[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A zresztą nie mogło być nic gorszego od gniewu Blackstrapa, z którym wszyscyniebawem mieli się zmierzyć. Musimy teraz dokładnie sprawdzić więzy pozostałych  odezwał się Anbaya. Kapitandostanie szału. Trudno. Mkuse wskazał ruchem głowy zbitą ścianę zieleni, która wchłonęła ichofiarę. Tam bestii nie znajdziemy.Wysoko w wierzchołkach drzew ptaki zaniepokojone strzałami piratów wciąż skrzekliwiedawały wyraz swemu niezadowoleniu. Co się stało? Złapaliście to czy uciekło?  Reszta ścigających dołączyła do czołapościgu. Uciekło  wyjaśnił Anbaya. Za szybkie dla nas.Grupa wyczerpanych pogoniąmężczyzn zaszemrała. No i co? Jedno mniej do pilnowania, słowo daję. mruknął Samuel. Właśnie  zgodził się Watford. Mamy jeszcze cztery bestie.Tylko teraz trzebapilnować, żeby żadna już nie uciekła. Kapitan będzie musiał się z tym pogodzić  dorzucił Copperhead. Może złapiemy dlaniego jeszcze coś.Treggang był mniej optymistycznie nastawiony. Co mu powiemy?  zapytał.Wielki Zulus wzruszył ramionami. Prawdę.Bestia była dla nas za szybka i uciekła.Gnała, jakby gonił ją sam diabeł roześmiał się. Może myślała, że my jesteśmy diabłami?Próba poprawienia nastroju wypadła blado.Została skwitowana kilkoma niepewnymichichotami.Dowiedziawszy się, że jedno z jego drogocennych zwierzątek wymknęło się z rąk piratom, Blackstrap eksplodował jak dwunastofuntowe działo  Kondora.Jak zwykle toSmiggens był tym, któremu w końcu udało się uspokoić kapitana.Wraz z Mkuse przypomniałmu, że wciąż jeszcze mają czterech jeńców, a jeśli szczęście im dopisze, może powiększą tęliczbę.Co do tej czwórki, to zareagowała ona na ucieczkę jednego ze swoich, wpatrując się wswych prześladowców tępym wzrokiem, czym dała dowód, że jest tylko stadkiem głupichzwierząt, co było oczywiste.Smiggens i jego towarzysze byliby szczerze zdumieni, gdyby wiedzieli, jakie emocjetargają tymczasem czwórką jeńców.Pomrukując groznie pod nosem jak niedzwiedz, któremu przeszkodzono w posiłku,Blackstrap zadowolił się wymierzeniem biednemu wartownikowi takiego ciosu w głowę, że uchonieszczęśnika spuchło natychmiast jak kalafior.Marynarz nie miał zamiaru skarżyć się na swójlos.Wręcz przeciwnie, uznał się za szczęściarza woląc nie myśleć, co by było, gdyby kapitanmiał pod ręką szablę lub choćby nóż.Smiggens starał się jak umiał pocieszyć swego przyjaciela i szefa. Nie przejmuj się tak, Brognar.Kto wie, jakie bestie mogą się czaić za najbliższą skałaczy drzewem? Jeśli będziemy mieć szczęście, możemy spotkać jeszcze bardziej godne uwagidziwolągi. Taaa.Chyba masz rację, panie Smiggens.Ty często masz rację, muszę przyznać.W końcu obojętnie machnął ręką w kierunku, w którym zniknęła uciekinierka. Niech sobie idzie.Potraktujemy to jako lekcję.Zawsze uczcie się na własnych błędach powiódł po załodze zmrużonymi oczyma. Ja też tak robię, dlatego jeszcze żyję.Odpowiedzią na jego słowa było kilka radosnych okrzyków, przepełnionych ulgą.Wporównaniu z reakcją, jakiej spodziewali SIQ marynarze, zachowanie Blackstrapa można byłonazwać wspaniałomyślną dobrodusznością.Jak słuszne miały się okazać przypuszczenia pierwszego oficera co do spotkaniaciekawszych bestii, nikt na razie nie mógł sobie nawet wyobrazić.Gdyby piraci mogli choćbypodejrzewać, jakich naprawdę stworzeń ojczyzną jest Deszczowa Dolina, ich entuzjazm zapewnebardzo by przygasł. VIIKeelk biegła, dopóki nie zabrakło jej tchu.Pierś falowała jej gwałtownie, w nogach czułaból.Zwolniła i zatrzymała się pod strzelistą cekropią.Starając się oddychać jak najciszej, rzucałagłową z boku na bok, by uchwycić uchem najmniejszy nawet szmer.Na przekór swymwymiarom władcy Deszczowej Doliny potrafili przemykać przez las z niebywałą zręcznościąalbo trwać w całkowitym; bezruchu, pozornie pogrążeni we śnie lub w nieświadomości, dopókiktoś nieostrożny nie znalazł się w ich bezpośrednim zasięgu.Oczywiście większość z nich byłatak dobrze karmiona przez cywilizowanych Dinotopian, podróżujących przez ich terytorium, żenie potrzebowała polować.Lecz pierwotny instynkt często brał u nich górę nad logiką i zdrowymrozsądkiem, więc te stworzenia zawsze należało uważać za niebezpieczne.Ta zasada znana byławszystkim mieszkańcom Dinotopii już od najmłodszych lat.Gdy więc w pobliżu zaświergotał ptak lub owad przeskoczył nagle z gałęzi na liść, Keelkanalizowała taki dzwięk i ruch, usiłując dojść, co może oznaczać i czym jest naprawdę.Każdygaj, każde drzewo mogło skrywać nieznane niebezpieczeństwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl