[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.kilka malw z jasnymi kity11I sad.gdzie ciemna liSciami cytrynaS³oñce odstrzela liSciem zwierciadlanym,Pod któr¹ wczeSnie noc ju¿ byæ zaczyna,Noc sprzyjaj¹ca mySlom zadumanym,Zielonociemna, cicha, wonna, Swie¿a,Noc dla poety i owiec pasterza.8712O wy, Amora s³udzy, wietrzne duchy,Z motylowymi skrzyd³ami wietrzniki.Ja bym rozes³a³ was gdzie na pods³uchyI przez was wiedzia³ natury tajniki,I co wieczora, pij¹c nektar s³odki,Str¹ca³bym z czary was mówi¹cych plotki.13O ró¿nych ludzkich mi³oSciach tajemnych,O sercach, które nie kochane pêk³y,O skarbie w stra¿y anio³Ã³w podziemnych;A gdybyScie mi o czym smutnym jêk³y,O jakim kraju, co le¿y w mogile,Wzi¹wszy was, duchy, za skrzyd³a motyle,14Sk¹pa³bym ca³ych w czerwonym falernie,Malwy rozkwit³¹ sch³osta³bym ³odyg¹,Miêdzy ró¿ane gdzie zarzuci³ ciernieLub wzi¹wszy za ³eb zrobi³bym go fryg¹,Aby siê krêci³, szed³ w ciemne Ereby,¯e mi przypomnia³ smutek bez potrzeby.15Przed moj¹ chat¹ przyjaciele m³odzi,Kiedy siê dla nich ca³y baran piecze,Pokazaliby s³oñcu, co zachodzi,W piryjskim tañcu wydobyte miecze;Przed nimi z twarz¹ jasn¹ i weso³¹Gra³bym na lutni i prowadzi³ ko³o.8816A tam na szarej kolumny u³omkuWianek s¹siadów moich siwobrodych,Pochy³ych ludzi przy pochy³ym domku,Dawa³by rêk¹ takt tañcowi m³odych.I przyklaskiwa³by memu rymowi.Duchy sny straty starce, b¹dxcie zdrowi.17Czy nie widzicie, ¿em chory szatanizm,Bajronizm siedem mnie drêczy boleSci;Wierzê w religi¹ mas w republikanizm,W postêp.a nawet.wierzê w te czterdzieSciCztery.choæ nie wiem, co ta liczba znaczy,Ale w ni¹ wierzê jak w dogmat.z rozpaczy.18Mam tak¿e ufnoSæ wielk¹ w jezuick¹Reakcj¹.lecz siê nie ³¹czê i czekam;Tymczasem trudniê siê mow¹ sanskryck¹,I z Europy znudzony uciekam,Jak cz³owiek, co siê na przysz³oSæ sposobiI chce przekonaæ ludzi ¿e coS robi.19Najwyæwiczeñsi w tej sztuce k³amaniaNie warci s¹ mi rozwi¹zaæ trzewika;Ci¹gle mam czarny palec od pisaniaI w oczach ci¹gle coS na kszta³t p³omykaPoetycznego.st¹d miê czêSciej witaPoet¹ ten, co widzi, ni¿ co czyta.8920Biorê na Swiadki te strofy ostatnie,Czy w nich poezji jest choæ za trzy grosze.Nie bój siê, niech je twa krytyka p³atnie Od nieprzyjació³ moich wiêcej znoszê Te strofy s¹ z³e, powiedz to otwarcie;Pisa³em, jakbym nigdy nie by³ w Sparcie;21Te strofy s¹ z³e no, wiêc na to zgoda;Niepoetyczne.zgadzam siê i na to.Chodx¿e tu do mnie.patrz.b³êkitna wodaIgra pod moj¹ kaik¹ skrzydlat¹,£Ã³dka przez fale rozbudzone pêdziJak najkszta³tniejszy z Olimpu ³abêdzi.22Przez nachylone ¿agle ksiê¿yc bladyPokazuje mi majtki zadumane;Stoj¹ jak dawni rycerze Hellady,O maszt oparci.z³otem haftowanePancerze maj¹ i bia³e kapoty.Ksiê¿yc jest na nich b³êkitny i z³oty.23Oni umiej¹ zostaæ nieruchomiJako pos¹gi, patrz¹c w niebo czyste,Eol sam wichry szalone poskromiI z ¿aglów muszle porobi srebrzyste,W których siê oni.na pó³ skryci mieszcz¹Jak duchy mySl¹ wywo³ane wieszcz¹.9024I cicho, i wraz.o godzino Swiêta!£Ã³dka siê w morskie rzuci³a g³êbinyI z jêkiem stanê³a nagle wzdrygniêta.To by³a pierwsza fala Salaminy:Spotkaæ pierwszego Polaka przybieg³a,I wstrzês³a mnie tak.i jêk³a, i leg³a.25A za ni¹ inne fale z wielkim gwaremOd brzegu bieg³y, szerz¹ce wzdychania.Jutrzenka ¿ywym sp³onê³a po¿arem.S³oñce.ju¿ by³o bliskie swego wstania;MySla³em, ¿e w tym wiekopomnym krajuStanie w piorunach jak Bóg na Synaju.91
[ Pobierz całość w formacie PDF ]