[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oczach Grubina zabłysnął święty ogień pioniera, ogień Galileusza i Giordano Bruno.Kierował eksperymentem, a Udałow bardzo chciał znaleźć się w grupie kontrolnej, chociaż i to nie ratowało go przed ewentualnymi konsekwencjami.- Jest pan gotów? - zapytał Grubin Ałmaza, obracając się ku niemu całym ciałem i powiewając kartką protokołu niczym sztandarem.- Można rozlewać - odparł starzec.Był prawie bez sił, wycieńczony napięciem i wysiłkiem fizycznym.Wyraźnie chwiał się na swym krześle.- Pomóc? - zapytała Helena Siergiejewna i nie czekając na odpowiedź rozlała płyn z miski do szklanek i kubków.Dziewięć naczyń stało ciasną grupką pośrodku stołu i ktoś pierwszy powinien wyciągnąć po nie rękę.Starzec przeżegnał się zamaszyście, co było sprzeczne z naukowym nastrojem doświadczenia, lecz nie wywołało protestów, przesunął dłonią nad grupą filiżanek i wybrał sobie błękitną ze złotym szlaczkiem.- No - powiedział obrzuciwszy pozostałych przenikliwym wzrokiem - z Bogiem lPrzymknął oczy, wlał zawartość filiżanki do gardła i przełknął z głośnym bulgotem.Potem odstawił puste naczynie na stół i powiedział ochryple:- Dobre poiło.Heleno, daj wody do popicia.I natychmiast cisza, która zapadła w pokoju, gdy tylko starzec wziął filiżankę ze stołu, skończyła się.Wszyscy jak na komendę ruszyli do stołu, po szklanki, jakby znajdował się w nich szampan.Misza Standal wypił pierwszy i rozkasłał się.- Mocne? - zapytał Grubin, który wolno sączył eliksir, aby dokładnie poczuć działanie preparatu.- Dostało się w drugą dziurkę - powiedział Misza, nadal kaszląc.Szuroczka, nie wypuszczając filiżanki z ręki, poklepała go po plecach i rozlała eliksir na podłogę.- Co ty robisz! - powiedział Misza.- Podłogi nie zamierzaliśmy odmładzać.- Rzeczywiście! - rozzłościł się Grubin.Szuroczka zmieszała się, upiła łyk, skrzywiła się i powiedziała:- Jakie paskudztwo! I w dodatku słone.Grubin zamieszał resztkę płynu na dnie szklanki i powiedział, zwracając się przede wszystkim do Udałowa, który znieruchomiał ze szklanką w ręku, w ciężkiej podejrzanej zadumie:- Dzisiaj my, a jutro cała ludzkość - wykrzyknął.- Na świecie nie będzie starców.Wzrok Grubina zahipnotyzował Udałowa.W jego wnętrzu zaczął rosnąć bohater.Bohater obijał się o żebra, trykał w serce, kopał w kolana i łaskotał w kręgosłup.I Udałow ujrzał oczami duszy, jak on, młody i smukły, jedzie na Plac Czerwony.Zgodnie i rytmicznie gra orkiestra dęta.Ogromne tłumy mieszkańców Moskwy i przyjezdnych stoją po obu stronach ulicy Gorkiego, którą w otwartym samochodzie sunie majestatycznie Korneliusz Udałow z butelką eliksiru w dłoniach.Z tyłu suną samochody członków rządu.Udałow ma zajęte ręce, więc nie może godnie odpowiedzieć na entuzjastyczne powitania ludu, tylko uśmiecha się szeroko i z całego serca.Na Placu Czerwonym ustawili się w karnych szeregach uprawnieni do skorzystania z eliksiru w pierwszej kolejności.Po prawej zasłużeni emeryci, po lewej - kaukascy matuzalemowie.Udałow wysiada z samochodu.Muzyka urywa się, tylko miarowo, niczym wielkie serce, łomoce werbel.- Witajcie, towarzysze starcy! - mówi Udałow.- Witaaaaa!.Grzmią, przetaczają się nad Placem Czerwonym drżące głosy.Udałow walczy ze łzami, napływającymi do oczu.Wyjmuje z kieszeni srebrną szklaneczkę z kompletu do golenia i ostrożnie, aby nie uronić nawet kropli - kamery telewizyjne całego świata śledzą każdy jego gest - nalewa szklaneczkę do pełna.Stoi przed nim długowieczny starzec kaukaski w wieku 142 lat, a osiemdziesięciu dwóch wnuków i prawnuków, zgrupowanych za nim, bije brawo.Matuzalem drżącą ręką podnosi szklaneczkę do wyschniętych ust, po czym oblizuje krople z brody.Udałow nie traci czasu.Robi krok do przodu.Jeszcze jeden sędziwy starzec patrzy na niego z nadzieją i miłością.Następnie szybkim defiladowym krokiem przecina Udałow plac po czerwonym chodniku i nalewa do pełna weteranowi trzech wojen.Weteran pije.Udałow - siewca ludzkiego szczęścia - idzie dalej i wszędzie towarzyszą mu pełne zachwytu westchnienia wdzięcznego narodu.Starcy i weterani młodnieją w oczach.Wracają na swoje miejsce przerzedzone włosy, niknie siwizna, prostują się zgarbione plecy, oczy nabierają blasku i oto Już ognista zamaszysta lezginka poderwała pierwszego matuzalema.Były starzec mknie w tańcu po kamiennej kostce, a za nim wnuki i prawnuki, równie smukli i barczyści, podzwaniający ładownicami i kindżałami, wywijający papachami.Lezginkę podchwytują weterani, krąg taneczny wciąż się.rozszerza i potężnieje.Młode i piękne sprzedawczynie z GUMu na widok takiego skupiska młodzieży męskiej porzucają swoje miejsca pracy i wybiegają na plac, kokieteryjnie strzelając oczyma.A Udałow wciąż biegnie i biegnie wzdłuż spragnionych szeregów, nie ustaje, dopóki widzi chociażby jedną, wyciągającą się ku niemu pomarszczoną rękę.- No i jak, będziemy pić? - zapytał surowym głosem Grubin, niwecząc piękne widziadło.Udałow wyprężył się, obciągnął niebieską kurtkę od piżamy, westchnął głęboko i zupełnie tak samo, jak sędziwi starcy z jego widzenia, duszkiem wypił filiżankę.Natychmiast wydało mu się, że odmłodniał i usłyszał lezginkę.O mało nie ruszył w tany, ale nadział się na własną gipsową rękę i zląkł się, że wypił zbyt mało eliksiru.Mogli go przecież oszukać, wykiwać.Zobaczył ledwie napoczętą filiżankę Szuroczki i ukradkiem sięgnął po nią zdrową ręką.Grubin postawił swą szklanką i wrócił do protokołu.- No więc, Grubin zażył - pierwsza grupa.- Kto jeszcze z pierwszej? Udałow.Standal i Rodionowa - druga grupa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]