[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kom­putery nie są już zarezerwowane dla wojskowych, instytucji rzą­dowych czy wielkiego biznesu.Trafiły bezpośrednio w ręce twór­czych osób na wszystkich poziomach społeczeństwa, stając się środkiem kreatywnego wyrażania myśli i rozwoju.Środki i zawar­tość multimediów staną się mieszaniną osiągnięć artystycznych i technicznych.Napędzać zaś rozwój będzie ich powszechna do­stępność.Przykładem są gry elektroniczne.Wynoszący piętnaście miliar­dów dolarów roczny obrót grami jest większy niż obrót przemy­słu filmowego, szybciej też rośnie.Firmy produkujące gry wymu­szają tak szybki rozwój wskaźników, że wkrótce rzeczywistość wirtualna stanie się istotnie „rzeczywistością” - i to za niewielką cenę, podczas gdy agencji kosmicznej NASA udało się to osiągnąć kosztem ponad dwustu tysięcy dolarów.W końcu 1994 roku Nintendo oferowało grę z rzeczywistością wirtualną Virtual Boy za sto dziewięćdziesiąt dziewięć dolarów.Przyjrzyjmy się najszybszemu procesorowi Intela, wykonujące­mu ponad sto milionów instrukcji na sekundę (MIPS).Porównaj­my to z mającym tysiąc MIPS-ów procesorem firmy Sony w stacji gier Playstation, kosztującej dwieście dolarów.Co się dzieje? Od­powiedź jest prosta: nasze pożądanie nowych rodzajów rozrywki jest prawdopodobnie nie do zaspokojenia, a nowe gry trójwymia­rowe, na które liczy cały przemysł gier, wymagają takiej mocy obliczeniowej i nowych monitorów.Aplikacja wymusza rozwój.Podawać czy pobierać?Wiele dużych firm medialnych, takich jak Viacom, News Cor­poration czy nawet wydawca tej książki, dodają większość nowej wartości do swych produktów tylko w jeden sposób: przez dystry­bucję.Jak już wcześniej mówiłem, dystrybucja atomów jest o wie­le bardziej skomplikowana niż dystrybucja bitów i wymaga sił wiel­kiej firmy.Transportowanie zaś bitów jest znacznie prostsze i - w zasadzie - wyklucza potrzebę dużych korporacji.Prawie.W dzienniku „New York Times” napotkałem interesujące mate­riały Johna Markoffa, piszącego o komputerach i telekomunikacji.Bez „New York Timesa” nigdy nie dowiedziałbym się o jego pra­cach.Jednakże obecnie, gdy już go znam, byłoby dla mnie o wiele prostsze mieć automatyczną metodę zbierania każdego nowego materiału, który napisał J.Markoff, i zamieszczania go w opracowa­nej dla mnie gazecie lub w zbiorze plików zalecanych do czytania.Zapewne byłbym nawet skłonny zapłacić mu przysłowiowe dwa centy za każdy materiał.Jeżeli tylko co dwusetny użytkownik Internetu zechciałby sko­rzystać z materiałów J.Markoffa, a on sam pisałby setkę materia­łów rocznie (faktycznie pisze od stu dwudziestu do stu czterdziestu artykułów rocznie), to zarobiłby około miliona dolarów rocznie, co zapewne znacznie przekracza jego zarobek w „New York Timesie”.Jeśli uważacie, że jedna dwusetna osób to za dużo, poczekajcie chwilę.Duże liczby naprawdę czynią cuda.Jak już ktoś ma ustalo­ną opinię, to udział dystrybutora w świecie cyfrowym staje się co­raz mniejszy.Dystrybucja i transportowanie bitów muszą zawierać proces fil­tracji i selekcji.Firma medialna jest między innymi poszukiwaczem talentów, a jej kanał dystrybucji stanowi najlepszą metodę ich pro­mowania i testowania.Ale w pewnym momencie autor może już nie potrzebować tego forum.W erze cyfrowej Michael Crichton z pewnością zarobi więcej pieniędzy, sprzedając swe książki bezpo­średnio.Przykro mi, wydawco, ale taka jest prawda.Postać cyfrowa zmieni sposób pracy mass mediów z podawania ludziom bitów na metodę pozwalającą im te bity pobierać samemu.Jest to radykalna zmiana, ponieważ sama koncepcja mediów opie­ra się na wielowarstwowej strukturze filtrowania, która zmniejsza ilość informacji i rozrywki do pewnej liczby „bestsellerów”, rzuca­nych na różne „widownie” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl