[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malarz powiedział, że miejscową świątynię ozdobił już dawno temu.Każdy fragment sklepienia był dziełem jego rąk.Do sąsiedniej parafii, gdzie pracował nad wystrojem wnętrza tamtejszej kaplicy, nie było daleko.Późnym przedpołudniem zabrał Silje ze sobą.Pojechali wozem.Benedykt nie należał do rannych ptaszków.Jego sinoczerwony nos świadczył o tym, że wysoko sobie ceni radość płynącą z mocnych napitków.Silje była przekonana, że wszyscy bez trudu odgadną, co przeżyła tej nocy.O dziwo, wyglądało na to, że tylko jej się tak zdaje i nikt nie zauważył niczego szczególnego, bo rozmawiali z nią jak zwykle serdecznie i naturalnie.Zdumiewające! Dla Silje ten moment zwrotny w jej życiu był tak poniżający, że chciała umrzeć.Do tego wszystkiego pożądała niewłaściwego mężczyzny.Przez cały czas, kiedy jechali wozem, Benedyktowi nie zamykały się usta.Powoził, trzymając w ręku lejce, i opowiadał Silje o swoich triumfach artysty, o wszystkich pięknych malowidłach, które wykonał.Głośno przeklinał księży reformacji za to, że kazali stare, wspaniałe dekoracje w kościołach pokryć wapnem, bo, jak twierdzili, część z nich była nieprzyzwoita.- Nieprzyzwoita! - parsknął.- Nie ma nic nieprzyzwoitego w miłości, Silje.Wszystko jest naturalne i piękne.To myśli tych obłudnych starców są nieprzyzwoite.Nieco ją to uspokoiło, choć jeszcze nic w pełni.- Na szczęście są też rozsądni księża.W pewnym stopniu udało się im powstrzymać tę histerię czystości.Wzięli sobie do serca słowa Grzegorza „w obrazach będą czytać ci, którzy czytać nie umieją”.Tak należy rozumieć wartość sztuki sakralnej! Zobaczysz mojego anioła Sądu Ostatecznego.Ach, to arcydzieło! Heming był moim modelem.Znów się zaczerwieniła.- Tak, na pewno był doskonałym modelem - zamruczała.Benedykt zaśmiał się.- Na pewno nie duchowo.A ty może zechciałabyś pozować mi jako uwiedziona dziewica w obrazie Sądu Ostatecznego?- Nie - odpowiedziała gwałtownie.- Ależ dlaczego nie? Byłabyś doskonała z tymi cudownymi złotobrązowymi włosami.Oczywiście musiałabyś pozować bez odzienia.- No nie, co też wy mówicie, panie!Benedykt roześmiał się ponownie.- Żartowałem tylko.Bo choć z pewnością masz duszę artysty, to jednak zbyt mało otwartą.Pruderyjne wychowanie - mruknął do siebie.Nie chciała tego słuchać.Demonstracyjnie złożyła ręce na kolanach i spuściła wzrok.Gdyby nieco odwróciła głowę, zobaczyłaby góry.Nie spojrzała jednak na nie.Choć ją kusiły i przyciągały, dziś jeszcze bardziej niż zwykle.Być może te postacie były tam, na niebie? Być może ta największa z nich była.- Czy to już ten kościół? - wykrzyknęła.- Tak, ale to chyba nie powód, żebyś była taka przerażona?- Nie.Ja tylko.Nie dokończyła.Nie mogła opowiedzieć o swoich rojeniach.Z goryczą poczuła, że staje się mokra w najwstydliwszy sposób - tak, jak to się stało w nocy.Powoli obeszła cały kościół uważając na rusztowania.Podziwiała dzieła Benedykta.W jednym z nich rozpoznała scenę biblijną.Czterech jeźdźców Apokalipsy.Tu oto wędrują tłumy ludzi dotkniętych zarazą.Tu zniszczenia wojny.A tu sama - śmierć.A tam.no tak, to właśnie Heming, anioł Sądu Ostatecznego.Nieco wystylizowany, ale to z pewnością on.Silje westchnęła z podziwem.Głośno pochwaliła dzieło, a jej słowa płynęły ze szczerego serca.Benedykt był zachwycony.