[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, poruszają się.I nagle, w sposób, którysprawia, że po plecach przechodzi mi dreszcz, Maisie zaczyna przesuwać prawą rękę.Porusza nią z trudem, zprzerwami (sytuację utrudnia wbita w żyłę igła z kroplówką), ale tego ruchu w żadnym razie nie można nazwaćnieświadomym czy przypadkowym.Biała, posiniaczona, chudziutka ręka Maisie pełznie po białej pościeli zwolna, centymetr po centymetrze.Można odnieść wrażenie, że ta ręka posiada własną wolę, choć na twarzyMaisie maluje się wyraz intensywnego skupienia.Pochylona nad łóżkiem Stella zamiera.Dłoń Maisie niczymkrab wędruje w kierunku dłoni matki, nieruchomieje na sekundę i znowu podejmuje podróż.Maisie udaje sięostatnim wysiłkiem lekko podnieść palce, które jak pająk opadają na rękę Stelli i usiłują ją chwycić.Stellaprzekręca dłoń i palce Maisie zamykają się wokół niej.Z gardła dziewczynki wydobywa się niski, warczącyodgłos.Nie potrafię powiedzieć, co może oznaczać ten warkot, ale Stella nie ma co do tego najmniejszych wąt-pliwości.- Jestem tutaj! - mówi.- Jestem tutaj, skarbie! Och, wiedziałam, że nas słyszysz! Byłam pewna, że wy-zdrowiejesz! -Niezgrabnie chwyta Maisie w ramiona, przytula do niej mokrą od łez twarz.- Julio, Dan, widzieliścieto! Byliście przy tym, jesteście świadkami! Szybko, niech ktoś pobiegnie po siostrę oddziałową, po lekarza, już,natychmiast, chcę, żeby sami zobaczyli.Pielęgniarki i lekarze rozmaitej rangi zjawiają się po paru minutach.Podczas tego całego zamieszaniaViolet wychodzi, prowadząc za sobą oniemiałą Veronicę.Podchodzę do łóżka, żeby pocałować Maisie w czołoi pożegnać się z nią.Czuję, że ta chwila należy do Julii i Stelli, nie do mnie, poza tym, ostrzeżony przez Nicka,wiem, że nawet tak oczywiste postępy nie wykluczają ponownej zapaści.Nie chcę być świadkiem czegoś ta-kiego i nie chcę, aby Stella wyczuła mój strach.Kiedy się pochylam, Maisie spogląda mi prosto w oczy.Patrzy na mnie twardo, trochę obco, jakbyśmywitali się po raz pierwszy, jakby w moich oczach dostrzegła kogoś, w kim rozpoznaje swojego wspólnika czysojusznika.Oczy Maisie mają nieugięty wyraz, jest w nich coś, co porusza mnie do głębi.Zdaję sobie sprawę,że to tylko sprawa mojej wyobrazni, ale mimo to cofam się gwałtownie.Wychodzę na szpitalny korytarz.Julia, ku mojemu zaskoczeniu, idzie za mną.- Jesteś kompletnie niepoprawny, prawda? - zaczyna bez wstępów.- Serdeczne dzięki za pomoc, Dan.Herbatka w kawiarence, co? Biedna dziewczyna wyglądała, jakby ją piorun strzelił.Zostaw Veronicę w spo-koju.To słodki dzieciak, zupełne niewiniątko.Chociaż raz powiedz sobie, że nikomu niczego nie musisz udo-wadniać.Mógłbyś złamać ją jednym ruchem małego palca, oboje dobrze o tym wiemy.- O czym ty mówisz, na miłość boską? - odpowiadam.- Wypiłem filiżankę herbaty, to wszystko.A przyokazji o mało nie skonałem z nudów, warto dodać.Dziewczyna zaraz wychodzi za mąż, spędziła dwa lata wszwajcarskiej szkole dla dobrze urodzonych dziewcząt i opowiadała mi o tym wszystkim także prawie dwa lata.L RTJeśli sądzisz, że to dziewczyna w moim typie, choćby w przybliżeniu, to naprawdę w ogóle mnie nie znasz.Mało brakowało, a udusiłbym się całą tą jej słodyczą.- No i dobrze! Była miła dla Stelli, więc nie chcę, żebyś ją zranił.I mimo wszystko znam cię na wylot,Dan! Czytam w tobie jak w otwartej księdze.Zwieże podboje to dla ciebie zawsze wielka pokusa.- Nie, nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz, do ciężkiej cholery! Nie myślę o Veronice, myślę o Maisie.Co się z tobą dzieje, do diabła? Nie jesteś przypadkiem zazdrosna?- Spadaj! - warczy Julia i odwraca się na pięcie.Drzwi zamykają się za nią z cichym trzaskiem.Znowu ruszam przed siebie labiryntem cichych korytarzy.Już po para minutach zapominam o oskarże-niach Julii.Myślę o Maisie i o tej chwili, gdy jej ręka zaczęła się poruszać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]