to tych z CL.To ich dzieło.-.I żaden człowiek nie zamieszka już na planecie, na której się urodził.- Ja mieszkam tu, by przypominać im o ich winie i aby stanowić ostrzeżenie przed ich własnym przeznaczeniem.- Jest wiele światów podobnych do tego, jakim niegdyś była Ziemia.Zamieszkują je miliony niewinnych niczemu istnień.- By znaleźć winnych, trzeba czasami uderzyć w niewinnych.To także rodzaj zemsty.- A jeżeli zemsta zostanie zarzucona, kilka generacji później zaniknie różnica między winnymi i niewinnymi.Nowa generacja zupełnie nie zawiniła temu, co miało tu miejsce, a światy przetrwają i zapomną.- To zbyt filozoficzny pogląd, by można go było zaakceptować bez zastrzeżeń, szczególnie dla człowieka, który przeżył to, co ja.- Ja przeżyłem to także, sir.- Tak, ale.- Ugryzł się w język.Przez chwilę spoglądali na ponury krajobraz.W końcu Malacar zapytał:- Czy ten specjalista od chorób, Larman Pels, zatrzymał się ostatnio na Honsi?- Tak, to prawda.Czyżby tutaj zawitał także?- Jakiś czas temu.Czego on tam właściwie szukał?- Pewnych informacji medycznych, statystyk i mężczyzny, którego nigdy nie było.- Mężczyzny?.- Tak.Nazwiskiem Hyneck lub podobnie.Nasze banki danych nie posiadają o nim żadnych informacji.Proszę spojrzeć na te płomienie, sir.Niezwykły widok."H? - zapytywał się w duchu Malacar.- Czyżby ów Hyneck był tym tajemniczym nosicielem chorób? Nigdy o nim nie słyszałem, ale jeżeli.""Gorączkę deibańską odkryto na innych światach niż Deiba stosunkowo niedawno" - przypominał sobie czytany wcześniej fragment raportu."Za wyjątkiem jednego przypadku jest zawsze i wszędzie śmiertelna.Nawiązuję oczywiście do przypadku H.Czynnik umożliwiający przenoszenie tej choroby nie jest jeszcze znany"."Czy to możliwe - medytował Malacar - aby człowiek zwany H był nieświadomym niczego roznosicielem tej choroby? W papierach Pelsa musi być gdzieś zanotowane jego prawdziwe nazwisko.Będę musiał się tym zająć."Epidemii gorączki deibańskiej na innych światach niezmiennie towarzyszyła eksplozja przeszło pół tuzina egzotycznych chorób.Ich obecność także nie została jednoznacznie wyjaśniona.Lecz H przeżył je wszystkie.Czy to możliwe, aby równoczesne pojawienie się tych chorób powodował jakiś nieznany czynnik, tkwiący w H?Możliwości militarnych implikacji tego zjawiska przeszyły mózg Malacara niczym nagła błyskawica.Wiedział, iż na obecnym etapie wszyscy są już przygotowani do wojny bakterio - biologicznej - nawet kombinowanej.Lecz to wyglądałoby na przypadkowe zabójstwa, wymykające się racjonalnej klasyfikacji, i co ważniejsze, nie podlegałoby przeciwdziałaniem.Jeżeli byłoby to możliwe, a H rzeczywiście jest kluczem kontrolującym ten proces - lub też sam jest tym procesem - wtedy rozdźwięczą się dzwony śmierci.Przy pomocy tego człowieka mógłby wyrządzić Ligom więcej szkody, niż przypuszczał w najśmielszych marzeniach.Należało jedynie określić, czy ten Hyneck jest rzeczywiście H.A jeżeli tak, to należało go zlokalizować.Przez godzinę stali i w milczeniu obserwowali płomienie i piekło wrzącej lawy.W końcu Morwin chrząknął nieśmiało.- Chciałbym odpocząć przez chwilę.Wciąż jeszcze czuję się słaby.- Oczywiście, oczywiście - odparł Malacar, zarzucając chwilowo drogą swemu sercu wizję.- Ja zostanę tu jeszcze przez jakiś czas.Przynajmniej nie przerodzi się to w sprzeczkę.- Mam nadzieję, iż nie okazałem się zbyt natrętnym towarzyszem.- Ależ skąd.Podniósł mnie pan na duchu o wiele bardziej, niż mógłbym przypuszczać.Obserwował go, dopóki nie zniknął mu z oczu, a potem parsknął krótkim śmiechem."Może wizja, którą zamknąłeś w swej kuli, jest prawdziwa" - pomyślał z rozbawieniem.Dokładna projekcja tego, co ma dopiero nadejść.Właściwie nigdy nie miał nadziei na sukces, chyba że.Jak to dalej było? Ten wiersz, którego nauczył się, będąc jeszcze na uniwersytecie?.Chyba, że upadną sklepione Niebiosa,A Ziemię rozedrą nowe konwulsje.Wtedy, ku naszej radości, cały ŚwiatSkurczy się w Planisferę."Jeżeli mam rację co do tego człowieka, to zmienię tam wszystko, całe CL, tak jak ty to zrobiłeś w tej chwili - w pla - nisferę."Shind! - wykrzyknął nagle.- Czy wiesz, co się stało?- Tak, słuchałem wszystkiego.- Poproszę Morwina, by został tu przez jakiś czas.My dwaj już wkrótce wyruszymy w kolejną podróż.- Skoro tak mówisz.Dokąd?- Na Deibę.- Tego się właśnie obawiałem.Na tę ostatnia uwagę Malacar roześmiał się.W południe mgła rozstąpiła się, ukazując słońce.Spirale gwiazd, które obserwował, przywodziły mu na myśl oglądane w dzieciństwie sztuczne ognie.Jego dłoń nieświadomym ruchem opadła na przymocowaną do pasa, opatrzoną monogramem torbę.Zapomniał, że tam była.Słysząc grzechot kamyków, spojrzał w dół i na chwilę zapomniał o gwiazdach.Jego kamienie.Jakież one były piękne! Jak mógł z taką łatwością o nich zapomnieć? Dotknął ich palcami i uśmiechnął się.Tak, to prawda.Kawałki minerałów nigdy cię nie zdradzą.Każdy jest unikalnym, niewinnym światem samym w sobie.Jego oczy wypełniły się łzami.- Kocham was - szepnął, oglądając je kolejno i troskliwie umieszczając z powrotem w torbie.Trocząc ją do pasa, obserwował ruchy własnych dłoni.Palce pozostawiały na materiale wilgotne smugi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]