- Patrz, patrz - wołał z entuzjazmem, ciągnąc ją za sobą.- Co sądzisz o tym?- Piękne - odpowiedziała Silje z wahaniem.- Ale dlaczego namalowaliście, panie, kobietę ubijającą masło? A za nią diabła?Benedykt zachichotał.- Zawsze chcą czegoś takiego.Muszą mieć trochę zabawy, księża i kościelni, i całe zgromadzenie.- Ale ja nie rozumiem - powiedziała Silje z prostotą.Ze zdziwienia otworzył usta.- Chcesz powiedzieć, że.że nie rozumiesz symboliki? Nigdy nie widziałaś jak się ubija masło? Sama nigdy tego nie robiłaś?- Ależ tak, ale.W jednej chwili wielki rumieniec oblał jej policzki.Uciekła.Coś tak niegodziwego! Coś tak.Benedykt wyglądał, jakby pożałował swych słów.- Jesteś dla mnie zagadką, kochana, ogniokrwista dziewico.Tak, od razu widać, że masz gorącą krew.Może chciałabyś pomóc mi malować? - spytał w przypływie wielkoduszności spowodowanej jej pochwałami.- Możesz wypełnić ten ornament z gałązek winorośli.Malowałaś już kiedyś?Nigdy jeszcze tego nie robiła, ale w żadnym wypadku nie chciała przepuścić takiej okazji.Pokazał jej farby.Caput mortuum, czyli czerwień.Sadza, czyli czerń; tej nie należy używać zbyt wiele, bo malowidło byłoby wówczas za smutne.I absolutnie nie wolno mieszać z innymi farbami.Wapienna biel, lazurowa zieleń, miedziowa, jasnobłękitna ultramaryna i żółta ochra - te kolory mogła łączyć, byle tylko nie zabrudziła jego farb.Niepewnie ujęła pędzel.Kwadrans zajęło jej wypełnianie pierwszego listka, tak bardzo bała się, że wyjdzie poza linię.Potem poszło już szybciej.Żywo rozmawiali o sztuce.Benedykt, zawieszony pod dachem, pracował nad Adamem i Ewą, bardzo cnotliwie przyodzianymi w ogromne figowe liście, a Silje powoli posuwała się naprzód w swej pracy nad ornamentem.Nie wiedziała nic o sztuce; to Benedykt pouczał ją przez cały czas i czuł się w tej roli znakomicie.- Nudzę cię? - zapytał nagle.- Nie, nie! - odpowiedziała żywo.- To takie ciekawe, nigdy jeszcze o takich rzeczach nie słyszałam, nikt tak ze mną nie dyskutował.Malarz uśmiechnął się leciutko, samymi kącikami ust.Dyskusja to raczej niewłaściwe określenie dla jego prawie nie ustającego monologu.Dzień miał się ku końcowi, kiedy zszedł na dół.Pracowali z takim przejęciem, że zapomnieli o jedzeniu.- Patrzcie, patrzcie - powiedział z uznaniem.- Wiedziałem, że na pewno dasz sobie z tym radę.Udało ci się nawet ożywić te listki.Gdzie nauczyłaś się sztuki cieniowania?- Nic o tym nie wiem - odparła nieco skrępowana, ale jednocześnie bardzo dumna z pochwały.- Próbowałam tylko wyobrazić sobie, jak wygląda liść.- Jutro też musisz przyjść ze mną - rzekł z zapałem.- Niech „ciotki” zajmą się dziećmi, to sprawi im tylko radość.O Boże, jak bardzo polubiła tego starszego człowieka, którego poznała tak niedawno!Najbardziej była mu wdzięczna za to, że pomógł jej znaleźć miejsce na ziemi.Silje, obcy ptak, który nie pasował do życia we dworze, odkryła teraz, że istnieje inny świat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]