[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnego wczesnego ranka - nie potrafię ocenić, ile dni minęło, odkąd przekroczyła mójpróg, odkąd Abalyn odeszła, wiem tylko, że cały czas pozostawałyśmy w mieszkaniu.Niepotrzebowałam jedzenia, w każdym razie poza tym, które już było w spiżarni i lodówce.A zatem,pewnego wczesnego sierpniowego ranka obudziłam się i odkryłam, że jestem sama w łóżku.Pościel była tylko pościelą.Wszystkie ukwiały znów się rozpłynęły, odeszły tak, jak przybyły,wedle jej woli, czy raczej na jej rozkaz i życzenie.Pozostała tylko pościel, pachnąca potem iseksem, a także bardzo słabo morzem.Zniłam o dniu, gdy razem z Abalyn udałyśmy się nad rzekę inie zobaczyłyśmy niczego, tyle że we śnie coś widziałyśmy.Nie powiem, co.To nie ma znaczenia.Ocknęłam się ze snu i leżałam, mrugając, natychmiast świadoma faktu, że Evy nie ma obok mnie.Dotąd sypiałam w jej ramionach, albo ona w moich.Zwijałyśmy się jak płody, niezrodzonestworzenia w swoich objęciach.Splatałyśmy się razem, jakby od tych objęć zależało nasze życie.- Evo? - wyszeptałam sennie.- Dzień dobry, Indio Morgan - odparła.Znów stała w oknie sypialni i spoglądała w niebo, które dopiero zaczynało jaśnieć.Tymrazem nie była naga.Włożyła na siebie czerwoną, jedwabną sukienkę, ale została na bosaka.Blaskświtu powlókł jej bladą twarz przytłumionym odcieniem oranżu.Oranżu bądz toffi.Wilcza Eva,która nigdy nie istniała, miała oczy barwy toffi.Przez chwilę zastanawiałam się, czy światło tylkoodbija się od niej, czy także promieniuje z jej wnętrza.Stała bardzo prosto.Gdy mówiła, nieoglądała się na mnie przez ramię.Nie otaczał jej żaden blask i wyglądała tylko jak zwykła,szczupła, blada kobieta.Nie była już nieziemska i pomyślałam: czar prysł.Pomyślałam: może to, cosię odtąd wydarzy, będzie moim wyborem i tylko moim.Może istotnie tak było.Teraz jednak, wiedząc już to, co wiem, wolę myśleć inaczej.- Powinnaś coś na siebie włożyć - powiedziała słowami miękkimi jak aksamit.- Musiszzawiezć mnie dzisiaj nad morze.Musimy wyruszyć jak najszybciej.I tak już zbyt długo toodwlekałam.Nie znalazłam powodu, by wątpić w jej słowa.W każdym swym aspekcie wydawały sięabsolutnie rozsądne.Widziałam, jaką jest istotą, byłam świadkiem jej magii i oczywiście musiałaznalezć się blisko morza.Wstałam, znalazłam parę w miarę czystych majtek i niepasujące do siebieskarpetki (jedną w kratkę, jedną w czarno-białe paski), drelichowe szorty i podkoszulkę khaki, którązostawiła Abalyn.Teraz wiem i wiedziałam wtedy, że na jej widok powinnam poczuć ukłucie.czegoś.Ale nie.Po prostu ją włożyłam.Właśnie sznurowałam tenisówki, gdy spytała, czy jestem głodna, czy przed wyjazdem niechcę zjeść śniadania.Odparłam, że nie, że nie jestem głodna, choć byłam. - Czy znasz plażę Moonstone? - zapytała.- Jasne.Byłam tam mnóstwo razy.Latem można przejść tylko wąskim kawałkiem plaży Moonstone, bo kiedyś mieściła się tamplaża dla nudystów, aż w 1989 roku urzędnicy z Departamentu Zwierzyny i Rybołóstwa uznali ją zarezerwat zagrożonej sieweczki bladej.Od kwietnia do połowy września nie wolno zbliżać się domiejsc gniazdowania sieweczek.Te maleńkie szaro-białe ptaki mają czarne paski wokół szyi imiędzy oczami.Zmigają po piasku, dziobiąc to, czym się żywią - robaki, żuki czy coś takiego.- W takim fazie pojedziemy na plażę Moonstone.A potem zaczęła opowiadać o styczniu sprzed dwunastu lat, kiedy tankowiec i holownikosiadły tam na mieliznie.Z tankowca wylało się ponad osiemset tysięcy galonów toksycznego olejugrzewczego, który trafił do cieśniny Błock Island i na plażę.Tankowiec nazywał się North Cape ,a holownik Scandia ; podczas sztormu wpadły na skały na przybrzeżnych płyciznach.Wyciekdoprowadził do zanieczyszczenia Trustom i Card - dwóch słonych jezior graniczących z plażą - asamą Moonstone zasłały trupy dziesiątek milionów zatrutych morskich ptaków, homarów, małży irozgwiazd.Morze wyrzucało na tę plażę wszystko, co tylko mogło się zatruć.Ludzie uratowaliczęść ptaków.Nie da się uratować zatrutego homara.Nie przeczuwasz nawet uciech, które w sercach nam.- To była masakra - powiedziała Eva i w jej głosie usłyszałam przejmującą gorycz.- Ona niezapomina takich rzeczy.Większość ludzi owszem.Bo ptaki wracają, skorupiaki wracają i nikt nie opowiada turystom, co się tu zdarzyło.Alemorze pamięta.Pamięć morza obejmuje eony.Opowiadam jej, jak w dzieciństwie na Conanicut Island znalazłam skamielinę trylobita.- Ale był trochę zgnieciony, bo ił przekształcił się w łupek.- I wtedy zorientowałam się, żegadam od rzeczy, i urwałam.- Zpiewałam dla mnie - powiedziała, a ja usiadłam na łóżku, obserwując odbijające się od jejtwarzy światło barwy toffi.- Zpiewałam ciebie i czerpałam z ciebie twoją pieśń.Dotrzymałamobietnicy.- Myślisz, że ona czeka? - spytałam.- To znaczy, twoja matka.A ona nie odpowiedziała.Chciałam jej powiedzieć, że ją kocham.Chciałam błagać, by została ze mną na zawsze, byudusiła mnie w swoich hemipelagicznych fantasmagoriach, które pozwalała mi ujrzeć tylkoprzelotnie.Ubłagać, by nauczyła mnie metamorfozy, bym ja też mogła się zwijać i skręcać ispoglądać na świat czarnymi rekinimi oczami.Proszę, naucz mnie czarów, pomyślałam, bym mogławzywać ukwiały i kraby, ośmiornice i rozgwiazdy.Zostań i już zawsze bądz moją siostrą, mojąkochanką, nauczycielką, moją zgubą.Moje myśli były jasne jak wschodzące słońce, a ona usłyszałaje wszystkie.Albo może tylko odgadła.- Nie - wyszeptała.- Dałam ci tyle, ile mogłam.I wtedy przypomniałam sobie moje lipcowe sny o plaży, o tym, jak tańczyliśmy ręka w rękęw rytm Kadryla z homarami , a Eva grała na skrzypkach.Zachowałam to jednak dla siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]