[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy tym pełne wyjątkowej obłudy i fałszu, zawsze skłonne dręczyć słabszych od siebie, a gnące się przed mocniejszymi oraz łączące wyuczoną na pamięć wiedzę teologiczną z przyrodzoną ciemnotą umysłu.Zapewniam was, mili moi, że tak samo będzie za lat pięćset, a może i tysiąc.Chyba, że nasz Pan zdecyduje się wreszcie, by po raz drugi zstąpić w chwale i mieczem swego słusznego gniewu pokarać tych, którzy plugawią jego nauki.Mogłem sobie pozwolić na chłodny stosunek do naszego duchowieństwa, gdyż takie właśnie były również zalety inkwizytorskiego fachu.Ale w tym wypadku musiałem być miły i uprzejmy, gdyż proboszcz Wasselrode był w końcu przyjacielem Jego Ekscelencji ze szczenięcych lat (kto by pomyślał, że Ekscelencja w ogóle miał szczenięce lata!).Zresztą wśród księży też zdarzali się ludzie światli i uczciwi, choć wierzyć mi się nie chciało, by proboszczem bogatej parafii Gniewu Pańskiego mógł zostać taki właśnie człowiek.– Nazywam się Mordimer Madderdin – rzekłem – i powiadomiono mnie o waszych potrzebach.Nie powiedziałem „kłopotach” ani nie oznajmiłem, że jestem inkwizytorem.W końcu nie wiedziałem, kim jest kobieta, a im mniej osób pozna cel mego przyjazdu do Kassel, tym lepiej dla mnie i dla sprawy.– Moje dziecko.– Proboszcz odwrócił się w stronę kobiety.– Idź do kuchni i zobacz, czy Stefania nie ma dla ciebie jakichś ciasteczek.Dama w czerni uśmiechnęła się pobłażliwie, a uśmiech jeszcze dodał piękna jej i tak urodziwej twarzy.– Dziadku – powiedziała.– Ja już wyrosłam z ciasteczek.Podniosła się jednak z krzesła i skinęła mi oficjalnie głową na pożegnanie.Proboszcz zaczekał, aż zamknie drzwi za sobą.– Witajcie, inkwizytorze – rzekł i wskazał mi miejsce, na którym jeszcze przed chwilą siedziała kobieta nazywająca go dziadkiem.– Tak naprawdę jej dziadek był moim bratem – wyjaśnił, jakby spodziewał się pytania.– Ale umarł, kiedy jeszcze była dzieckiem.– Dama niezwykłej urody – powiedziałem uprzejmie.– Jeśli wolno mi wyrazić tę śmiałą myśl.Pokiwał głową zadowolony, lecz jakby przygotowany na to, że cały świat został stworzony, by chwalić jego krewniaczkę.– To różyczka, panie Madderdin – rzekł z uśmiechem.– Piękne kwiecie, oszałamiający zapach i ostre kolce.Przysiadł na krześle naprzeciwko mnie, ale zaraz podniósł się znowu i klepnął dłonią w czoło.– A to ze mnie gospodarz – parsknął.– Napije się pan czegoś? A może zgłodniał pan w podróży?– Uprzejmie dziękuję – odparłem.– Jednak później nie omieszkam skorzystać z łaskawej propozycji księdza dobrodzieja.– Frykasów u mnie nie ma – mruknął – ale wszystko z własnego warzywnika.Mam jeszcze poza tym kurnik.– Wyliczając, zagiął lewą dłonią mały palec u prawej ręki.– Chlewik, zagrodę dla kóz, dwie mleczne krowy i wędzarnię.Chleb też pieczemy sami.Wszystko swojskie, panie Madderdin.Uśmiechnąłem się, bo ten człowiek mi się podobał.Lubię księży potrafiących zajmować się przyziemnymi sprawami, a nie mających gąb nafaszerowanych patetycznymi komunałami oraz frazesami.Poza tym zauważyłem, że za paznokciami miał czarne obwódki, dłonie pokłute kolcami, a na palcach zsiniałe zgrubienia, wyraźnie od szpadla lub łopaty.To mi się też podobało, gdyż pokazywało, że proboszcz sam lubi zadbać o własne gospodarstwo.– Ale, ale.– Machnął ręką.– Powiedzcie, jak tam Gersard.Podagra?– Podagra, wrzody, ponoć hemoroidy.– Rozłożyłem dłonie.– Pan doświadcza Jego Ekscelencję.– Pan Panem – przerwał mi.– Gdyby Gersard nie pił jak smok, byłby zdrowszy.Powiedzcie mu to.– Nie omieszkam – odparłem, wyobrażając sobie minę biskupa, gdybym śmiał mu coś takiego zasugerować.– Pewnie – rzekł z uśmiechem.– Myślicie, że mało razy zapraszałem go do siebie? Mówiłem: odpoczniesz od trosk, od lekarzy, dworzan, codziennych spraw.– Ponownie machnął ręką.– Gdzie tam! Wiecie, co odpowiedział?– Nagom wyszedł z żywota matki mojej i nago się tam wrócę.Pan dał, Pan odjął.Jako się Panu upodobało, tak się stało.Niech będzie błogosławione imię Pańskie – odparłem słowami Pisma.– Lub też: Prochem jesteśmy.Człowiek, jako trawa dni jego, jako kwiat polny, tak okwitnie.– Co do literki! – Klasnął w dłonie.– Widzę, że naprawdę znacie Gersarda.– Sprawdzacie mnie? – Uśmiechnąłem się.– Mam glejt i listy.– Sięgnąłem w zanadrze.– Sprawdzam? – Spojrzał na mnie zdumiony.– Nie, na miecz Pana, do głowy by mi nie przyszło pana sprawdzać, panie Madderdin.Bo sądzę, że bezprawne podawanie się za inkwizytora jest karalne, nieprawdaż?Roześmiałem się tylko, gdyż przecież sam doskonale znał odpowiedź na pytanie, które postawił.Uzurpowanie sobie władzy inkwizytorskiej karane było z całą surowością prawa.Skazanemu obcinano bluźnierczy język, wypalano kłamliwe oczy i ucinano nieczystą prawą dłoń.Potem puszczano go wolno, by własnym przykładem zaświadczał, że nikomu nie wolno igrać z cierpliwością Świętego Officjum.– A wie ksiądz, że cały czas tacy się zdarzają? – zapytałem.– Pomimo surowości kary?– Gdybyż kara działała odstraszająco na przestępców, już dziś żylibyśmy w Raju, panie Madderdin.Pokiwałem głową, gdyż do pewnego stopnia miał rację.Poza tym łagodność, cierpliwość oraz chęć zrozumienia grzesznika często przynosiły o wiele bogatsze plony niż pozbawiona finezji brutalność.Niemniej istniały przestępstwa, których płazem nie wolno puścić.Bo jakżeż można byłoby mówić o zaufaniu do Świętego Officjum, gdyby na świecie roiło się od bezkarnych przebierańców?– Ale przejdźmy do rzeczy, inkwizytorze – rzekł i spoważniał.– Ośmieliłem się prosić Jego Ekscelencję, by was przysłał, i abyście podzielili się ze mną swym bezcennym, jak mniemam, doświadczeniem.Bo jesteście człowiekiem doświadczonym, nieprawdaż? – Spojrzał na mnie.– Na pewno doświadczanym – zażartowałem.– Ale jeśli pytacie o mój staż w Inkwizytorium, przyznam, iż mam zaszczyt już wiele lat służyć Panu na tej ugornej niwie.– Niemniej jakieś plony zebraliście? – Cały czas przyglądał mi się uważnie.– Z łaską Pańską – odparłem.– No dobrze – westchnął.– Nie liczę wszak, że przedstawicie mi świadectwo dokonań oraz kwalifikacji.Już samo to, że Gersard wysłał właśnie was, świadczy za wami.A sprawa jest, miejcie to na uwadze, wielce delikatna.Większość problemów, które musi rozwiązywać Święte Officjum jest wielce delikatnych, więc nie zdziwiły mnie jego słowa.– Zanim zaczniemy, księże proboszczu, pozwólcie zadać jedno pytanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]